W najnowszym "Komentarzu Tygodnia" dziennikarz śledczy Witold Gadowski podsumowuje mijający 2018 rok. Określił go rokiem „dobrych chęci i złych kapitulacji”.

"Chcieliśmy dobrze, rządzący chcieli dobrze. Chcieli zreformować wymiar sprawiedliwości, chcieli zmienić ustawę o IPN-ie tak, żeby było sprawiedliwie, żeby kłamanie o Polsce było równoznaczne z kłamstwem oświęcimskim. Okazało się, że to się nie udało"- mówił Witold Gadowski. Publicysta zastanawiał się nad przyczyną tego niepowodzenia. Jak wskazał, możemy tu mówić o tzw. "fizyce międzynarodowej polityki".

 

"Ciała duże oddziałują mocno. Ciała słabe muszą ulegać. Musimy sobie zadać pytanie: kim my – jako Polska – jesteśmy w polityce międzynarodowej? Ten rok pokazał, że nasze chęci, nasze marzenia muszą konfrontować się z twardą rzeczywistością"- podkreślił autor "Komentarza Tygodnia". 

"Kończący się rok to również rok kapitulacji przed lobby żydowskim, kiedy nasz kraj musiał w hańbiący dla nas sposób szybko zmieniać nowelizację ustawy o IPN"- powiedział Gadowski, zastanawiając się, po co w ogóle ta nowelizacja została wprowadzona, skoro wcześniej rząd nie przeprowadził "prostych rachunków fizyki politycznej"? 

"Przecież w fizyce, także w fizyce politycznej, wszystko można przewidzieć. Jeżeli wchodzimy między duże żarna, to raczej jest niewielka możliwość, że odeprzemy te żarna. Większa możliwość – i to wynika z rachunków – jest taka, że będziemy zmieleni"- mówił Gadowski. Publicysta zwrócił uwagę, że w tym właśnie przypadku weszliśmy pomiędzy duże żarna. 

"Możemy się na to zżymać, możemy tutaj stosować cały zestaw antysemickich retoryk, ale to nic nie da. Retoryka antysemicka jest beznadziejna, bezpłodna. Gromadzi nam nad głową jedynie czarne chmury. Praktyka jest taka, że musimy uwzględniać duże siły"-tłumaczył dziennikarz. Zdaniem autora "Komentarza Tygodnia", państwo polskie powoli uświadamia sobie cele, które zamierza osiągnąć, brakuje mu jednak metod, które pomogą w dążeniu do ich realizacji. 

" Nie dajmy się zwieść propagandzie sukcesu, która płynie z mediów podległych rządowi, bo pewnego dnia obudzimy się w smutnej pustce. Nie neguję sukcesów, bo te sukcesy są i lepiej mi się żyje w Polsce dziś, niż żyło mi się w Polsce w 2014 roku. Jest lepsza retoryka, zaczynamy mówić o polskich interesach, zaczynamy mówić o polskich wymaganiach w świecie. To dobrze, że budzimy się i zaczynamy uświadamiać sobie cele, ale musi nastąpić następny krok – musimy zacząć uświadamiać sobie metody; metody, jakimi te cele należy osiągać. Samo krzyczenie „hurra”, wiecowanie i granie na emocjach niczego nie przyniesie. Musimy wykształcić zespół ludzi, którzy potrafią patriotycznie, ale i skutecznie prowadzić naszą politykę"- podkreślił Witold Gadowski. Dziennikarz zauważył, że w 2018 r. wprowadzono również aż 12 nowych podatków. A to, zdaniem publicysty, stoi w sprzeczności z niektórymi deklaracjami rządu. 

"To był najbardziej fiskalny rok od 2007 roku. Jak to się wszystko ma do pakietu wzmacniania przedsiębiorczości, do tych wszystkich ministerstw, które ponoć dbają o to, żeby polska gospodarka się rozwijała i polska myśl techniczna i naukowa kwitła? Deklaracje polityków i zimna rzeczywistość"-ocenił. 

Autor "Komentarza Tygodnia" zauważył, że alternatywa dla PiS jest w zasadzie "tragiczna": część uosabiana przez PO mówi wprost, aby wrócić do podległości wobec Niemiec, natomiast mniejsza alternatywa wolałaby układać się z Rosją. 

"Jest wreszcie trzecie lobby, do którego ja staram się zaliczać: lobby polskie – słabe, przetrzebione, dopiero wstające na nogi i uświadamiające sobie swoje istnienie i cele. My musimy szybko uczyć się na błędach, szybko zdawać egzamin dojrzałości, bo nikt nie będzie stosował wobec nas taryfy ulgowej"- wskazał.

Dziennikarz nawiązał do swojej wizyty w Iraku i warunków życia mieszkających tam chrześcijan. W ocenie Gadowskiego, chrześcijanie w Polsce nie mogą być obojętni na krzywdę braci w Chrystusie w innych częściach świata. 

"Nasze sprawy są tam, gdzie cierpią nasi bracia chrześcijanie. Być może przyjdzie czas, kiedy my w Polsce, polscy chrześcijanie, będziemy cierpieć i będziemy chcieli, żeby ktoś nam pomógł. To jest chleb oddany. Ten grosz, który wysyłamy tam ludziom na miejscu (bo oni chcą, żeby im tam pomagać, a nie żeby przyjeżdżać do Europy) wróci stukrotnie, bo zawsze tak było i zawsze tak będzie"-wskazał publicysta.

yenn/Youtube, Fronda.pl