Tak się jakoś utarło, że bycie feministką to domena nowoczesnej, wykształconej i osiągającej sukcesy kobiety. Trudno jednak powiedzieć, co tak dokładnie oznacza przynależność do tego kobiecego środowiska, bo ile feministek, tyle definicji feminizmu. W samej trosce o równe szanse czy takie samo traktowanie pracy obu płci nie ma nic złego, więc pewnie i ja śmiało nazwałabym samą siebie feministką. Jest jednak zasadnicze „ale”, wynikające z rozmaitych wypaczeń tego nurtu, które na przestrzeni lat z feminizmu zrobiły przysłowiowy młot na mężczyzn. Wrogość do panów, przybierająca czasem wymiar swoistej wojny płci to właśnie jedna z poważniejszych konsekwencji przepoczwarzenia feminizmu w dość dziwaczną ideologię, której celem staje się raczej ośmieszanie kobiet (mają na przykład zdobywać stanowiska nie ze względu na kompetencje, ale dlatego, że są kobietami), aniżeli rzeczywista troska o nie.

Jednak wspomniana wojna płci, będąca w pewnym sensie nieodłącznym elementem feminizmu, może wkrótce zostać zażegnana. Co jest tą jaskółką pokoju? Oto nadchodzi era mężczyzn-feministów. Jeśli drodzy Czytelnicy, jeszcze nie wiecie, czy należycie do tego elitarnego grona, to już podaję Wam szybką charakterystykę feministycznego mężczyzny.

„Nie bije, nie poniża, szanuje, broni, wspiera, kocha i podziwia. Ramię w ramię z kobietami walczy o równouprawnienie i ani myśli popuścić komuś, kto traktuje panie jak chodzące obiekty seksualne. Co to za cud? Oto męski feminista” – obwieściła na portalu Natemat.pl Małgorzata Gołota.

Wypisz-wymaluj, mój Mąż! Prawdziwa szczęściara ze mnie! Nigdy nie uderzył, nie poniża, zawsze staje w obronie, kocha nieprzeciętnie, podziwia w każdym calu i oczywiście wspiera we wszystkim. Kobiet jak obiektów seksualnych nie traktuje, no może z tą walką o równouprawnienie byłby problem, bo koleżanek zbyt wielu nie ma (raczej kolegów), a i na Manify też nie chodzi. Bądź co bądź, pewnie większość przyzwoitych facetów wpisałoby się w taką definicję feministy.

Pytanie tylko, czy zwykłą (a może niezwykłą?) uczciwość i przyzwoitość trzeba od razu szufladkować, przewiązując kokardką jakiejś ideologii? Prawdziwy mężczyzna nie potrzebuje lekcji od feministycznych koleżanek, aby szanować swoją (i każdą inną) kobietę. Prawdziwy mężczyzna z mlekiem matki wyssał troskę i odpowiedzialność za swoją żonę/narzeczoną/partnerkę. Prawdziwy mężczyzna przestaje być mężczyzną, kiedy podnosi rękę na swoją kobietę, traktują ja w sposób, uwłaczający jej godności i poniżający. I wreszcie, prawdziwy mężczyzna żadnej, ale to żadnej kobiety, choćby pani prężącej swoje wdzięki na okładce wątpliwej gazetki, nie traktuje jak obiekt seksualny czy po prostu przedmiot.

Zaraz, zaraz – ktoś tu się może zdziwić - czy ja przypadkiem nie napisałam, że prawdziwy facet nie ogląda pornografii? Tak, dokładnie tak! Bo pornografia nie dość, że żeruje na naiwności (głupocie? biedzie? … - wpisz własną wersję)  kobiet, które wyskakują z ciuchów przed obiektywem, to właśnie uczy mężczyzn takiego przedmiotowego podejścia do pań. I naprawdę nigdy nie zrozumiem tego, że feministki tak zapiekle walczące o prawa kobiet, prawie w ogóle nie potępiają przemysłu pornograficznego (proszę mieć na uwadze wściekłe reakcje na pomysł polskich posłów, by zablokować/ograniczyć dostęp do stron pornograficznych).

Relatywne podejście feministek do pornografii zdumiewa. Ta kwestia pojawia się w również w teście na feministów. Wprawdzie pani Gołota, cytując jeden z takich testów, zauważa, że mogą być one nieco przerysowane i żartobliwe, ale mnie wcale do śmiechu nie jest, kiedy znajduję takie oto pytanie i propozycje odpowiedzi:

„4. Jeśli zdarza Ci się oglądać porno w internecie, robisz to...
A. Na iPhonie, na przykład w autobusie, w pracy, w toalecie, kiedy reszta rodziny uczestniczy w nabożeństwie itp.
B. Pełen poczucia winy i tylko wtedy, gdy masz dom dla siebie.
C. Z żoną. I to wszystko jej pomysły. Poważnie, nie żartuję”.

Oczywiście, odpowiedź najlepiej charakteryzująca feministę, to ostatnia opcja… Cóż, szanujemy się po prostu wzajemnie. Wtedy nie będą nam potrzebne żadne ideologie.

Marta Brzezińska-Waleszczyk