Wczoraj sąd partyjny PiS podtrzymał decyzję o wykluczeniu Zbigniewa Ziobry, Jacka Kurskiego i Tadeusza Cymańskiego.” Już jutro ruszamy w Polskę, chcemy rozmawiać z ludźmi. Od jutra w całym kraju zakładamy kluby Solidarnej Polski. Później spotkamy się z państwem i przedstawimy szczegóły […] Nie mamy logo, nazwy, czy statutu, bo wierzyliśmy w jedność i porozumienie, w to że może dojść do zgody w imię wyższych racji – mówił dziś na konferencji prasowej w Sejmie Zbigniew Ziobro, który zapewnił, że jego środowisko będzie opierać się na dyskusji i dialogu.



Trudno nie zauważyć, że prawica w Polsce jest coraz bardziej rozbita. Donald Tusk rządzi już drugą kadencję i jest coraz silniejszy. Na prawicy natomiast oprócz zawodowych looserów z UPR-u mamy w tej chwili nie tylko PiS, ale również PJN, Solidarną Polskę i Prawicę Rzeczpospolitej. Do tego sporą siłę mają rozbite Kluby Gazety Polskiej, Solidarni 2010 czy Ruch Społeczny im. Lecha Kaczyńskiego. Marzenie o jedności wszystkich tych środowisk to jednak utopia. W niektórych miastach w Polsce rywalizują ze sobą KGP i Solidarni 2010.  Prawica powoli wraca na „kanapy” i tam zaczyna ze sobą walczyć. Widać to zresztą również w próbach zjednoczenia prawicy w środowiskach lokalnych, gdzie rozmowy o zjednoczeniu konserwatywnych środowisk rozpoczynają się od układania list w wyborach. W słynnym filmie Quentina Tarantino „Wściekłe Psy” szef bandy złodziei rozdaje ksywki swoim żołnierzom. Żaden z nich nie dostaje pseudonimu „czarny” bowiem rozpoczęłoby to wojnę między rzezimieszkami. Przypomina to trochę odwieczną sytuacje polskiej prawicy, która ma zawsze więcej generałów niż szeregowych. Jednak chęć przywództwa poszczególnych ambitnych polityków prawicowych nie jest niczym zadziwiającym. W każdym normalnym kraju demokratycznym lider partii, która w ciągu 4 lat przegrywa 6 kampanii wyborczych odchodzi ze swojego stanowiska i przekazuje pałeczkę nowym liderom. Pozwala to utrzymać jedność ugrupowania i daje szanse na zwycięstwo. Prawo i Sprawiedliwość idzie odwrotną drogą. Proszę sobie przypomnieć z jakich polityków składał się PiS, gdy sięgał po władzę w 2005 roku i porównać sobie jego wierchuszkę do tej, która dziś zebrała się wokół Kaczyńskiego. Wystarczy wymienić tylko takie nazwiska jak: Zaleski, Dorn, Jurek, Kowal, Ziobro, Kurski, Poncyliusz,  Mularczyk, Jakubiak, Piłka, Kluzik Rostkowska, Marcinkiewicz,  Bielan, Kamiński i wielu innych. Oczywiście nie każdego z nich można do siebie porównywać i nie każdy był wartościowym politykiem dla prawicy. Jednak były to osobowości a nie klakierzy i potakiwacze. Można oczywiście wierzyć, że wszyscy oni są zdrajcami i agentami Tuska. Jednak nie jest ot chyba zbyt racjonalne wytłumaczenie. Trudno jest uwierzyć, że PiS z Błaszczykiem, Brudzińskim, Hoffmanem czy Lipińskim odniesie większy sukces niż z wymienionymi wyżej politykami.

 

To jest truizm, ale prawica musi ponownie się zjednoczyć by zagrozić Platformie Obywatelskiej i rosnącej w siłę lewicy ( zsumujmy elektoraty Palikota i SLD). Niestety zjednoczenie pod rządami Kaczyńskiego jest coraz mniej prawdopodobne. Czy ponad podziałami będą w stanie się wznieść Jurek, Ziobro i Kowal? Nie jest to wykluczone choć istnieje niebezpieczeństwo, że w takim składzie każdy chciałby by być tym ważniejszym generałem. Na razie zamiast jedności obawiam się, że będziemy mieli do czynienia nie tylko z wojną Mularczyka z Kaczyńskim czy Ziobry z Legutką w PE, ale nawet członków Klubów Gazety Polskiej z członkami Klubów Solidarnej Polski. Donald Tusk będzie mógł znów zapalić cygaro, postawić butelkę wina i oglądać show na swojej plaźmie w nowym „Sherwood”. A prawica przez następne 10 lat będzie się korwinizować. Chyba, że tym razem wyborcy dadzą do zrozumienia, że mają dosyć jednynie "moralnych zwycięstw" i narzekania na niedobre media.

 

Łukasz Adamski