Tomasz Poller, portal Fronda.pl: Panie Profesorze, zapytałbym o Pana prognozę co do wyniku trwającego właśnie starcia naszego kraju z możnymi tego świata, kojarzonego z dość bałamutnie rozumianą "praworządnością". Uzależnianie wypłat funduszy tzw. europejskich od arbitralnych poglądów i opinii urzędników unijnych, kontrolowanych przez największe siły w UE, to oczywiście pomysły pozatraktawowe i bezprawne. Jednak ten atak na naszą suwerenność jest faktem. Niektórzy zapatrują się pesymistycznie na wynik tego starcia, wskazując na mające miejsce w przeszłości kapitulanctwo obecnej ekipy rządzącej w Polsce. Z drugiej strony jednak pozytywną i budzącą nadzieję, jest ostatnia, jasna i konkretna deklaracja premierów Polski i Węgier, mówiąca wprost m.in.: "Ani Polska, ani Węgry nie zaakceptują żadnej propozycji, która zostałaby uznana przez drugie państwo jako nie do przyjęcia".

 

Prof. Grzegorz Górski: Najpierw przypomnę, że w marcu 2020 roku, kiedy rozpoczęły się europejskie zmagania z pandemią, pojawiły się pierwsze zapowiedzi, iż nadchodzący czas należy wykorzystać do tego, aby przyspieszyć proces federalizacji Unii Europejskiej. Pogląd taki formułowały środowiska federalistyczne, które od przynajmniej 2009 roku zdominowały instytucje europejskie. Ponadto zaangażowane były w ten proces różne formacje postkomunistyczne, forsujące koncepcje krypto-bolszewickie autorstwa A. Spinelli. Mimo ich wielorakich starań, druga dekada XXI wieku nie posunęła tego procesu nadmiernie. Także próba wprowadzenia promowanego przez te ośrodki nowego porządku, przy pomocy tzw. walki o praworządność w Polsce i na Węgrzech, nie powiodła się. Okazało się bowiem, że grupy te nie są nawet w stanie skutecznie „domknąć” procedury w ramach art. 7 ani przeciw Polsce, ani wobec Węgier.

W marcu 2020 roku zakładano, iż narzędziem do tego działania będzie „wspólna europejska polityka w zakresie ochrony zdrowia”. Ale kompromitacja władz unijnych w tym obszarze, pokazała kompletną niemoc do realizowania podobnych pomysłów. I wtedy pojawiła się nowa szansa. Katastrofa gospodarcza wywołana w krajach europejskich przez pandemię, otworzyła możliwość z jednej strony intensywnego promowania konieczności wprowadzenie „unijnych podatków”, z drugiej zaś strony znaleźć sposób na zadłużenie na rynkach finansowych całej Unii. Oderwanie się „Unii” od bezpośredniej zależności od składek członkowskich, miało formalnie służyć realizacji „ambitnego” planu „Next Generation”, ale w istocie ma być narzędziem do rozpoczęcia drogi do finansowego uwolnienia się Unii od swoich członków.

I to jest dzisiaj główne pole rozgrywki. Teoretycznie, jeśli uda się przeforsować „Recovery Found” w proponowanej postaci, to będzie to pierwszy, potężny krok w kierunku federalizacji Unii. Historycznie rzecz biorąc, wszystko jest „powtórką z rozrywki”. Proszę prześledzić, jak Prusy „sfederalizowały” Rzeszę Niemiecką w ciągu 30 lat XIX wieku, a okaże się, że - mimo całkowicie innej epoki - ścieżki są takie same.

Dlatego to co obserwujemy obecnie - próba „splantowania” Polski i Węgier - to tylko kolejny etap tej walki. Jest on jednak niezwykle ważny. Dotąd bowiem głównym oponentem tego planu byli Brytyjczycy. Po Brexicie nie miało już być żadnych przeszkód, a tu taka niespodzianka. I do tego trzeba się ścierać z jakimiś europejskimi nuworyszami. To się nie mieści w głowie federalistom i postkomuchom. Ale ta walka będzie trwała i jestem przekonany, że jeśli Polska i Węgry wyjdą z obecnego starcia z ciosem, to front antyfederalistów ulegnie jakościowemu wzmocnieniu.

 

Wstępowaliśmy do Unii Europejskiej jako stowarzyszenia suwerennych państw, które przekazały owemu stowarzyszeniu pewne określone kompetencje. Była to unia gospodarcza oraz mająca ułatwić poruszanie się osób. Tymczasem coraz bardziej mamy do czynienia z jakimś monstrum, coraz śmielej ingerującym w wewnętrzne kompetencje państw. Sprawa "mechanizmu praworządności" jest tu jedynie przykładem. Parlament Europejski jest ciałem coraz bardziej zideologizowanym, ostatnia proaborcyjna rezolucja nie jest przecież pierwszym tego typu ekscesem. A przecież w cieniu tego ideologicznego szaleństwa pozostaje szereg realnych i to coraz większych a nierozwiązanych problemów, przede wszystkim gospodarczych. Trudno nie postawić pytania: w któstronę w ogóle Unia Europejska zmierza i jaką ten projekt może mieć przyszłość? Swoją drogą stwierdził Pan Profesor kiedyś, że projekt pod nazwą UE się wyczerpał. Ale on nie tylko trwa, ale ewoluuje w coraz bardziej nieprzewidywany i groźny sposób...

 

W Unii od ponad 10 lat realizowany jest z żelazną konsekwencją projekt opisany w Manifeście Spinellego. Ten włoski komunista (wychowanek okresu stalinizmu) nakreślił w końcu lat 40-tych wizję dojścia do komunizmu inną drogą niż to forsował Stalin i sowieci, nawiązującą do „idei” Trockiego. Wtedy okrzyknięto go utopistą, ale ukształtowane w duchu trockistowskim pokolenie’68, przyjęło tę drogę jako swoją. Ci ludzie opanowali starą, europejską socjaldemokrację, zdominowali myślenie nowych ruchów liberalnych, przeformatowali stare partie komunistyczne, wykreowali ruchy zielonych, wreszcie przeorali mózgi chadeków, sprowadzając ich do roli pomocnika tej neo-bolszewickiej międzynarodówki. To oni opanowali instytucje europejskie, stworzyli kosmopolityczną, wyalienowaną ze swoich państw i narodów brukselską eurokrację, a teraz wrzucili przerzutkę, aby jak najszybciej manifest Spinellego zrealizować. Chcą to zrobić jak najszybciej, bo mają świadomość, że tak idiotyczne i antyhumanistyczne w swej istocie pseudoidee, które głoszą, prędzej niż później zostaną odrzucone przez normalnych ludzi. To się zresztą już zaczyna powoli dziać, a proces ten będzie się nasilał.

Ale jest oczywiste, iż właśnie z powyższych względów pomysł na Unię Europejską się wyczerpał. Unia powstała jako wytwór koncepcji prawdziwych chrześcijańskich demokratów - Schumanna, De Gasperriego, Adenauera, Monneta, a także polskich polityków, których znakomitym przedstawicielem był Jerzy Braun. Dlatego dokonana w ostatnim ćwierćwieczu kastracja chrześcijańskiej aksjologii, jako niezbędnego kontekstu działania Unii Europejskiej i jej instytucji, oznacza koniec tego projektu. To co buduje się od 10 lat na bazie owego trockistowskiego bełkotu, jest zupełnie innym projektem i dzisiaj, jeśli ktoś ma co do tego złudzenia, to ja tego nie będę komentował. Ale powtarzam - ten projekt nie wyjdzie, a skończy tak jak skończył projekt leninowsko - stalinowski, tyle że znacznie szybciej. Niemniej będziemy się musieli z tą chorobliwą utopią, którą neobolszewicy próbują znowu nam serwować, mierzyć jeszcze przez kilka lat.

 

Otwarte pozostaje pytanie o relacje polsko amerykańskie w najbliższych latach. Z Ameryką Trumpa osiągneliśmy bardzo wiele, by wymienić poparcie dla Trójmorza, dostawy amerykańskiego gazu, a przede wszystkim wzmocnienie obecności wojskowej na wschodniej flance NATO. Prezydentura Bidena pozostaje wielką niewiadomą, a niekiedy wysyłane sygnały są sprzeczne. Z jednej strony nadzieję budzić może np. zapowiedź kontynuacji sankcji przeciw Nordstream II, niemniej jednak niepokojące są ideologiczne wypowiedzi prezydenta elekta a także wyraźne gesty w stronę Niemiec i Francji, które mogą prowadzić do marginalizacji Polski i naszego regionu.

 

Obawiam się, że ze strony Ameryki nie będziemy mogli przez najbliższe dwa lata liczyć na jakąś obliczalność. Jeśli osiągnięty przy pomocy masowych oszustw wybór Bidena zostanie potwierdzony, to już za dwa lata republikańska fala wyczyści obie izby kongresu z szalonych demokratów. Nastąpią kolejne dwa lata blokady i dopiero po wyborach w 2024 roku Ameryka wróci zapewne do obliczalności. Nie wykluczam, że do władzy wróci Donald Trump. Musimy więc ten okres przetrwać. Będziemy obiektem niemieckiej ofensywy przez najbliższy rok, ale po odejściu Merkel i pod nowym przywództwem Merza lub Lascheta, zapewne pojawi się szansa na bardziej racjonalną współpracę z Niemcami. Nastąpi bowiem odejście od koncepcji „pruskiej”, reprezentowanej przez Merkel, na model nawiązujący do wizji Kohla. To dla nas bardzo ważne i w sumie pozytywne. Sądzę również, że rządzący Francją kabotyn, odesłany zostanie na śmietnik historii i tak jak jego poprzednicy na tym stolcu, będzie zajmował się składaniem wyjaśnień do francuskiej prokuratury. Trzeba przetrwać najbliższe dwa lata, a na naszą korzyść może działać to, że wedle wszelkich prognoz będziemy spośród dużych państw europejskich w najmniejszym stopniu dotknięci katastrofą gospodarczą. To będzie nasz potężny atut, tylko trzeba to bezwzględnie wykorzystać. Jestem przekonany, że ten trudny czas może jednak paradoksalnie otworzyć Polsce znakomite perspektywy.