Piotr Wroński to były funkcjonariusz komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, a potem Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu. W rozmowie z tygodnikiem „W sieci” Wroński opowiada, że 10 kwietnia 2010 r. AW w zasadzie nie reagowała na to, co się stało. Nie wprowadzono tam stanu podwyższonej gotowości, podobnie jak w ABW. Emerytowany oficer zwraca uwagę, że zupełnie inaczej reagowali Amerykanie po 11 września – wówczas postawiono na nogi np. ambasadę USA w Londynie.

Wroński zwraca też uwagę, że w okolicach lotniska znajdowało się wielu funkcjonariuszy rosyjskich służb, którzy uniemożliwili innym dostęp do miejsca katastrofy.

„Skąd oni wzięli tyle tego cholernego OMON? - zastanawia się były wywiadowca. - To było niewiarygodne. Może w Moskwie, gdy wiedzą, że przyjedzie Putin, OMON jest pod ręką, ale w tym przypadku? W sobotę rano? To jest Rosja, ignorowana wizyta, lotnisko bez wyposażenia, wieża udająca pracę i nagle mamy zatrzęsienie służb. Rosjanie od razu przejęli inicjatywę i położyli na wszystkim łapę”. Zapytany o to, co na miejscu tragedii robił Specnaz, Wroński odpowiada:

„Sam się zastanawiam. Rosjanie mogą się tłumaczyć ochroną prezydenta, ale to nieprawda. Ich było za dużo. A to może oznaczać, że dokładnie wiedzieli, co się stanie. Specnaz najprawdopodobniej miał za zadanie błyskawicznie zebrać rzeczy ważne dla służb, czyli dokumenty osobiste, służbowe, ale przede wszystkim telefony i inne środki łączności (…). No i czarne skrzynki. Rosjanie de facto je ukradli. W efekcie dysponujemy wyłącznie kopiami. Po katastrofie Germanwings we francuskich Alpach Niemcy polecieli po rejestratory, które odplombowali oraz zbadali dopiero u siebie. Po Lockerbie było podobnie. A w naszym przypadku?”

Kolejny dziwny zdaniem Piotra Wrońskiego zbieg okoliczności to sposób podawania informacji przez media. Oficer mówi, że oglądał jednocześnie na kilku urządzeniach kanał „Rossija1”, TVN 24, CNN i BBC.

„Niespełna godzinę po katastrofie Rosjanie mówili o błędzie pilotów. Zdumiałem się, gdy jakieś dwie minuty później powtarzał to TVN 24. Ze znakiem zapytania, ale powtarzał. Tymczasem na BBC i CNN widziałem, że rozpatrywane były różne warianty, w tym zamach” – mówił Wroński.

Dzień po ukazaniu się wywiadu były funkcjonariusz SB tłumaczył, dlaczego przerwał milczenie po 5 latach od tragedii, a nie wcześniej.

– Moje ujawnienie mogło zaszkodzić innym pracownikom – stwierdził. Dodał, że wcześniej nikt nie chciał z nim rozmawiać.

– Bylem traktowany jako prowokator. Nie miałem komu tego powiedzieć. Dopiero teraz Marek Pyza zdecydował się na rozmowę ze mną – powiedział.

KJ/Telewizjarepublika.pl/ „W sieci”