Były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski gościł wczoraj na antenie Radia ZET, gdzie był pytany o tezy rosyjskiej propagandy, wedle której polski rząd rozważał „rozbiór Ukrainy”.

- „Myślę, że miał moment zawahania w pierwszych 10 dniach wojny, gdy wszyscy nie wiedzieliśmy, jak ona pójdzie, że może Ukraina upadnie. Gdyby nie bohaterstwo Zełenskiego i pomoc Zachodu, to różnie mogło być”

- odpowiedział eurodeputowany Platformy Obywatelskiej.

Słowa Sikorskiego natychmiast zaczęły cytować propagandowe media Putina. RIA Nowosti przekonuje, że były szef polskiej dyplomacji oficjalnie potwierdził informacje przekazywane wcześniej przez dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji Siergieja Naryszkina, który twierdził, że Polska chce przejąć zachodnie terytoria Ukrainy. Gazeta.ru, cytując Sikorskiego, przekonuje z kolei, że przed zaatakowaniem Ukrainy Polskę powstrzymuje jedynie NATO.

Głos postanowiła zabrać również rzeczniczka rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, która nie ukrywała radości z wystąpienia polskiego polityka, nazywając Sikorskiego „orędownikiem prawa międzynarodowego”.

- „Jakie niesamowite rewelacje orędowników prawa międzynarodowego wychodzą na jaw każdego dnia. Były minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski powiedział, że Warszawa rozważała podział Ukrainy na początku rosyjskiej specjalnej operacji wojskowej”

- napisała Zacharowa na platformie Telegram.

- „My, faktycznie, rozmawialiśmy o tym. (...) Tylko nie było oficjalnego potwierdzenia. A teraz jest”

- dodała.

Komentując wpis Zacharowej, szef Kancelarii Prezydenta Paweł Szrot zauważył, że Radosław Sikorski „stał się bohaterem kremlowskiej propagandy”.

Portal Onet informował dziś, że Sikorski spotkał się z Donaldem Tuskiem, a atmosfera w czasie tego spotkania miała być chłodna. Lider Platformy Obywatelskiej miał uświadomić europosłowi, że swoimi wystąpieniami szkodzi partii. Sikorski próbuje ratować sytuację na Facebooku. Wbrew powszechnej euforii wśród rosyjskich propagandystów, eurodeputowany twierdzi, że jego wystąpienie wywołało na Kremlu… oburzenie.

- „Trudno liczyć na to, by rosyjska propaganda była zainteresowana zapoznaniem się z pełną wypowiedzią przed jej przekręceniem. Ale od polskich mediów i tak zwanych komentatorów oczekiwałbym poświęcenia dwudziestu minut na wysłuchanie mojej rozmowy w Radiu Zet, która wywołała jednakowe oburzenie takich ludzi jak Przemysław Czarnek, Mateusz Morawiecki i rzeczniczka rosyjskiego MSZ”

- pisze.

Dalej wyjaśnia swoje słowa na temat „momentu zawahania”.

- „Chodziło oczywiście o moment zawahania w polityce wobec Ukrainy. Dość przypomnieć, że już wiedząc od Amerykanów o rosyjskich planach agresji polski premier spotykał się w Warszawie i Madrycie z przedstawicielami prorosyjskich radykałów z całej Europy na czele z Viktorem Orbanem i Marine Le Pen.

Na szczęście ostatecznie nie poszedł drogą swoich zagranicznych sojuszników i dziś poparcie dla Ukrainy jest bodaj jedyną kwestią, w której panuje w Polsce ponadpartyjna zgoda. Zasadnicza różnica między demokratyczną opozycją a PiS polega jednak na tym, że naszym zdaniem możemy pomóc Ukrainie lepiej, jeśli wzmocnimy swoją pozycję w Europie”

- przekonuje.