Metropolita gdański, arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, po raz pierwszy po swojej operacji udzielił wywiadu dziennikarzowi katolickiemu. Duchowny opuścił już szpital i powoli dochodzi do zdrowia. - Najpierw bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie modlitwy i solidarne trwanie. Nawet nie przypuszczałem, że będzie tyle dowodów pamięci o mnie - mówi w rozmowie z ks. Rafałem Starkowiczem z "Gościa Niedzielnego".

Metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź opowiada w rozmowie m.in. o tym, jak dowiedział się o swej chorobie. - Najpierw były przypadkowe badania. Nie czułem, że coś mi dolega. Po przebadaniu powiedziano mi, że jest wrzód na żołądku. Potem, miesiąc później, dowiedziałem się, że trzeba natychmiast operować. I więcej. Usłyszałem, że jest to nowotwór - mówi. - Człowiek staje wówczas jak po wyroku na życie. To była niedziela, 28 września. Usiadłem i napisałem testament. Zarówno jego część duchową, jak i materialną. Zrobiłem to ręcznie, włożyłem do koperty, zakleiłem, przystawiłem pieczęć - relacjonuje.

- Później szpital, operacja, pierwsze zdanie się na opatrzność, wolę Bożą i ludzi oraz ich profesjonalizm, ich dobroć i uśmiech. To jest ogromnie ważne dla chorego - podkreśla metropolita.

Abp Sławoj Leszek Głódź potwierdził także, że będzie już urzędował normalnie. - Praca idzie tak, jak przed moim pójściem do szpitala, z zawieszeniem tylko wizyt w terenie, w parafiach. Metropolita - zaznaczył.

Metropolita jest wzruszony, że otrzymał w czasie swego pobytu w Centralnym Szpitalu Klinicznym w Warszawie otrzymał wiele wyrazów serdeczności ze strony jego pracowników - Doznałem tam wiele ciepła. Poczynając od salowych i pielęgniarek, aż po lekarzy. Salowe podkreślały, że modlą się za mnie w domu, z dziećmi. Podobnie było z pielęgniarkami. Bardzo mnie to wzruszało. Tych oznak solidarności było może aż za wiele. Nie przypuszczałem... Chcę dodać, że praca w służbie zdrowia, to wielkie poświęcenie z ich strony - mówił abp. Głódź. 

Cała rozmowa w „Gościu Niedzielnym" 

ed/Gość Niedzielny