Portal Fronda.pl: Konflikt pomiędzy rządem a górnikami zażegnany, przynajmniej na razie. Czy słowo „porozumienie” jakie pojawia się w tym kontekście, jest tu na miejscu?

Arkadiusz Czartoryski, PiS: Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście doszło do porozumienia. Wierzę, że związki zawodowe przedstawiły górnikom faktyczną sytuację. Jeśli związki na coś się zgodziły, to można mówić o porozumieniu. Problem polega jednak na tym, że teraz to Sejm został wystrychnięty na dudka.

Dlaczego?

Porozumienie zawarte w sprawie czterech kopalń wymaga zmiany ustawy, którą przyjęliśmy w nocy z czwartku na piątek. W porozumieniu pojawia się na przykład kwestia tzw. osłon dla górników. PiS apelował o to, aby zaczekać na finalizację rozmów ze stroną społeczną i dopiero wtedy przyjąć ustawę, która będzie zawierała wnioski, płynące z tego porozumienia. Rząd jednak bardzo chciał przyjąć ustawę szybko. Podejrzewam, że Senat będzie teraz próbował nanosić poprawki na ustawę z godnie z porozumieniem, które jest zupełnie inne, niż wcześniejsze zapowiedzi premier.

Jakie są różnice pomiędzy przyjętą ustawą a zawartym z górnikami porozumieniem?

Zasadnicza różnica polega na tym, że w porozumieniu nie ma mowy o likwidacji kopalń, a przecież wcześniej mówiono o likwidacji czterech z nich. Wprawdzie Platforma się wykręca, próbując przekonać, że choć użyła 23 razy słowa „likwidacja”, to wcale jej o likwidację nie chodziło. Porozumienie jest inne, niż to, co na początku proponowała Ewa Kopacz.

Dlaczego doszło do takiego zwrotu akcji? Przecież jeszcze parę dni nie zanosiło się na to, aby premier miała zmienić zdanie ws. górników.

Eskalacja konfliktu społecznego, upór górników i badania socjologiczne zlecone przez rząd spowodowały, że trzeba uratować kampanię prezydencką Bronisława Komorowskiego i wycofać się z początkowej pozycji.

A może to nie tylko kwestia kampanii prezydenckiej, ale także medialnego nacisku. Kilka dni temu premier była gościem Kamila Durczoka, który swoimi twardymi pytaniami i ripostami po prostu ją skompromitował. Czegoś takiego do tej pory nie widzieliśmy w TVN24...

Z tym, że ta zmiana w mediach, nazywana „przesunięciem wajchy”, także jest związana z kampanią prezydencką. Obozowi III RP, w tym najbardziej gnuśnym wydaniu, skupionemu obecnie wokół prezydenta, który jest gwarantem istnienia tego obozu, ogromnie zależy na reelekcji Komorowskiego. Pamiętamy słowa guru tego środowiska, Adama Michnika w programie Tomasza Lisa, że Bronisław Komorowski MUSI wygrać i wygra na pewno, bo to w tej chwili jest to najważniejsza sprawa. Komorowski jest bowiem gwarantem, że to, co ustalono przy okrągłym stole, nadal będzie wyznacznikiem naszego życia. Obóz przeraził się tym, że premier Kopacz popełnia zbyt wiele błędów, które mogą zaszkodzić Komorowskiemu, dlatego zmieniono zdanie.

Jak sprawę chciała „rozegrać” premier?

Kopacz chciała zrobić to samo, co z lekarzami, czyli szczuć społeczeństwo na lekarzy, że to darmozjady, nie wiadomo ile zarabiają, a źle leczą, etc. Wtedy to się jej udało. Minister Bartosz Arłukowicz uchwycił, kto jest negocjatorem ze strony lekarzy i złamano całe środowisko. Kolejni lekarze łamali się i podpisywali porozumienia. W przypadku górników ten manewr się nie sprawdził. Też próbowano wmówić Polakom, że wszyscy się dokładają do górników, utrzymujemy ich, że to worek kamieni na naszych plecach. Próbowano wmówić społeczeństwu, że gnuśni górnicy, do których się dokładamy, ponoszą winę za obecną sytuację. Górnicy byli tym wszystkim zdegustowani – jeśli ktoś pracuje bardzo ciężko i zarabia 1700 złotych, to nie czuje się darmozjadem. Po sprawdzeniu sondaży, z których wynikało, że zdecydowana większość społeczeństwa jest po stronie górników, rząd wycofał się ze swoich planów. Teraz mamy porozumienie, które w żaden sposób nie jest podobne do ustawy, którą przyjęliśmy w Sejmie.

Może społeczeństwo poparło górników, z obawy, że za jakiś czas podobna sytuacja przydarzy się innej grupie zawodowej, która też będzie oczekiwała pomocy ze strony państwa?

Polacy poparli górników, bo wyczuli, że ktoś tu próbuje oszukiwać i wpuszczać ich w maliny. Eksperci nie zagłębiali się w to, jak zarządzane są kopalnie, ile pieniędzy pochłaniają same zarządy. Jako mieszkaniec północno-wschodniego Mazowsza chciałbym zapytać, dlaczego węgiel sprzedawany przez kopalnię za 300 złotych, u mnie w Ostrołęce czy na Podlasiu kosztuje nawet do 1000 złotych? Co się dzieje po drodze? Czy te koszty pośrednictwa są uzasadnione? Kto na tym zarabia? Jakie firmy? Trzeba zapytać polityków PSL, ilu swoich urzędników obsadzili w rożnych instytucjach, które się tym zajmują. PSL po cichutku ucieka od odpowiedzialności. Nie ma pogłębionej dyskusji, a społeczeństwo wyczuwa, że ktoś chce je oszukiwać.

[koniec_strony]

W mediach znalazłam opinię, że skoro rząd ze względów piarowych (reelekcja Komorowskiego) ugiął się przed grupą górników, których jest ok.100 tysięcy, to teraz powinien pomóc frankowiczom, których jest nawet 600 tysięcy.

Z przerażeniem słucham, jak wicepremier Janusz Piechociński mówi, że „widziały gały, co brały”, więc rząd na razie nie powinien się w to mieszać. Eugeniusz Kłopotek powtarza to samo. Nie zgadzam się z tym! Przeciętny obywatel, biorący kredyt nie ma instrumentów, by sprawdzić wieloletnią prognozę przewidywalności kosztów kredytu. Rząd i instytucje nadzoru takie instrumenty mają. Skoro tego nie sprawdzono i pozwolono na taką sytuację, to dzisiaj rząd powinien się zaangażować w problem. To są setki tysięcy ludzi, całe rodziny, miliony naszych obywateli! Uważam, że rząd powinien pochylić się nad tym problemem.

Ale duża część z tych ludzi wcale nie należy do najbiedniejszych. Frankowicze, przez lata śmiejąc się nam w twarz, że płacą absurdalnie niskie raty, wyjeżdżali na egzotyczne podróże. Druga strona medalu jest taka, że to przecież wina banków, które udzielały kredytów we frankach tym, których nie było na nie stać, którzy w ogóle nie powinni dostać kredytu!

Banki, udzielające kredytów we frankach, zrobiły sobie wielotysięczną armię niewolników, czyli ludzi, którzy już nigdy o własnych siłach nie wykaraskają się ze zobowiązań kredytowych. Znam młode rodziny, które przez wiele lat systematycznie, bez żadnych problemów spłacali raty, a teraz ich kredyt z dnia na dzień urósł. Banki miały instrumenty, aby zbadać wieloletnią prognozę finansową, tego nie mieli ludzie. Zachęcano ich do brania kredytów we frankach, a normalną rzeczą jest, że każdy chce mieć tańszy kredyt. Banki powinny były przedstawiać długoletnie perspektywy finansowe, które ostrzegłyby klientów, że po latach ich raty mogą wzrosnąć. Jeśli ktoś jest w sytuacji, że po latach spłacania jego kredyt nie maleje, ale się zwiększa, to tylko zasila armię niewolników, którzy do końca życia sami nie będą w stanie spłacić swoich zobowiązań, będą pracować na banki. Proszę pamiętać, że w sytuacji ogólnoeuropejskiego kryzysu, banki wykazują 20-procentową zyskowność. Są jedyną „wyspą szczęśliwości” w gospodarce. Banki powinny odzwierciedlać sytuację gospodarki. Jeśli ta oscyluje około 0, to absurdem jest, że banki mają 20 proc.

Ale kredyt zaciągnięty w PLN także rośnie. Można przez pierwsze lata płacić mniejsze raty, później one rosną.

To jednak wynika z inflacji, zarobków poszczególnych kredytobiorców oraz kondycji naszej gospodarki. Kredyty we franków rosną potężnymi skokami. Rząd nie może umywać rąk, musi ustabilizować sytuację.

W jaki sposób? Jaki pomysł ma na to PiS?

Mamy w prawie zapis o tym, że w sytuacjach nadzwyczajnych rząd może ustalić kurs na przykład na poziomie sprzed skoku, jaki nastąpił kilka dni temu. Ten kurs byłby stały. Poseł Paweł Szałamacha szczegółowo przedstawiał ten projekt.

Wracając na koniec do górników, to czy rzeczywiście zawarte porozumienie jest dla nich korzystne? Czy mieli oni świadomość tego, na co się godzą?

Rząd działa na gwałt i w tym pośpiechu chałturzy. W 70 godzin przygotowano ustawę, w nocy ją przegłosowano, jest już nieaktualna. Następnego dnia, pod wpływem eskalacji konfliktu społecznego, podpisano porozumienie. Przyjdzie jeszcze czas na precyzyjną ocenę tego porozumienia. Platforma rządzi już od ośmiu lat – w Sejmie, w województwach, sejmikach, Kancelarii Prezydenta, więc ma komfortową sytuację, by zaprezentować wieloletni program restrukturyzacji i postawienia na nogi nie tylko Kompanii Węglowej, ale polskiego węgla kamiennego. A posłowie PiS ciągle czekają na ten strategiczny dokument. Węgiel to nasz surowiec numer jeden, na nim powinna się opierać gospodarka. Wobec tego, rząd powinien mieć konkretny plan działania, a nie szarpać się od problemu do problemu. Donald Tusk chciał się dostać do Rady Europejskiej, więc – jak mówi sam Piechociński – oszukał społeczeństwo. Teraz podpisano porozumienie, a jak będzie ono działać w praktyce, dopiero się dowiemy. Porozumienie dotyczy jednak tylko czterech kopalń. Mamy chaos, łatanie problemów na chwilę... Teraz zwarto szeregi, bo jest kampania prezydencka, ale co będzie w maju? Cz rzeczywiście ciężka choroba nowotworowa, która drąży polską energetykę i górnictwo, będzie przez rząd wyleczona? Czy będzie strategiczny dokument? Czekamy na to.

Co w tym czasie oczekiwania zrobił PiS?

PiS przyjął kilka strategicznych dokumentów, jeśli chodzi o węgiel kamienny. To nasze podstawowe źródło energetyczne. Na nim powinniśmy się opierać, nawet kosztem narażenia się na reperkusje w związku z podpisaniem paktu klimatycznego. Nie możemy zbijać gospodarki, niszcząc nasze źródła energetyczne i zamieniając je na coś, czego w Polsce nie mamy. A nie mamy rud uranu, własnych technologii atomowych, naszych wiatraków... Wszystko importujemy. To jest coś, czym nie zastąpimy węgla kamiennego, który jest naszym bogactwem. Jeśli chodzi o ochronę klimatu, to musimy pamiętać, że dzisiejsze elektrownie węglowe są bardzo nowoczesne. Wiedzą o tym Niemcy, którzy na nie stawiają. Nie bądźmy przeciw węglowi kamiennemu, bo wcale nie jest on taki brudny i toksyczny, jak próbuje nam się wmawiać.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk