Marta Brzezińska-Waleszczyk: Były zapewnienia, że będzie spokojnie, że wyszkolona straż Marszu Niepodległości będzie czuwać nad bezpieczeństwem oraz apele o to, aby na trasie manifestacji nie było policji. Bilans jest taki, że kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych, spłonęła tęcza na pl. Zbawiciela i parę aut. Marsz Niepodległości dorobił się jeszcze incydentu międzynarodowego w postaci zaatakowania rosyjskiej ambasady. Jak to wszystko pogodzić z sukcesem, jakim niewątpliwie okazały się tysiące Polaków maszerujących z biało-czerwonymi flagami?

Artur Zawisza: Mając na uwadze te dziesiątki tysięcy uczestników, Marsz Niepodległości przebiegł spokojnie. Co chwila spotykam się z relacjami uczestników pochodu, którzy wręcz dziwią się oskarżeniom o jakiekolwiek niepokoje. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że kilka sytuacji na obrzeżach marszu przebiegało poza scenariuszem, ale to doprawdy były incydenty, które nie mogą decydować o obliczu marszu. Z pewnością, nie były one inspirowane przez Stowarzyszenie Marszu Niepodległości.

Ja oczywiście nie deprecjonuję znaczenia ogromu uczestników, którzy z dumą i spokojem świętowali wczoraj niepodległość, biorąc udział w marszu. Do incydentów jednak doszło i to nie tylko na obrzeżach pochodu (obrzucenie rosyjskiej ambasady przez uczestników pochodu), rodzi się więc pytanie o to, czy organizatorzy rzeczywiście zrobili wszystko, co tylko było w ich mocy, aby zapobiec tym wydarzeniom? Mogliście choćby zakazać odpalania rac, rzucania petard i przychodzenia w kominiarkach...

Regulamin Marszu Niepodległości nie wskazywał na potrzebę czy też konieczność przychodzenia w kominiarkach albo odpalania środków pirotechnicznych, wręcz przeciwnie. Nie były to sytuacje pożądane, natomiast organizatorzy marszu nie mają fizycznej możliwości eliminowania osób, chcących wziąć udział w pochodzie. To zadanie spoczywa jednak na policji. Jeżeli mowa o sytuacjach gorących, to proszę zwrócić uwagę na to, że każda z nich miała swój podtekst społeczno-kulturowy. Zarówno agresja ze strony nielegalnych mieszkańców squatu, jak i kontrkulturowa tęcza, a wreszcie ambasada wielkiego mocarstwa to miejsca pomieszczone w polskiej wyobraźni narodowej, dawniejszej i współczesnej, jako szczególne. Nie ma co się dziwić, że budzą one emocje.

A więc to tęcza i ambasada sprowokowała uczestników marszu? Cóż, kiedy idę ulicami Warszawy, prowokuje mnie bardzo wiele rzeczy, nie obrzucam ich jednak kamieniami i petardami.

Nie usprawiedliwiam działań o charakterze niszczącym. Apeluję o próbę socjologicznej analizy. Jeżeli zdrową większość społeczną wypycha się z debaty o niegodziwości związków homoseksualnych i promuje się prowokacyjną tęczę, trzeba zdawać sobie sprawę, że może to zakończyć się tak, jak wczoraj, choć było to poza trasą przemarszu.

Tak, można długo wynajdywać usprawiedliwienia, dlaczego tęcza i ambasada budzi emocje (choć ta pierwsza jest poza trasą marszu)... Mnie jednak interesuje to, kto poniesie za to wszystko odpowiedzialność, bo jak na razie, większość tych incydentów i tak idzie na konto organizatorów pochodu. Pojawiają się więc postulaty nie tylko zdelegalizowania MW i ONR, ale zabronienia takiej manifestacji w następnych latach.

W cywilizacji łacińskiej, w której jednym z fundamentów jest prawo rzymskie występuje indywidualna odpowiedzialność. Wszelką pozytywną czy negatywną odpowiedzialność mogą ponosić wyłącznie sprawcy danych czynów. Podobnie nie istnieje zasada prewencyjnego zakazu, działającego na wzór cenzury prewencyjnej. Nie można na przyszłość zakazać zgromadzenia publicznego o nazwie Marsz Niepodległości, bo byłoby to działanie drakońskie i wbrew prawu.

Jasne, jednak co roku zapowiadacie, że będzie spokojnie i co roku te deklaracje okazują się bez pokrycia. Mam wrażenie, że zwykli mieszkańcy Warszawy, abstrahując już od ich poglądów i sympatii politycznych, najzwyczajniej w świecie mają dość demolki ich aut, ulic, etc...

Zgadzam się, wczoraj wydarzyło się w Warszawie coś ważnego. Dziesiątki tysięcy patriotów pod biało-czerwonymi flagami, goście ruchów narodowych z Węgier, Francji i Włoch, amerykańscy uczestnicy anty-szczytu klimatycznego, luminarze życia intelektualnego jak prof. Bender i prof. Żaryn, kustosz pamięci narodowej Zygmunt Goławski, kombatant Narodowych Sił Zbrojnych – oni wszyscy szli w wielkim Marszu Niepodległości. To było podstawowe wydarzenie tego dnia, a wszystko inne jest tylko drobnym przypisem do tej wielkiej księgi polskości i tak to należy traktować.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk