Nie milkną echa prowokacji dwóch urzędniczek skarbówki, które wystawiły mandat mechanikowi. Okazuje się, że urzędnicy są wysyłani ,,w teren'', by podpuszczać Polaków.

Przypomnijmy, że jesienią dwie kobiety podjechały do warsztatu samochodowego w Bartoszycach. Poprosiły o wymianę żarówki w samochodzie. Warsztat był już zamknięty i nie sprzedawał żarówek, ale mechanik oddał własną i naprawił usterkę.

Wziął za to 10 złotych. I na to właśnie czekały urzędniczki. Wystawiły mu mandat w wysokości 500 złotych. Mechanik go jednak nie przyjął i sprawa trafiła do sądu. Została bardzo mocno nagłośniona przez media, bo tak obrzydliwa prowokacja skarbówki spotkała się z niechęcią wszystkich Polaków. W sądzie I instacji skarbówka przegrała i zrezygnowała z apelacji.

Teraz okazuje się, że nie była to jednorazowa prowokacja. Urzędnicy są wysyłani ,,w teren'' właśnie po to, by podpuszczać ludzi i wystawiać im mandaty. Sprawą zajął się wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka z Kukiz'15'.

,,Pracownicy urzędów skarbowych są losowo typowani do prowokowania drobnych polskich przedsiębiorców za własne pieniądze tychże pracowników i wystawiania im mandatów'' - stwierdził polityk.

Tyszka napisał też na Twitterze, że otrzymał informacje od urzędników oraz ich rodzin, skarżących się na praktykę podpuszczania Polaków. Przeszkadza im głównie to, że muszą... sami płacić za prowokacje. 

Jeśli tak ma wyglądać państwo - dręczące zwykłych obywateli - to chyba zaszła jakaś pomyłka...

bb