Tomasz Wandas, Fronda.pl: Prezes PiS rozpoczął symbolicznie Przekop Mierzei Wiślanej. Media prawice cieszą się tym faktem, lewicowe natomiast piszą tu cytat „prezes PiS rozpoczął przekop Mierzei a pozwolenia na to brak” ponadto dodają, że jest to kolejny z rzędu polityk, który wykonuje taki gest na potrzeby kampanii. Jak Pana zdaniem jest w istocie? 

Witold Jurasz, redaktor Polsat News 2: Nie wiem, jak wygląda sprawa wszystkich potrzebnych pozwoleń na ten przekop, jednak rzeczywiście PiS wydaje się być dość mocno skupiony na działaniach o charakterze propagandowym, co mi się nie podoba. Natomiast sam pomysł przekopu Mierzei uważam za trafny pomysł. Jeżeli faktycznie uda się to zrealizować, to będzie to powód do satysfakcji. Dobrze jednak by łopatę wbijano w momencie, kiedy faktycznie zaczynają się prace, a nie wtedy, kiedy zbliżają się wybory. Odnośnie do meritum to wiele jest spraw, które od lat próbujemy załatwić z Rosją i żadna z nich nie została zrealizowana. Każda najdrobniejsza rzecz traktowana jest przez Rosję jako powód do sporu i jako narzędzie do nacisku na Polskę. W związku z tym, skoro nie można się dogadać, to należy pokazać Moskwie, że jesteśmy gotowi podjąć nawet kosztowne działania byle rozwiązać istotny z naszego punktu widzenia problem. Ponadto trzeba zwrócić uwagę, że sprawa przekopu Mierzei nie jest aż tak kosztowna, stąd realizacja tego zamierzenia nie odbije się jakoś negatywnie na naszym budżecie. Inaczej sprawa ma się w przypadku Centralnego Portu Komunikacyjnego, którego koszty są zupełnie niewyobrażalne, stąd do opłacalności ekonomicznej tej inicjatywy mam spore wątpliwości. Przekop Mierzei Wiślanej miałby sens polityczny nawet wówczas, gdyby nie miał sensu ekonomicznego - choć i ten, jak sądzę, ma. 

Niemal w tym samym czasie, PGNiG podpisało umowę z amerykańskim koncernem na dostawę gazu. Tu z kolei jedni łączą oba wydarzenia i twierdza, że oba ruchy, tzn. podpisanie tej umowy oraz symboliczny gest przekopu Mierzei uderzają w Rosję. Czy faktycznie, jeśli tak, to na czym miałby polegać cios zadany Rosji?

Pomiędzy tymi wydarzeniami oczywiście nie ma żadnego związku. W sprawie podpisanej umowy z koncernem amerykańskim odnoście kupna gazu nie ma nic sensacyjnego - skoro budowaliśmy gazoport, logiczne było, że gdy budowa się zakończy, to będziemy zaopatrywać go w surowiec. Dywersyfikacja źródeł energii jest konieczna. Obawiam się jednak, jak będzie wyglądać sytuacja budowy Baltic Pipe. 

To znaczy? 

Według dostępnych informacji budowa jest opóźniona. Niebezpiecznie będzie, gdy w 2022 roku wygaśnie umowa z Gazpromem a Baltic Pipe nie będzie dostępny. Przyjaciel ministra Naimskiego, Antoni Macierewicz zapowiadał jako minister obrony narodowej, że nasze siły zbrojne będą miały śmigłowce. Wtedy niektórzy zwracali uwagę, że raczej ta zapowiedź nie zostanie zrealizowana choćby z tego powodu, że przedłużają się procedury przetargowe. MON odsądzał sceptyków od czci i wiary. Minęły dwa lata. Śmigłowców nie ma. Całkiem niedawno, na konferencji pt. „Polska w dobie kryzysu” pytałem ministra Czaputowicza co Polska zrobi, jeśli doszłoby do takiej sytuacji, na co szef MSZ odpowiedział, że gdyby tak się stało, to być może kupilibyśmy gaz z USA lub Niemiec.

I to nie jest wyjście? 

Oczywiście, że nie. Jeśli chodzi o kupno dodatkowej ilości gazu skroplonego z USA, to trzeba wziąć pod uwagę, że moce przeładunkowe gazoportu są określone, stąd amerykański gaz nie jest w stanie zastąpić gazu rosyjskiego.

A Niemcy?

Niemcy nie są producentem gazu, a importerem. Sam układ gazociągu na terenie Republiki Federalnej Niemiec jest taki, że gdyśmy zdecydowali się na kupno, to de facto pobieralibyśmy od nich gaz rosyjski, a co więcej najprawdopodobniej ten pochodzący z Nord Stream 2. Wszystko będzie zatem uzależnione od tego czy minister Naimski zdoła skończyć na czas budowę Baltic Pipe. 

Gazu z USA ma być 1,35 miliarda metrów sześciennych, być może w perspektywie 5 miliardów sześciennych na rok. Natomiast zapotrzebowanie na gaz w tamtym roku wynosiło 17 miliardów, w przyszłych latach będzie większe - dlaczego będziemy brać tak mało tego gazu od USA?

Przepustowość gazportu wynosi 5 mld m sześć rocznie, a ma wzrosnąć do 7,5. Nie znam szczegółów, ale rozumiem, że import LNG będzie rosnąć w miarę zmniejszania importu gazu z Rosji. Zasadnym natomiast pytaniem jest, czy nie powinniśmy wybudować drugiego gazoportu.

Czy fakt, że podpisujemy z Amerykanami umowy na dostawy gazu z USA może w jakiś sposób drażnić Putina? Czy raczej jest mu to obojętne, gdyż ma on wiele innych, lepszych rynków zbytu niż Polska?

Przyznam, że nie widziałbym tej sprawy w kategoriach „drażni - nie drażni”. Z punktu widzenia Rosji nie ma znaczenia czy kupujemy gaz od Amerykanów czy od Katarczyków. Oczywiście każdy zakup z innego źródła niż ich terytorium obniża ich dochody. Nie mniej ważne jest też to, że im mniej importujemy, czy też może precyzyjniej im mniej jesteśmy zależni od Rosji, tym mniejsze Moskwa ma możliwości nacisku na nas. To oczywiście irytuje Moskwę, ale Rosjanie to twardzi gracze – jak będziemy realnie niezależni to się nie obrażą, tylko będą się z nami bardziej liczyć.

W 2022 roku wygasa umowa z Rosją. Czy myśli Pan, że PiSowi uda się zapewnić nam do tego czasu wszystkie potrzebne środki do tego, aby uniezależnić się od rosyjskiego gazu?

Nie uważam się za eksperta od rynku energetycznego, ale mam obawy.  Patrząc na to co się dzieje oceniam, że szanse na to, że Baltic Pipe powstanie w terminie są w proporcji 50/50. Rosjanie tymczasem już układają Nord Stream II. Warto wspomnieć też, że jeśli doszłoby do sytuacji, w której mielibyśmy brać rosyjski gaz z Niemiec to zwiększyłoby się automatycznie prawdopodobieństwo, że Rosjanie zakręcą kurek z gazem Ukrainie.

Dobrze, ale czy uporamy się przez 4 lata z budową Baltic Pipe?

Czy damy radę skończyć budowę do 2022 roku tego nie wiem. Nie mam wystarczającej ilości danych, aby odpowiedzieć na to pytanie - szczegółowe informacje w tym zakresie objęte są klauzulami tajemnicy państwowej. Generalnie jednak mam zasadę, że im bardziej nasza władza coś ogłasza, tym bardziej lubię się upewnić, czy aby na pewno nie „wciska nam kitu”. Ślepe zaufanie do władzy (niezależnie od tego, kto rządzi) jest zawsze błędem. Władzy trzeba patrzeć na ręce, sprawdzać jej ruchy. Problem tej władzy -z pewnością w dziedzinie o której rozmawiamy- polega na tym, że gdy zadaje się odpowiedzialnym za projekt pytania, zamiast konkretnych odpowiedzi można spotkać się z ledwie skrywaną agresją, a ta wskazuje zazwyczaj na to, że ktoś coś ukrywa. Stąd też, mimo że nie mam dostępu do tajnych informacji i tak naprawdę nie wiem jak sprawa się skończy, to na podstawie takich nerwowych reakcji mogę przypuszczać, że realizacja projektu w terminie może być trudna.

Teraz ceny gazu mają być 20 proc. mniejsze. Czy mógłby Pan przypomnieć kto wcześniej podpisał z Rosją i z jakich powodów, tak haniebną umowę dla Polski?

Nie wiem, czy była haniebna. Wiem, że była podpisywana w sytuacji, gdy byliśmy całkowicie uzależnieni od rosyjskiego gazu i tym samym nasza pozycja negocjacyjna była bardzo słaba.

Czy było tak jak sugerują niektóre prawicowe media, że politycy odpowiedzialni za tą umowę byli niekompetentni a być może nawet kierowali się złą wolą, tego nie jestem w stanie stwierdzić. Z jednej strony słyszę polityków PiSu, którzy jako winnego wskazują premiera Pawlaka a z drugiej strony nie widzę, by cokolwiek poza propagandą się w tej kwestii działo. Jestem więc bardzo sceptyczny co do tej rzekomej wielkiej winy premiera Pawlaka.

Dziękuję za rozmowę.