Według publikacji Wirtualnej Polski, to właśnie ministerstwo kultury przekazało pismo dyrektorowi, co stało się podstawą do uruchomienia procedury zwolnienia Radziejowskiej. Tymczasem przyznany jej status sygnalistki miał chronić przed działaniami odwetowymi. Resort początkowo potwierdził, że status został przyznany, jednak po medialnych doniesieniach zmienił stanowisko, twierdząc, że decyzja była wynikiem pomyłki urzędniczej.

W sprawę włączono także stronę niemiecką, do której Instytut Pileckiego zwrócił się o opinię. Władze RFN podkreśliły, że nie zamierzają ingerować i uznają całą sytuację za wewnętrzną kwestię Polski. Ich zdaniem o legalności ewentualnego zwolnienia powinna decydować droga sądowa.

Co szczególnie bulwersujące, jak donoszą media, o zwolnienie Radziejowskiej miał zabiegać u strony niemieckiej sam Ruchniewicz.

Minister Marta Cienkowska unika tymczasem szerszych komentarzy. W krótkich wypowiedziach dla mediów stwierdziła jedynie, że za decyzje kadrowe odpowiada dyrektor instytutu, dystansując się od zarzutów dotyczących naruszenia poufności.

Sprawa Radziejowskiej budzi coraz większe kontrowersje, ponieważ dotyka kwestii ochrony sygnalistów w Polsce. Jeśli dojdzie do jej zwolnienia, może to wywołać debatę na temat faktycznej skuteczności mechanizmów prawnych chroniących osoby zgłaszające nieprawidłowości w instytucjach publicznych.