Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Polska lewica jest szalenie wyczulona na wszystkie przejawy antysemityzmu, także te rzekome. Z drugiej strony entuzjastycznie podchodzi do pomysłu przyjmowania w kraju arabskich migrantów, wśród których antyżydowskie nastroje są rozpowszechnione. Szef Centralnej Rady Żydów w Niemczech Josef Schuster na łamach ostrzega, że napływ tych migrantów niezawodnie doprowadzi do wzrostu rzeczywistych antysemickich nastrojów. Dlaczego dla polskiej lewicy to nie jest kłopot?

Andrzej Jaworski, PiS: Problem jest moim zdaniem bardziej złożony. Mamy do czynienia z sytuacją walki kulturowej. Proszę zwrócić uwagę, że nie tylko Izrael powiedział, że nie będzie przyjmować uchodźców. Powiedziały to także najbogatsze państwa Zatoki Perskiej. Takie stanowisko zajęła teraz także Turcja, robiąc to ze względów ekonomicznych. Choć Stambuł od lat przyjmuje ogromne liczby uchodźców, to mimo rozlicznych apeli Unia Europejska i inne organizacje międzynarodowe nie kwapią się do pomocy i nie chcą zdjąć z barek Turków ciężarów ekonomicznych związanych z utrzymywaniem tych ludzi. Państwa Zatoki Perskiej nie chcą przyjmować uchodźców, choć to w przeważającej ilości muzułmanie, ponieważ mają już bardzo dokładnie poukładaną politykę wewnętrzną i nie są zainteresowane tym, by cokolwiek się tam zmieniało. Izrael odrzuca migrantów ze względów bezpieczeństwa. Dokładnie te same interesy są teraz rozgrywane w Europie. Żydzi nie są zainteresowani tym, by grupy, z którymi mają bardzo napięte relacje, zaczęły osiedlać się na terenie państw, w których prowadzą interesy i gdzie są ich skupiska. Z kolei lewica realizuje tak naprawdę pewien program: polega on na tym, że im bardziej rozgrywana jest nasza kultura i tradycja, tym lepiej. W związku z tym gdy tylko pojawia się jakaś kontrpropozycja dla polskiej tradycji, to propozycja ta jest popierana. Myślę, że właśnie o to chodzi u nas także w sprawie uchodźców.

W ciągu ostatnich dni niemieckie media powszechnie piszą o prześladowaniach, jakich chrześcijanie doświadczają w obozach dla uchodźców ze strony imigrantów. Czy ujawnienie masowości takich zachowań powinno wpłynąć jakoś na polską politykę migracyjną, czy nie?

Swego czasu pojawiła się informacja o muzułmańskich imigrantach płynących na statku do Europy, którzy zamordowali swoich chrześcijańskich współpasażerów, by zapewnić sobie większe bezpieczeństwo w czasie drogi. Nie bardzo było to nagłaśniane i krytykowane… Chrześcijanie w ogóle nie otrzymują żadnej szczególnej pomocy. Prawo i Sprawiedliwość mówi o tym od lat. Sam podkreślałem, że porwani w Syrii przez bojowników Państwa Islamskiego chrześcijanie traktowani są jak niewolnicy. Jednak ani ze strony Unii Europejskiej, ani ze strony Polski, nie ma żadnego mocnego stanowiska. Każdy, kto o tym wie, zdaje sobie sprawę, że jeżeli chrześcijanie nie są tam bronieni, to nie otrzymają także żadnej pomocy, gdy trafią do obozów uchodźców w Europie. I tak właśnie się dzieje.

W Niemczech podnosi się teraz, że jeśli już przyjmować migrantów wszystkich wyznań, to może chociaż ich od siebie separować, tak, by powstrzymać muzułmanów przed prześladowaniem wyznawców innych religii. Jak ocenia pan takie rozwiązanie?

Stworzylibyśmy wówczas getta i przyznalibyśmy, że przyjmujemy na swoje terytorium osoby, które nie będą szanowały i przestrzegały prawa. To rzecz bardzo poważna. Jeżeli mielibyśmy zakładać taki scenariusz, to trzeba byłoby uznać, że takich ludzi nie będziemy w ogóle przyjmować. Władze Polski nie podejmują jednak tej sprawy, nie odnoszą się do niej, nie mówią o zagrożeniach. Tymczasem Polacy po prostu nie chcą, by muzułmańscy imigranci napływali do naszego kraju. To podstawowa rzecz, którą powinna być dla władzy zobowiązująca.

Czyli rozwiązanie to zdecydowane nie dla muzułmańskich migrantów?

Mówię to od samego początku. Nie ma dziś zgody na przyjazd do Polski imigrantów ekonomicznych – a przecież to w większości tacy ludzie przyjeżdżają do Europy. Tych, którzy naprawdę byli prześladowani i stracili swój majątek, nie stać na zapłacenie pośrednikom tysięcy dolarów za tranzyt.

Gdy mówi się o takim rozwiązaniu, by w ogóle nie przyjmować muzułmanów, lewica – tak w politycy jak i dziennikarze – zaraz sięgają po Hitlera. Okazuje się, że segregacja religijna to praktyka quasi-nazistowska. Sądzi pan poseł, że koszty, które musiałaby ponieść Polska, gdyby zdecydowała się przyjmować tylko chrześcijan, nie byłyby zbyt duże?

Nie możemy bać się żadnej opinii publicznej. Nie możemy uginać się pod naciskiem żadnej organizacji, żadnego państwa, a tym bardziej mediów. Musimy szanować naszą kulturę, dbać o państwo, dbać o naród. Wiem, o czym mówię – dobrze znam środowiska muzułmańskie mam wielu przyjaciół muzułmanów. Także oni wiedzą, do czego może doprowadzić niekontrolowany radykalizm muzułmański.

Osoby, które krytykują nas za to, że jesteśmy jakoby „zamknięci” i „nieeuropejscy” niech powiedzą publicznie, jaką osobiście świadczyli potrzebującym pomoc. Czy nie jest tak, że są to ludzie, którzy jedynie wzywają do pomocy z budżetu państwa, z pieniędzy innych? My, chrześcijanie, odpowiadamy na prawdziwe zapotrzebowania, potrafimy się dzielić. Na całym świecie większość obozów dla prześladowanych jest prowadzona albo wspierana przez instytucje katolickie, przez polskich kapłanów i polskie siostry zakonne. Katolicy robią to z dobrego serca, nie z pobudek ekonomicznych. Dwa lata temu, między innymi z panią poseł Jolantą Szczypińską i panem posłem Grzegorzem Matusiakiem, byliśmy i pracowaliśmy w jednym z większych obozów dla uchodźców w Syrii. Nawoływaliśmy do tego, by rząd polski lub jakieś organizacje pomogły prześladowanym. Jak zwykle jednak pomagały tylko organizacje katolickie – mimo tego, że w obozach tych chrześcijan było akurat niewielu.

Dziekuję za rozmowę.