Wysuwa się zarzut, że Ursula von der Leyen wraz z Komisją Europejską jednostronnie ograniczała swobodny handel z Ukrainą, by „nie zaszkodzić Warszawie” i kampanii Trzaskowskiego, który ostatecznie przegrał, a także kandydatowi w Rumunii, Nicusorowi Danowi. To działanie, które stawia pytanie: czy UE dba o interes obywateli wszystkich krajów członkowskich, czy tylko o polityczne kalkulacje w interesie Berlina i niektórych brukselskich elit?
Z wielu doniesień wynika, że decydującym czynnikiem tej opieszałości są Niemcy, stojące za polityką handlową UE, promujące własne interesy rolników i eksporterów kosztem Europy Środkowej. Ich zawetowanie decyzji dopóki nie zakończą się wybory to jawna instrumentalizacja europejskiej agendy.
Mimo że Polska sprawuje prezydencję w Radzie UE, rząd DONALDA TUSKA nie wykorzystał swojej pozycji, nie broniąc polskich rolników przed napływem ukraińskich produktów. PiS ostrzegał o ryzyku „złamania interesów rolników”, ale twardych działań brak. Tymczasem Trzaskowski? Jego kampanijna fraza nie przełożyła się na realne działania – rolne lobby działające na niekorzyść polskich rolników działa w najlepsze.
W Brukseli rządy państw C+E nie słyszą swojego głosu. Zwykli rolnicy chowają się pod cichym marszem niemieckiego protekcjonizmu. Zielony Ład, Układ Mercosur – każde kolejne przesunięcie decyzji ukrywa prawdziwy cel: utrzymanie dominacji Berlina i efektywniejsze realizowanie jego planu „Wandel durch Handel” – zmiany przez handel – na własną korzyść.