Olaf Scholz, Emmanuel Macron, Mario Draghi i Klaus Iohannis udali się wczoraj ze wspólną wizytą do Kijowa. Ogłoszono wówczas, że kraje te popierają przyznanie Ukrainie statusu kandydata do Unii Europejskiej, co ma jednak znaczenie przede wszystkim symboliczne. Wizyta została skomentowana przez prasę niemiecką.

"Przyznanie statusu kandydata (do członkostwa w UE) wzmocni bojowe morale Ukraińców. Ale Unia nie może zaoferować nic ponad normalny proces akcesyjny. Nawet dla tego udręczonego kraju nie powinno być obniżenia  warunków, które każdy kandydat musi spełnić. Zwłaszcza w konfrontacji z Putinem UE nie może sama się osłabiać poprzez przyjmowanie krajów, które nie są gotowe na członkostwo. I nie powinna też irytować krajów, które już od dawna pracują nad koniecznymi reformami. Moskwa chętnie wyciąga rękę do rozczarowanych" - czytamy na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Z kolei według komentatora Sueddeutsche Zeitung, Scholz, opóźniając swoją wizytę na Ukrainie, wzbudził wokół niej ogromne oczekiwania. Sam zaś rezultat wizyty nie pokrył tych oczekiwań. Mimo to wizytę należy uznać za wydarzenie pozytywne.

"Niemcy, Francja, Włochy i Rumunia są za tym, aby Ukraina otrzymała status kandydata do UE. To warta odnotowania jedność 'naciskaczy' i niezdecydowanych, wschodu i zachodu Europy. Wejście do UE nie staje się przez to dla Ukrainy automatyczne, Turcja ma status kandydata od ponad 22 lat. Ale także tutaj polityczna symbolika odgrywa ważną rolę" - czytamy.

Zdaniem publicysty Berliner Zeitung, wizyta w Kijowie zmieniła osobiste postrzeganie wojny przez Scholza, który w trakcie wizyty zdawał się być, jak na swoje standardy, nieomalże "empatyczny".

"Na obrazkach w telewizji widać poruszonego Macrona, Scholza i Draghiego idących przez gruzy. To jednak coś innego, zobaczyć okropności własnymi oczami – nawet jeśli to co najgorsze, zostało już usunięte. Podczas konferencji prasowej z Zełenskim i swoimi odpowiednikami, Scholz wydawał się być, jak na swoje standardy, niemalże empatyczny. Siedząc w urzędzie kanclerskim w Berlinie jest się daleko od wojny. W tym sensie podróż do Ukrainy była jednak pełnym sukcesem – i dla dotkniętego wojną kraju i dla poglądów samego kanclerza" - czytamy.

W ocenie publicysty Rhein Zeitung, wizyta w Kijowie zdjęła z Scholza polityczną presję. Komentator przewiduje jednak, że Scholza i tak czeka "trudne lato" i wcale nie miał w tym miejscu na myśli trudnych do zniesienia upałów.

"Ale nadal występują u niego obawy, że Niemcy mogą zostać wciągnięte w wojnę. Część opozycji i koalicja ostro krytykują jego często niezdecydowaną postawę. Ale sondaże przyznają mu rację – duża część społeczeństwa popiera jego kurs. Pozostaje pytanie, jak długo Europa będzie gotowa akceptować gospodarcze ograniczenia? W tej sprawie kanclerz będzie jeszcze musiał się dokładniej tłumaczyć. Czeka go trudne lato" - czytamy.