Nad śledztwem pracuje zespół złożony z dziewięciu prokuratorów i siedmiu asystentów oraz funkcjonariuszy ABW.

Przesłuchano już ponad 18 tys. świadków, w tym głównie pokrzywdzonych, ale także pracowników centrali Amber Gold i oddziałów firmy oraz przedstawicieli m.in. Komisji Nadzoru Finansowego, NBP, banków, do których wpływały pieniądze z lokat Amber Gold oraz pośredników, którzy działali w imieniu tej spółki, zanim stworzyła własną sieć placówek. Sporządzono ok. 15,5 tys. tomów akt. Zgodnie z procedurami każdy tom nie może przekroczyć 200 stron.

- Śledztwo jest na ukończeniu, do przesłuchania zostało kilkudziesięciu świadków - mówi prokurator Jacek Pakuła z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Problemem jest fakt, że część świadków mieszka za granicą i nie stawia się na wezwania.

Sprawą Amber Gold w 2010 r. - po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego - zajęła się Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz. Jednak prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa i odmówiła wszczęcia śledztwa.

Postępowanie dotyczące nieprawidłowości związanych z działalnością Amber Gold z zawiadomienia KNF w lipcu 2012 r. przejęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, a we wrześniu - decyzją prokuratora generalnego - postępowanie trafiło do Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która prowadzi je razem z ABW.

W sierpniu 2012 r. gdańska prokuratura przedstawiła prezesowi Amber Gold Marcinowi P. siedem zarzutów, m.in. prowadzenia bez zezwolenia działalności bankowej, posłużenia się sfałszowanym potwierdzeniem przelewu na kwotę 50 mln zł, a także zarzut oszustwa znacznej wartości. Mężczyzna trafił wówczas do aresztu, gdzie przyznano mu status więźnia "szczególnie chronionego". Obecnie przebywa w jednym z najnowocześniejszych aresztów, który znajduje się w Piotrkowie Trybunalskim.

Zarzuty z biegiem śledztwa prokuratura rozszerzała. Dziś na Marcinie P. ciąży ich 25, a na jego żonie - Katarzynie P. - 17. Oboje nie przyznają się do winy i konsekwentnie odmawiają składania wyjaśnień.

Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., kusząc klientów wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. Amber Gold ogłosiła decyzję o likwidacji, nie wypłacając ulokowanych środków i odsetek tysiącom klientów firmy.

W sprawę było zamieszanych więcej osób. M.in. Michał Tusk, syn ówczesnego premiera Donalda Tuska. Pracował na raz w dwóch konkurencyjnych firmach, z czego jedna należała do AMBER GOLD. Jednocześnie nie poniósł żadnych konsekwencji. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zachwalał innowacyjność twórców Amber Gold, co wielu mieszkańców Trójmiasta mogło skłonić do zainwestowania swoich pieniędzy w trefnym parabanku. Prezydent Gdańska nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności.

Z kolei 48 godzin wystarczyło kierowanemu przez Waldemara Pawlaka Ministerstwu Gospodarki na decyzję o wpisaniu spółki Amber Gold do rejestru domów składowych. „Gazeta Polska Codziennie” ustaliła, że oprócz ekspresowego tempa stało się to bez wymaganej dokumentacji.

Temat wymaga niewątpliwie głębszego zbadania. Jak zwykle kolejna afera państwa PO –PSL zostanie pewnie zamieciona pod dywan, a karę poniosą najmniejsze pionki gry.

KZ