Tymi słowami rozpoczyna opis incydentu na Okęciu środowy "New York Daily News". I to nie jedyny amerykański dziennik rozpływający się w zachwytach nad kunsztem polskiego pilota. Zdjęcie lądującego Boeinga 767 z wydobywającymi się spod silników płomieniami zamieścił w środę na pierwszej stronie nawet prestiżowy "Wall Street Journal". Gazeta przypomina, że budowane dzisiaj maszyny są przystosowane do lądowania bez wysuniętego podwozia i piloci wiedzą jak to robić, bo przechodzą odpowiednie szkolenia.


"Jednak całkowita awaria kół jest w dzisiejszych samolotach rzadkością" – przypomina "WSJ". Dziennik opisuje procedurę awaryjnego lądowania, zauważając, że współczesne lotniska coraz rzadziej decydują się za ochronę pasa startowego przy pomocy piany.


Amerykańskie media wskazują na analogie z awaryjnym lądowaniem należącego do US Airways Airbusa 320 na rzece Hudson w 2009 roku. Pilot tamtej maszyny Chesley (Sully) Sullenberger, który posadził samolot na rzece praktycznie bez żadnych ofiar, został bohaterem narodowym.


"Bohaterski pilot Tadeusz Wrona zdołał posadzić uszkodzony samolot LOT-u na brzuchu. Zapisy wideo pokazują, że maszyna posuwała się po pasie startowym i pod skrzydłami doszło do niewielkiego pożaru" – pisze "New York Daily News". "Pilot był fenomenalny. To polska wersja Sully'ego – cytuje dziennik słowa promotora boksu Grega Cohena, który był jednym z 220 pasażerów feralnego samolotu – to było raczej miękkie lądowanie. Byliśmy gotowi na mocne uderzenie, które dzięki Bogu, nigdy nie nastąpiło".


Z kolei "Gazeta Wyborcza" opublikowała prywatny portret kapitana Wrony. Dowiedzieliśmy się z niego, że Wrona jest od 27 lat żonaty, (pierścionek zaręczynowy Wrona wręczył swojej wybrance dopiero po ślubie, po podróży do ZSRR, bo wcześniej nie miał pieniędzy). Kapitan Wrona ma córkę Natalię, która jest zawodniczką Wszechstronnego konkursu Konia Wierzchowego i pięciokrotną mistrzynią Polski w tej dyscyplinie, a także syna Mikołaja, który jest także pilotem cywilnym (pracuje w Wizzair). Kpt Wrona zawsze marzył o własnym szybowcu, ale po sportowych sukcesach córki uznał, że musi jej kupić mocniejszego konia. Może zorganizujemy ogólnonarodową zbiórkę na sportowy samolot dla naszego bohatera? Nawet jakbyśmy kupili kapitanowi nową Cessnę za pół miliona dolarów, to wyjdzie po parenaście groszy na obywatela. Zamiast go zamęczać w kółko i latać za nim, zróbmy coś dla kapitana. 

 

 

PSaw/newsweek.pl/wyborcza.pl