„Orban jest bardzo pragmatyczny.” – mówi w rozmowie z nami Ryszard Czarnecki, komentując odejście posłów węgierskiego Fideszu z Europejskiej Partii Ludowej. Europarlamentarzystę PiS pytamy m.in. o to, dlaczego partia Wiktora Orbana przez lata mimo wszystko należała do tej samej frakcji w parlamencie EU, co Platforma Obywatelska.

 

Tomasz Poller: Potwierdziło się, że Fidesz ostatecznie wychodzi z Europejskiej Partii Ludowej.

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: Odejście Węgrów z Europejskiej Partii Ludowej nie jest niespodzianką. Ta formacja była od paru lat grillowana przez swoją rodzinę polityczną, była upokarzana, szantażowana, aby zmieniła swoją tożsamość. Przykładem jest choćby sytuacja sprzed dwóch lat, gdy przed wyborami europejskimi wiosną 2019 partie, które należą do EPL ze Skandynawii i Beneluksu, a konkretnie ze Szwecji, Danii, Luksemburga i Holandii zażądały usunięcia z EPL Fideszu, szantażując wręcz kierownictwo Europejskiej Partii Ludowej, że jak to się nie stanie, to one wyjdą z EPL i pójdą do tworzonego przez prezydenta Macrona projektu powołania nowej formacji liberalnej. Orban jest pragmatykiem. On odszedł, bo uznał, że lepiej odejść samemu niż być wyrzuconym i to jeszcze przy takiej „ścieżce zdrowia”, przy publicznych oskarżeniach i upokorzeniach.

Postronny obserwator mógłby zapytać, co Fidesz w ogóle robił w EPL, będąc tym samym w jednej frakcji europarlamentarnej razem z Platformą Obywatelską…

Orban jest bardzo pragmatyczny. On uważał, pewnie słusznie, że dla Węgier jest dobrze, jeżeli ma kontakty z parunastoma rządzącymi partiami w Europie Zachodniej, gdy pochodzący z tych partii premierzy spotykają się przed szczytami Rady Europejskiej, ustalają tam pewną strategię. Uważał że dla Węgier będzie korzystne, gdy on jest tam w środku. Dlatego też zaciskał zęby przez lata… W końcu uznał, że dosyć.

Dla kogoś, kto z zewnątrz pobieżnie przyglądał się frakcjom w Europarlamencie, wydawać by się mogło intersujące, że Fidesz i PiS nie wolały mimo wszystko grać w jednej drużynie. Kwestia taktyki?

Orban był sercem w Europejskich Konserwatystach a głową w EPLu. Przypomnę zresztą, że PiS też był kiedyś swego czasu w EPLu. Paręnaście lat temu, gdy Polska była kandydatem do członkostwa, to Prawo i Sprawiedliwość wraz z Platformą Obywatelską zresztą, brało udział w pracach EPL. Co więcej, posłowie PiSu którzy, zanim Polska weszła do Unii Europejskiej w 2004, byli oddelegowani do pracy do Europarlamentu, bo był taki okres roczny, byli w Europejskiej Partii Ludowej. Potem PiS uznał, że lepiej być na swoim, lepiej być we frakcji, w której Niemcy nie rządzą wszystkim. Lepiej mieć wpływ na politykę frakcji w Europarlamencie i charakterze europejskim nawet, jeżeli jest to frakcja mniejsza, ale za to własna. Wiadomo, że Węgrom łatwiej, będąc mniejszym krajem, było znosić ten niemiecki dyktat w EPLu. PiSowi trudniej, także ze względów historycznych, stąd ta decyzja PiS z 2004, żeby wyjść. A po kilkunastu latach zrobił to Fidesz.