Donald Tusk wbił już ostatni gwóźdź do trumny Grzegorza Schetyny, który snuje się z bladą twarzą po Sejmie. Nie oznacza to, że były twardziel PO, który do niedawna bez mrugnięcia okiem rozliczał się z „niewiernymi”, nigdy się nie odrodzi. Nie takie powroty widzieliśmy w III RP. Dzisiejszy Leszek Miller jest tego najlepszym dowodem. Jednak na razie Schetyna sromotnie przegrał bitwę z Tuskiem, który rządzi dziś w Polsce niepodzielnie. Wszystko wskazuje na to, że za jakiś czas również Bronisław Komorowski nie będzie prowadził otwartej wojny z premierem. „Jeśli dobrze zanotowałem, Grzegorz Schetyna ma zostać szefem komisji spraw zagranicznych”- powiedział  na konferencji prasowej premier o swoim byłym przyjacielu. Trudno o lepszy dowód na jawną radość premiera z powolnej śmierci byłego marszałka Sejmu. Majstersztykiem okazał ruch Tuska z mianowaniem na stanowisko szefa klubu Rafała Grupińskiego, który był jednym z ważniejszych schetynowców. Teraz premier ten sam manewr powtarza z Jarosławem Gowinem. „A czym się kierował ( Tusk-przy. Ł.A)  w przypadku innych decyzji personalnych? Po pierwsze chęcią przygarnięcia do piersi tych, którzy go w przeszłości krytykowali. Tak mocnego przygarnięcia aby nie mogli nawet zipnąć. Tu najbardziej charakterystycznym przykładem jest Jarosław Gowin, który jeśli trafi na jakąś minę, zostanie odwołany jako ten, co sobie nie poradził. A przecież wcześniej nawoływał Tuska do bardziej ambitnej polityki”- pisze Piotr Zaremba. Trudno się z nim nie zgodzić.


Każdy, kto śledzi nasze życie polityczne pamięta jakie Gowin miał problemy ze znalezieniem się na dobrym miejscu listy PO w Krakowie. Tajemnicą poliszynela jest to, że zawarł on sojusz z Grzegorzem Schetyną i prezydentem Bronisławem Komorowskim, dzięki którym znalazł się na 3 miejscu listy i zdeklasował w końcu swoich rywali. Gowin jako jedyny potrafił w poprzedniej kadencji wprost skrytykować rząd za opieszałość. Na dodatek poseł z Krakowa jest jedynym wiarygodnym liderem małej grupy konserwatystów w Platformie. Gowin był jednak do tej pory za słaby by zagrozić władzy Tuska. Jednocześnie był za silny by go otwarcie spacyfikować. Tuskowi nie pozostało więc nic innego jak związać ręce niepokornemu posłowi. Tym bardziej, że nie musi zwalczać otwarcie jego szabel w Sejmie. Na dodatek Tusk znów spowodował strach swojego otoczenia, po pozbawieniu stołka takiego pewniaka jak Krzysztof Kwiatkowski. Nie można oczywiście zapominać, że PiS-owi trudniej będzie krytykować Gowina jako ministra sprawiedliwości. Ten ruch trochę przypomina akcje z Andrzejem Czumą, który jednak szybko się wypalił. Czy Gowina czeka podobny los?


Posunięcia premiera związane z Grupińskim i Gowinem pokazują nie tylko jak wytrawnym graczem jest Tusk, ale również obnażają słabość Jarosława Kaczyńskiego. Obaj politycy są niezwykle do siebie podobni i mają podobne obsesje oraz fobie, które powodują, że dokonują oni co jakiś czas mordów politycznych. Jednak Tusk zachowuje się jak Michael Corleone zaś Kaczyński bawi się w kowboja z Tombstone. Nie ulega wątpliwości ,że Jarosław Kaczyński byłby dziś wielkim zwycięzcą w wojnie ze Zbigniewem Ziobrą, gdyby zamiast wyrzucać 20 polityków swojej partii, zrobił Arkadiusza Mularczyka wicemarszałekiem Sejmu zaś Beatę Kempę szefem klubu parlamentarnego. Tym samym spacyfikowałby buntowników i jednocześnie mógłby systematycznie marginalizować Ziobrę. Dokładnie to samo prezes PiS mógł zrobić z PJN-owcami. Niestety Kaczyński kocha pokazywać wszystkim swoją siłę. I właśnie dlatego nie dość, że przegrał szóste wybory z rzędu, to na dodatek staje się olbrzymem na glinianych nogach. Donald Tusk skupił zaś w swoich rękach pełnię władzy i na dodatek nie musi już liczyć się specjalnie z PSL-em, mając do dyspozycji wygłodniałego Millera i pragnącego blichtru oraz władzy Palikota.  „Krzywdy powinno się wyrządzać wszystkie naraz, aby krócej doznawane, mniej tym samym krzywdziły, natomiast dobrodziejstwa świadczyć trzeba po trosze, aby lepiej smakowały”- pisał Niccolò Machiavelli. Tusk wydaje się być jego wiernym uczniem.

 

Łukasz Adamski