Wychowywana byłam w wierze katolickiej. Chociaż uczęszczałam na mszę świętą w każdą niedzielę, to nie miałam zielonego pojęcia, co to takiego jest czystość przedmałżeńska. Moi rodzice nigdy nie rozmawiali ze mną o czystości. W szkole mówiono mi, że jedynym sposobem, abym nie zaszła w ciążę lub nie zaraziła się chorobą weneryczną, było stosowanie prezerwatyw podczas seksu. Więc jak widzicie sposoby postrzegania czystości i seksualności pochodziły ze świata.

      W wieku 19 lat zaszłam w nieplanowaną ciążę. Kiedy wszyscy dowiedzieli się o tym, zaczęli mi wmawiać, że to nie jest dziecko tylko zlepek komórek. Podczas badania ultrasonografem, kiedy byłam w drugim miesiącu ciąży, widziałam na ekranie komputera głowę i rączki mojego nienarodzonego dziecka, które nie były jeszcze w pełni uformowane. Kiedy byłam w 4 miesiącu ciąży moja najlepsza koleżanka powiedziała mi tak:

     - Patricia, robisz największy błąd w życiu. Nie jesteś jeszcze gotowa na bycie matką. To jeszcze nie jest dziecko. Musisz dokonać aborcji. Jesteś w czwartym miesiącu ciąży. Jak tak dalej pójdzie, to będzie już za późno.

      Niestety uległam i posłuchałam mojej przyjaciółki.

     Pamiętam bardzo dobrze ten dzień, kiedy poszłam do kliniki, aby poddać się aborcji. Kiedy leżałam na stole w sali zabiegowej lekarka tak mi powiedziała na pocieszenie:

     - Nie martw się Patricia. Ja sama poddałam się aborcji. Nawet przeprowadziłam dwie aborcje na mojej córce. Ja i moja córka mamy się dobrze. Cały zabieg zajmuje tylko 5 minut i wszystko będzie w porządku. Nie robisz nic złego. To nie jest dziecko tylko zlepek komórek.

      Uwierzyłam w kłamstwa, jakie powiedziała mi ta kobieta.

      Po tej aborcji miałam jeszcze dwie inne aborcje. W sumie poddałam się trzem aborcjom. Po dokonaniu ostatniej zaczęłam cierpieć z powodu syndromu postaborcyjnego. Popadłam w głęboką depresję, anoreksję i chciałam popełnić samobójstwo. Miałam też nagłe ataki nerwicy i zaburzenia psychosomatyczne. Najciekawsze jest to, że nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się czułam. Byłam przekonana, że nie zrobiłam nic złego.

     Minęło kilka lat po dokonaniu trzeciej aborcji. Zaczęłam pracę jako pielęgniarka. Wybrałam ten zawód, bo chciałam pomagać kobietom. W tym czasie bardzo głęboko wierzyłam w to przesłanie: „Twoje ciało należy do ciebie i możesz z nim robić to, co ci się podoba”. Z tego powodu rozpoczęłam pracę dla korporacji Planned Parenthood, której działalność skupia się na przeprowadzaniu aborcji. Dostałam pracę w klinice aborcyjnej Planned Parenthood w Sacramento. Myślałam sobie tak: „Zamierzam pomagać kobietom. Lepiej jest dokonać aborcji niż urodzić dziecko na ten okrutny świat”.

      Przed rozpoczęciem pracy wysłano mnie na szkolenie. Uczono mnie w jaki sposób mam oszukiwać i okłamywać kobiety i mężczyzn. Moi przełożeni wiele razy powtarzali mi, abym nigdy nie pokazywała kobietom ekranu ultrasonografu:

     - Na ten ekran może spojrzeć pielęgniarka lub osoba, która będzie przeprowadzać aborcję. Pod żadnym pozorem nie wolno ci pokazywać tego ekranu kobietom, które będą się poddawały aborcji! - tak mnie uczono.

      Oprócz tego zakazano mi używać takich słów jak: dziecko, on, ona, matka, ojciec. Te słowa miałam zastąpić określeniem „ono”. Z tego powodu musiałam zmienić swoje słownictwo. Moi pracodawcy powiedzieli mi również, abym zawsze mówiła kobietom, że sama poddałam się trzem aborcjom: „Powiedz dziewczynom i kobietom, z którymi będziesz miała kontakt, że już masz za sobą trzy aborcje i nic ci się nie stało. Z tego powodu uwierzą ci, że i im nic złego im się nie stanie. Jeśli zobaczysz, że młoda dziewczyna jest przerażona do tego stopnia, że nie chce przyjść na umówiony dzień w celu dokonania aborcji, to musisz zrobić wszystko, co w twojej mocy, aby się nie wycofała i przyszła na zabieg w umówionym terminie.”

      W każdy poniedziałek pracowałam jako konsultantka. Konsultowałam się z kobietami mówiącymi po angielsku i hiszpańsku. Tutaj dodam, że mam pochodzenie latynoamerykańskie. Doradzałam i przygotowywałam kobiety do dokonania aborcji. Cały czas nie wiedziałam, że tak naprawdę zwodziłam je do dokonania morderstw swoich dzieci. Kiedy nadszedł dzień, w którym przeprowadzano w klinice aborcje, musiałam asystować aborcjonistom i kobietom w sali zabiegowej.

      Pamiętam do dzisiaj pierwszy dzień, w którym po raz pierwszy wzięłam do ręki torbę odłączoną od maszyny ssącej, w której znajdowały się szczątki dziecka zabitego w wyniku aborcji. Kazano mi ją zabrać do niewielkiego pokoju znajdującego się z tyłu kliniki. Przed wejściem do tego pomieszczenia pielęgniarka, która mnie szkoliła, tak mi powiedziała:

      - Nigdy nikomu nie powiesz, co się znajduje za tymi drzwiami. Ani swojej matce, ani swojemu ojcu nie powiesz, że po dokonaniu aborcji wyrzucamy szczątki na śmietnik.

     Cały czas w głowie słyszę pielęgniarkę, która powiedziała mi wtedy: „Opróżnij zawartość torby na tą dużą szalkę Petriego”. Otworzyłam torbę i wylałam całą jej zawartość na szklaną miskę. Tam zobaczyłam zakrwawione kawałki ciała dziecka zabitego w wyniku aborcji. Byłam przekonana, że patrzyłam tylko na zlepek komórek. Pielęgniarka zaczęła brać pęsetą z szakli Petriego ciało kawałek po kawałku: najpierw ręce, potem nogi, fragment klatki piersiowej, a na końcu głowę. Poukładała całe ciało zabitego dziecka do kupy i powiedziała:

      - Aborcja została przeprowadzona doskonale.

      Potem wyrzuciła wszystkie zakrwawione kawałki do przeźroczystego, plastikowego worka na śmieci i powiedziała, że pacjentka może opuścić salę zabiegową. Do dzisiaj pamiętam, że pod koniec tamtego dnia w tym worku na śmierci było od 20 do 25 kawałków ciał dzieci nienarodzonych. Pielęgniarka tak mi powiedziała:

      - Patricia, wyrzucanie krwi jest niezgodne z prawem. Z tego powodu samochód dostawczy przyjeżdża do kliniki raz w miesiącu. Ta firma zajmuje się usuwaniem odpadów biodegradalnych. Międzyczasie musimy przechować te worki w zamrażarce.

     Kiedy otworzyłam zamrażarkę, zobaczyłam pokryte lodem przeźroczyste worki na śmieci wypełnione kawałkami dzieci nienarodzonych zabitych w wyniku aborcji, które ta klinika przeprowadziła w ciągu ostatniego miesiąca. To był przerażający widok.

     Kiedy tam pracowałam, wiele razy słyszałam, jak podczas aborcji kobiety krzyczały i płakały: „Nie słyszycie mojego dziecka?”. Podczas asystowania przy zabiegach aborcji pamiętam, jak kobiety płakały, a ja ocierałam im łzy z oczu. Niektóre mdlały podczas zabiegu. To był prawdziwy holokaust, a ludzie, którzy pracowali w tej klinice, byli skończonymi hipokrytami. Moja dusza była rozerwana. Wtedy właśnie dotarło do mnie, że zabiłam trójkę własnych dzieci. Stanęłam oko w oko z grzechem aborcji, jaki popełniłam.

      Nigdy nie zapomnę ostatniego dnia pracy w tej klinice aborcyjnej. Tego dnia do kliniki przyszła młoda dziewczyna. Mój manager tak mi powiedział:

    - Patricia będziesz asystować podczas aborcji na tej dziewczynie po przerwie obiadowej.

      Spojrzałam na tę dziewczynę. Miała bardzo duży brzuch. Mój manager powiedział mi:

    - Ona jest w szóstym miesiącu ciąży i nosi bliźniaki.

     Kiedy usłyszałam słowo „bliźniaki”, w myślach wyobraziłam sobie kawałki ciał rozerwane w wyniku aborcji znajdujące się w szalce Petriego. W myślach powiedziałam sobie: „Nie mogę tego zrobić. Dostanę ataku serca, jeśli będę asystować podczas aborcji”.

      Natychmiast wstałam, wyszłam z kliniki i nigdy do niej nie wróciłam. To, co się ze mną stało z powodu tych trzech aborcji, było okropne. Zabiłam troje własnych dzieci, cierpiałam z powodu syndromu postaborcyjnego i wreszcie pomagałam kobietom i rodzicom w zabijaniu ich nienarodzonych dzieci. Okłamałam wiele osób mówiąc im, że to jest tylko zlepek komórek, a dwa dni później wyrzucałam do śmietnika kawałki ciał zabitych dzieci. Czy możecie sobie wyobrazić moją duszę i serce?

     Wyrzuty sumienia i syndrom postaborcyjny stały się nieznośne. Zaczęłam zażywać narkotyki, aby zagłuszyć w sobie głos sumienia. Zostałam osobą bezdomną i przez trzy lata żyłam na ulicy. Stoczyłam się na samo dno. Żyłam z ludźmi, którzy handlowali narkotykami po to, aby mieć do nich dostęp. Wiele razy uciekałam przed policją. W tym czasie straciłam mocno na wadze. Dostawałam ataków paniki. Popadłam w chorobę psychiczną, która nazywa się Trichotillomania. Ta choroba objawia się nagłymi atakami paniki i agresji. Chcąc znaleźć w tym ulgę, zaczęłam wydzierać sobie włosy z głowy. Stałam się chodzącym trupem, gdyż w moich oczach nie było życia. Nie mogłam zrozumieć, kim się stałam. Byłam śmieciem żyjącym na ulicy, uzależnionym od narkotyków, bez żadnej nadziei na lepsze życie.

      Pewnego dnia siedziałam na krawędzi chodnika. W tym czasie wyglądała moja sytuacja tak: wszyscy moi „przyjaciele” opuścili mnie, nie miałam żadnych narkotyków, rodziny, przyjaciół, jedzenia – nie miałam nic. Moja rodzina wstydziła się mnie. Siedząc na chodniku zaczęłam płakać. I wtedy nagle po raz pierwszy w moim życiu spojrzałam na niebo. Chmury się rozeszły. Patrząc na niebo uświadomiłam sobie, że Bóg, mój Ojciec Niebieski, patrzył na mnie. Spojrzałam w niebo i płacząc tak powiedziałam:

      - Nie znam Cię, ale wiem, że istniejesz. Nie mam żadnych narkotyków, żadnej rodziny, żadnego pożywienia. Jestem kompletną ruiną. Wiem, że dałeś mi wspaniałe dzieciństwo i tak wiele łask w moim życiu. Ja niestety zniszczyłam to wszystko. Chcę teraz prosić Cię o Twoje miłosierdzie i przebaczenie.

      Kiedy to powiedziałam zawinęłam się w takiej pozycji, jakbym miała umrzeć.

      Nagle, nie wiadomo skąd, poczułam, jakby ktoś położył mi rękę na ramieniu. Obejrzałam się, aby zobaczyć, kto mnie trzyma. To była młoda, piękna kobieta o niebieskich oczach. Nazywała się Bonnie, ponieważ tak miała napisane na metce na koszuli. Spojrzała na mnie i powiedziała mi:

      - Jezus cię kocha.

      - Przepraszam, co mówisz? - spytałam ją.

      - Jezus cię kocha. Jestem kelnerką i pracuję w tej restauracji. Kiedy przyjmowałam zamówienie, Bóg przemówił w moim sercu i powiedział mi, abym wyjrzała przez okno i powiedziała tej kobiecie siedzącej na ulicy, że ją kocham. Jeśli jej matka lub ojciec opuścili ją, to Ja będę z nią aż do skończenia świata i nigdy jej nie opuszczę. Nie wiem gdzie mieszkasz Patricia, ale zabieram cię do domu.

      Tego dnia miłosierny Bóg zainterweniował i zabrał mnie z otchłani piekła, w jakiej się znalazłam.

     W Piśmie Świętym czytamy: „Naród mój ginie z powodu braku nauki” (Oz 4,6). Te słowa odnoszą się do mnie. Zgrzeszyłam z powodu cudzołóstwa, ponieważ nie wiedziałam, co to takiego jest czystość. Spójrzcie teraz na ruinę, w jaką popadłam.

      Jeszcze jedno chcę dodać. Byłam w kilku krajach Ameryki Południowej. W jednym roku udałam się do Kolumbii i Meksyku. Tam spotkałam się z prawie 46 tysiącami młodych ludzi. Byłam w szkołach, z których wyrzucono Jezusa Chrystusa. Wiecie co mnie najbardziej przeraziło podczas tych spotkań? To, że żadna osoba z tych tysięcy młodych osób nie wiedziała, co to takiego jest czystość. To jest wielki problem. Czy wiecie, że 86% wszystkich aborcji w USA przeprowadza się na kobietach, które nie są w sakramentalnym związku małżeńskim? Jeśli chcemy walczyć o życie, to musimy walczyć o czystość. Musimy rozmawiać z młodymi ludźmi o czystości i zachęcać ich do zachowania czystości do małżeństwa i w małżeństwie. Takie jest nasze zadanie życiowe.

      Niech was Bóg błogosławi. Dziękuję wam.

      Patricia

Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak

Źródło: http://www.priestsforlife.org/testimonies/3281-Hurting-Myself-and-Others