Niemcy wypadły z pierwszej dziesiątki najbardziej innowacyjnych państw świata. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat w pierwszej dziesiątce rankingu państw, które mogą poszczycić się największą ilością nowych wynalazków zabrakło miejsca dla dotychczasowej największej europejskiej gospodarki. Zwolnione miejsce zajęły Chiny.

 

Ranking opracowuje Światowa Organizacja Własności Intelektualnej ONZ. 139 gospodarek różnych państw świata zostaje sklasyfikowanych na podstawie 78 wskaźników. Począwszy od lat 50-tych Niemcy zawsze znajdowały się w ścisłej czołówce światowej. Początkowo była to konsekwencja wytworzenia w epoce III Rzeszy ogromnej rzeszy inżynierów i wynalazców, którzy zasilali wojenną machinę państwa Hitlera. Ci specjaliści, chronieni w czasie wojny przed wysyłką na front, stanowili grupę, która procentowo w największym stopniu uniknęła hekatomby  żołnierskiej śmierci w okopach wszystkich frontów II wojny światowej. Ten pierwotny zasób starczył do lat 70-tych, kiedy to z kolei zwiększanie się innowacyjności zachodnioniemieckiej gospodarki stało się wynikiem utrzymania wysokiego poziomu szkolnictwa i jednocześnie ogromnych środków, jakie największe niemieckie koncerny przeznaczały na rozwój badań naukowych. Liczba wydawanych patentów zawsze była uznawana za wskaźnik siły gospodarczej kraju.

 

 I oto właśnie w tym roku przecięły się dwa wektory.  Chiny stały się państwem, które wydaje najwięcej obok Ameryki na badania i rozwój. Jednocześnie gospodarka niemiecka zaczyna zderzać się z coraz gorszym przygotowaniem młodych roczników do podjęcia kariery naukowej po zakończeniu studiów. Mówiąc brutalnie, niemieckie szkoły wypuszczają coraz mniej zdolne roczniki. Jedni winią za to kulturę przyjemności, która zachęca do samorealizacji i wygodnictwa w miejsce dawnej etyki obowiązku i pilności, a inni widzą w tym efekt wpływu coraz większej ilości imigrantów, którzy przybywając z krajów o małym kapitale kulturowym, wymuszają obniżanie oczekiwań z strony szkoły, co powoduje też degradację poziomu nauki w wypadku uczniów niemieckich.

 

Na ten wpływ masowej imigracji uwagę zwracał przed paroma laty niemiecki pisarz Theo  Sarazzin, który wskazywał, że niemieckie placówki oświatowe równają w dół do poziomu dzieci przybyszy z Afganistanu, Syrii czy Libii. Władze RFN od wielu lat próbują walczyć z tym spadkiem poziomu innowacyjności, choćby na przykład kusząc młodych zdolnych z Indii czy Indonezji specjalnymi programami wizowymi, ale zapaść szkolnictwa postępuje szybciej niż ściąganie specjalistów z krajów Trzeciego Świata.

 

Niemieckie media są przerażone spadkiem RFN z listy dziesiątki najbardziej innowacyjnych państw świata, tym bardziej, że wyprzedzają je kraje znajdujące się niedaleko Niemiec. Pierwsze miejsce w rankingu państw innowacyjnych zajęła Szwajcaria, która cieszy się tym tytułem niezmiennie od 2011 roku. Pozostałe kraje to kolejno Szwecja, USA, Korea Południowa. Singapur, W. Brytania, Finlandia, Holandia i Dania. Uprzedzę pytania i od razu zaznaczę, że Polska zajęła 39 pozycję, wyprzedzając m.in. Litwę, Łotwę, Gruzję, Słowację i Rumunię.

 

Niemieckie kręgi gospodarcze same zmagają się ze zjawiskiem ucieczki najlepszych niemieckich absolwentów uczelni za granicę. Wyjeżdżają oni do Ameryki lub na kontynent azjatycki. Na naszych oczach coś, co wydawało się hegemonem bez limitu wzrostu – chodzi o niemiecką gospodarkę – zaczyna gwałtownie dochodzić do granicy swoich możliwości rozwojowych. A nietrudno domyślać się, że wyhamowywanie niemieckiego dotychczasowego kolosa gospodarczego odbije się na naszej gospodarce. Do szeregu polskich trosk obecnej doby dochodzi nowy mało krzepiący czynnik.