Prezydent Andrzej Duda na wyjazdowym Zgromadzeniu Narodowym w Poznaniu wygłosił orędzie do Narodu. Przemówienie było rodzajem wykładu, do czego Prezydent zdążył już nas przyzwyczaić. Było pełne wskazań źródeł naszej tożsamości. Przede wszystkim w naturalny sposób podkreślało wyjątkowy przełom jakim był Chrzest Polski. Cóż, jeżeli zdać sobie sprawę z ówczesnych „opcji” jakie mieliśmy, jestem tym bardziej dumny i wdzięczny naszemu pierwszemu władcy za chrzest 966 roku. Z jednej strony Wichman z Wolinianami, z którymi dopiero co ponieśliśmy porażkę, z drugiej potężna Ruś tylko czekająca na wchłonięcie kolejnych przestrzeni, niesprzymierzeni wtedy jeszcze Czesi na południu oraz wiele więcej zagrożeń i niepewnych scenariuszy związanych z kształtującymi się Narodami i Państwami. 

W tym tyglu Mieszko I nie tylko wybrał słuszną jak się później okazało drogę ale i kontynuował ją z pełnym zaangażowaniem. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że Mieszko I poszedł za ciosem, gdyż po chrzcie Polski z ogromnym zapałem budował kościoły, szerzył przyjętą przez siebie wiarę, jednocząc tym samym ludzi, których dziedzictwem miało być utworzenie polskiego, chrześcijańskiego Narodu. Można by wiele pisać o długich i zawiłych losach Polski – od tego jednak jest wielu lepiej poinformowanych, mogących wiele więcej i mądrzej napisać niż ja. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że potęga Chrztu objawiła się w tym, iż pomimo załamań wewnętrznych za czasów Królów oraz pomimo rozbiorów, okupacji z dechrystianizującym komunizmem włącznie – nigdy już nikomu nie udało się zniszczyć stworzonej przez Chrzest jedności Polaków. Czy ktoś dziś jest katolikiem czy nie. Czy ktoś zdaje sobie z tego sprawę czy też nie – właśnie przez chrzest i całą waleczną, narodowowyzwoleńczą historię, łączy nas imperatyw wspólnoty. Możemy nie czuć go na co dzień ale on jest w nas i co wielokrotnie obserwujemy, budzi się w najważniejszych momentach.

Co się w takim razie dzieje z nami dzisiaj, do czego prowadzą kreowane przez polityków podziały?

Po 8 latach rządów liberalnej Platformy, Polacy zwrócili się ku prawej stronie. Oszołomiona, obecna opozycja do dziś zachodzi w głowę co się mogło stać? Organizując quasi oddolne ruchy próbują obalić nowy rząd na ulicy. Krzyczą o braku demokracji i wraz z byłym Prezydentem Wałęsą na czele gotowi są wskakiwać na barykady :).

Powodem, dla którego powzięliśmy zmiany w kraju jest fakt, że przez 8 lat polityka dzielenia Polaków zabrnęła tak daleko, że naruszono wymieniony wcześniej imperatyw wspólnoty. To ostentacyjne dążenie do zwarcia, sprawiło, że zarówno stały elektorat prawicy ale i ludzie na co dzień niezdecydowani co do preferencji wyborczych (a to przecież oni wygrywają wybory) wybrali Zjednoczoną Prawicę. Jest jasne, że nie oznaczało to jednomyślności Polaków, ale odzew był na tyle silny, że odwrócił wektory na scenie politycznej. Oczywiście czynników determinujących porażkę i rozkład Platformy jest więcej, np. zapomnieli do reszty o utrzymywaniu bliskości relacji Państwo – Obywatel, zapomnieli o wszystkim co nas łączy.

No i zmieniliśmy władzę, i co teraz? Od początku rządów prawicy – walka o Trybunał. Zaangażowanie sił wewnętrznych i zewnętrznych w wojence, która dziś, po wielu miesiącach przypomina już tylko grę w tchórza. Przegrywa ten, który pierwszy ustąpi miejsca. Lament, że tu chodzi o prawo, o demokrację kupują tylko Ci zaangażowani po stronie opozycji. To oczywista, niekończąca się walka o władzę, gdzie nie ma baranków pokoju, a są za to realne interesy. Należy tu wrócić do podziału społeczeństwa. Politycy, szczególnie opozycji grzmią, że podziały nigdy nie były tak głębokie. O ile antagonizowanie postaw społeczeństwa bywa politykom na rękę, to ich tworzenie nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać, a bywa (co pokazuje przykład Platformy) bardzo zgubne. Rozumiem, że Platforma nie chce się uczyć i np. każde słowo prezesa Jarosława Kaczyńskiego, kończy się rozdzieraniem szat na sejmowych korytarzach i słowami „niedopuszczalne”, „skandal”, „terror” etc. Rozumiem, że wynika to z faktu, iż Platforma od lat nie miała kontaktu ze społeczeństwem i nie wie, że właśnie taka taktyka ich zgubiła. Do dziś nie wiedzą, że im bardziej atakowali PiS i wpychali go w zaścianek, tym więcej ludzi (w tym młodych, wykształconych z dużych miast) mobilizowali do zmian. Taka zmiana została przeprowadzona i dziś im bardziej PO,N,KOD i inne literki próbują wmówić ludziom, że bez sędziego Rzeplińskiego zapadnie się 1050 letnia potęga Narodu, to ja osobiście nie wiem czy się śmiać czy płakać. Przez lata nie szczędzili grosza na ekspertów, dlaczego dziś nie wynajmą kogoś mądrego, kto wytłumaczy im, że zagrania rodem z czasów rządu Olszewskiego, lat 2005 – 2007 po prostu dziś nie przejdą? Można przewidywać, że w następnym odcinku, w grudniu po wymianie sędziego Rzeplińskiego Trybunał straci ważność dla opozycji i już nie tylko nie będzie święty ale zostanie wyklęty bo pisowski - :) doprawdy, nie idźcie tą drogą. 

Różnica poglądów w polskiej debacie jest naturalna i rozwijająca, jednak tylko wtedy, kiedy realnie się toczy. Politycy muszą zrozumieć, że dzielenie społeczeństwa polskiego to na dłuższą metę kopanie sobie grobu. Historia pokazuje, że choćby nie wiem co, po silnych podziałach – MY zawsze wracamy silniejsi i bardziej zjednoczeni. W dzisiejszym konflikcie rząd - opozycja, wygra ten kto pierwszy to pojmie. Na razie, mimo wszelkich starań obozu opozycji ażeby na winnych wyznaczyć obóz rządzący to niestety właśnie oni kontynuują niechlubną praktykę Platformy i przy każdej okazji dzielą się retoryką z czasów jej rządów.

Póki co Rząd stara się być blisko ludzi, spełnia obietnice (choć często karkołomnie ale jednak), co jest jednak nowością w ostatnich latach. Jeżeli będzie się komunikował ze społeczeństwem, uwiarygadniał swoje działania, nie odpłynie, jak to zrobiła Platforma, to jest szansa na dobrą zmianę. 

P.S.

Poza oczywistą krytyką byłej władzy, dzisiejszej opozycji, gdyby tak się skupić, to jest w tekście parę dobrych rad  - jak nie wtopić i w tej roli...

Maciej Dudkiewicz