Panowanie nowego władcy Moskwy, Iwana IV zwanego Groźnym (1530–1584), zaczęło się od bardzo ważnego, symbolicznego gestu. Formalnie objął tron w wieku zaledwie trzech lat, ale faktycznie mógł zacząć panować dopiero kiedy skończył lat 17, czyli w 1547 roku. Iwan IV jako pierwszy władca na Kremlu koronował się wtedy na cara. Postanowił tym obrzędem dopełnić snu o budowie trzeciego Rzymu, którego symbolem stała się czapka Monomacha, insygnium monarchów moskiewskich. Podarowana faktycznie na początku XIV wieku Iwanowi Kalicie przez jego pana – chana Złotej Ordy, traktowana była na Kremlu jako symbol imperialnego dziedzictwa bizantyjskiego. Odpowiadając na dyplomatyczne pytanie Zygmunta Augusta o znaczenie tej koronacji, Iwan Groźny bezczelnie stwierdził, że ktokolwiek koronuje się „czapką Monomacha” zostaje carem, bo koronę tę ofiarował władcom Rusi sam cesarz bizantyjski Konstantyn IX Monomach (panujący w XI wieku)…

Koronacja Iwana IV i towarzyszące jej zuchwałe kłamstwo jako podstawa imperialnej ideologii znamionuje nową energię, z którą Moskwa przystępuje do podbojów. Pierwszym ich terenem staje się Kazań i Astrachań nad Wołgą, ostatnie dwie pozostałości dawnego imperium mongolskiego. Te dwa chanaty zostały zlikwidowane przez cara Iwana IV Groźnego w dwóch kolejnych uderzeniach: w 1552 i 1556 roku. Wydarzenia te, choć z pozoru nie mają styczności z państwem polskim, są jednak z dwóch powodów bardzo związane z historią stosunków polsko-rosyjskich. Po pierwsze, ze względu na przełomowe znaczenie przyłączenia obu chanatów dla samej historii państwa, które na pewno już od tego momentu trudno nazywać spadkobiercą Rusi Kijowskiej, państwem ruskim w ogóle. Moskwa staje się imperium: Rosją we właściwym sensie tego słowa. Księstwo Moskiewskie nie było już na pewno państwem tylko prawosławnych Rusinów, aczkolwiek przestało nim być już właściwie od 1478 roku, kiedy Iwan III włączył doń Nowogród Wielki. A Nowogród był zaludniony przecież w dużej mierze przez skolonizowanych mieszkańców północy, przedstawicieli ludów ugrofińskich, a przede wszystkim fińskich, które zamieszkiwały lesisto-bagniste tereny od Nowogrodu aż po ujście rzeki Ob za Uralem. Dopiero jednak wchłonięcie Kazania i Astrachania włączyło duże, zwarte obszary nad środkową i dolną Wołgą z ludnością zdecydowanie niesłowiańską i nieprawosławną – mongolską, tatarską, buriacką, kałmucką – z przeważającym wyznaniem muzułmańskim.

Przypominam to wydarzenie także dlatego, by znów przerzucić most między dawnymi a nowymi laty i uświadomić ogromne wyzwanie, przed którym stoi Rosja w XXI wieku: podwójnej tożsamości. Odnawia się w niej to samo zagadnienie, które powtarzało się wielokrotnie w dziejach i stanęło również przed Związkiem Sowieckim w ostatnich latach jego istnienia. Czy Rosja będzie państwem, w którym dominuje żywioł wschodniosłowiański, oparty na tradycji prawosławnej – czy też przeważą w niej wpływy znacznie bardziej prężnej demograficznie ludności muzułmańskiej? Może po to m.in. Putin dokonuje podporządkowania i wchłonięcia satrapii Łukaszenki i po to podbija Ukrainę, by odsunąć to widmo? „Ruski mir”, oparty na takiej podstawie, ma być odpowiedzią na ów strach?

W XVI wieku wobec mieszkańców Kazania – na co z naciskiem trzeba zwrócić uwagę – zastosowano na ogromną skalę technikę wchłaniania nowych ziem, którą władcy Moskwy posłużyli się pierwszy raz, jak już wspominaliśmy, w odniesieniu do Nowogrodu. Technika ta polega na deportacji, usunięciu miejscowych elit. Po zdobyciu Kazania, a potem Astrachania zostały usunięte z tych miast wszystkie ważniejsze rodziny tatarskie – zabito je na miejscu albo wywieziono w głąb państwa rosyjskiego. W ich miejsce zostali przywiezieni koloniści z centrum państwa rosyjskiego. Tatarów, którzy mieszkali naokoło Kazania, nie ruszano; najważniejsze było, żeby stolica zmieniła swój charakter, żeby Tatarzy, którzy od dwóch, trzech wieków byli już rdzennymi mieszkańcami tej ziemi, zostali zdegradowani w swej roli, pozbawieni swojej elity. Iwan IV skutecznie i na dużą skalę wypróbował tę technikę w stosunku do Kazania.

Cztery wieki później Michaił Murawjow, słynny Wieszatiel, który przyszedł pacyfikować Litwę w czasie Powstania Styczniowego, a potem jego bezpośredni następca, generał Kaufman, używali ciekawego porównania. Twierdzili, że dopóty Litwa, pozostałość dawnej Rzeczypospolitej, nie stanie się rosyjska, dopóki Polacy na tym obszarze nie będą sprzedawali mydła jak Tatarzy w Kazaniu. A więc miejscowi inteligenci powinni zostać zredukowani w swoim statusie, mieli stać się po prostu miejscowymi kupcami bez żadnych ambicji, bez elitarnego statusu… Albo mogli też wybrać drogę kolaboracji z imperium. Wtedy awansują – tak jak potomek tatarskiego rodu, mianowany nadwornym historiografem imperium na progu XIX wieku: Mikołaj Karamzin. Tak też jak niejeden z polskich inteligentów w czasach PRL, ustalających hierarchie i opinie również na salonach III RP.

Wróćmy do wieku XVI. Po zrealizowaniu zadania eliminacji elit Iwan IV wypróbował ponadto w podboju Kazania i Astrachania technikę imperialną starszą jeszcze niż Rosja i Moskwa. Chodzi o masowe deportacje ludności, które znane były już w starożytnej Asyrii czy Babilonie. Car dokonał przy tym pewnego przełomu, gdyż Rosja otwiera się od tej pory szerokim frontem geopolitycznej ofensywy na Azję. Zaczyna jako pierwsza wielki marsz od Europy ku Azji, a więc w kierunku odwrotnym niż wszystkie wielkie imperia stepowe do tej pory, które z Azji parły ku Europie. Można powiedzieć, pół żartem, pół serio, że Moskwa jakby mści się za dawne podboje Dżyngis-chana, Attyli i innych wielkich zdobywców euroazjatyckiego stepu. 80 lat później, po dokonaniu tego przełomu, po otwarciu drogi na wschód, Kozacy w służbie cara zawędrują aż nad brzegi Oceanu Spokojnego.

To właśnie owa zmiana wektora eurazjatyckiej ekspansji, zainicjowana przez Iwana Groźnego, uczyni z Rosji państwo, którego nie będzie można już podbić, w każdym razie od zachodniej strony – z uwagi na otchłanną jej głębię strategiczną, jaka będzie się otwierała w końcu aż po Władywostok i Kamczatkę. Od tej pory i z tego powodu nie będzie już możliwości postawić obok siebie państwa rosyjskiego i polskiego – jako dwóch równorzędnych przeciwników czy partnerów. Przełom nie nastąpił więc 80 lat później na Ukrainie wskutek przegranych przez stronę polską wojen polsko-rosyjskich, jak się przeważnie mniema, ale w efekcie geopolitycznego przesilenia, które otworzyło Rosji drogę w głąb Azji.

Prof. Andrzej Nowak, Polska i Rosja, Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w., fragment książki.

Publikacja za zgodą Wydawnictwa.