W sobotę rano poseł Borys Budka opublikował na Facebooku i Twitterze spot wyborczy jednego z kandydatów w wyborach samorządowych. Po fali krytyki w mediach społecznościowych polityk zreflektował się. 

Budka z jednej strony przeprosił i usunął post, który łamał ciszę wyborczą, z drugiej tłumaczenia posła PO wydawały się co najmniej dziwne. Przy okazji Borys Budka wdał się w ostrą sprzeczkę z redaktorem naczelnym portalu TVP Info, Samuelem Pereirą. Dziennikarz przypomniał politykowi, że jako były minister sprawiedliwości i poseł partii, która na każdym kroku podkreśla, że broni praworządności, sam łamie prawo, naruszając ciszę wyborczą. Budka odbił piłeczkę, twierdząc, że, w odróżnieniu od Pereiry po skandalu wokół materiału uderzającego w lekarzy rezydentów, potrafi przeprosić i przyznać się do błędu. Z kolei dziennikarz przypomniał, że poseł edytował swój wpis, zmieniając wersję co do pierwotnej daty i godziny publikacji.

Teoria o umiejętności przyznania się do błędu jest dość ciekawa, bo po pierwsze, Budka zwalił wszystko na "błąd systemu", a po drugie: Platforma ma ogólnie duży problem z przyznawianiem się do błędów i przepraszaniem. To, co pojawia się na taśmach z restauracji Sowa i Przyjaciele (poseł Stanisław Gawłowski na jednym z takich nagrań stwierdził, że Platforma "ch*** potraktowała wyborców), jakoś nie przechodzi politykom tej partii przez gardło w oficjalnych wypowiedziach, wywiadach, konferencjach czy wystąpieniach w Sejmie. Interesujący jest również wątek byłego pracownika TVP, Ziemowita Kossakowskiego, który zostaje przywołany w wymianie zdań między Borysem Budką a Samuelem Pereirą. Mimo wszystko warto docenić przynajmniej słowo "przepraszam".

Za łamanie ciszy wyborczej grozi kara grzywny w wysokości od 500 tys. do 1 mln zł, o czym ochoczo przypominali Budce internauci. 

yenn/Twitter, Fronda.pl