Eryk Łażewski, Fronda.pl: Trwa cały czas spór o reformę sądownictwa. Senat niedawno odrzucił w całości ustawę dyscyplinującą sędziów. Teraz ma ją przyjąć Sejm. Czy – biorąc pod uwagę ilość posłów Zjednoczonej Prawicy (ma ona nieznaczną większość 5 parlamentarzystów) – głosowanie na pewno nie skończy się jakąś niespodzianką?

Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS: Nie sądzę! Stanowisko naszego Klubu jest jednoznaczne: reforma powinna być dokończona. Tym bardziej, że widzimy ze strony grupy sędziów próby destabilizacji całego systemu wymiaru sprawiedliwości. To jest bardzo niebezpieczne. Dlatego uważam, że jest konieczne, aby wprowadzić takie przepisy dyscyplinujące, jakie są przewidziane w ustawie.

W Telewizji Polskiej pojawił się niedawno program „Kasta”. Pokazuje on tragiczne losy ludzi, oraz sędziów i ich wyroki, które te tragedie spowodowały. Czy wprowadzone już reformy i te mające być dopiero wprowadzane uniemożliwią zajście w przyszłości tak strasznych wydarzeń?

Na pewno w takiej sytuacji, sędziowie dopuszczający się przewinień dyscyplinarnych czy karnych, będą ponosić odpowiedzialność. Dotychczas było tak, a właściwie nadal jest tak, że sędziowie mogą popełniać nieskończoną ilość błędów, krzywdzić ludzi swoimi różnymi rozstrzygnięciami, i nie ma żadnej możliwości skutecznego dyscyplinowania tych sędziów. Lojalność środowiskowa bowiem jest tak duża, że najczęściej takim sędziom „włos z głowy nie spadał”. Również system nominacji, który funkcjonował, był promocją – powiedziałbym - lojalności wobec „środowiska”, a nie wobec społeczeństwa, któremu sędziowie powinni służyć. I temu celowi - zmianie zasady awansu, służyło powołanie nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Ale dzisiaj widzimy, że taki system nominacji, awansów, który został stworzony, nie pasuje środowisku sędziowskiemu. Bo on powoli rozszczelnia ten zamknięty system kastowości. I są próby podważenia tego systemu w różny sposób. Bardzo często takie, który mogą prowadzić w ogóle do destabilizacji całego wymiaru sprawiedliwości. Jeżeli dzisiaj na siłę podważa się wybory sędziów przez organ konstytucyjny – Krajową Radę Sądownictwa, a także przez Prezydenta i dowodzi się, że ci sędziowie są wybrani nielegalnie, to skutkiem będzie to, że tysiące, dziesiątki tysięcy osób, niezadowolonych z różnych wyroków, czy rozstrzygnięć, będzie je podważało. I to już ma miejsce. Jest oczywiście bardzo niebezpieczne, bo doprowadzi do wielkiego chaosu w wymiarze sprawiedliwości.

Widać więc, że obrona interesów tej „kasty” służy przede wszystkim obronie „status quo”. Ceną może być tutaj destabilizacja całego systemu i utrata stabilności orzecznictwa wydanych już wyroków.

A czy taką mentalność kastową ma większość polskich sędziów, czy jednak jest to tylko głośna mniejszość?

Cały wymiar sprawiedliwości to jest prawie siedemdziesiąt tysięcy prawników. Myślę tu o sędziach, prokuratorach, adwokatach, czy radcach. W ostatnim proteście brało udział około tysiąca prawników z tych wszystkich zawodów. Więc to pokazuje, że jednak nie jest to jakaś większość. Jest to bardzo aktywna i krzykliwa mniejszość, która próbuje destabilizować system. Większość jednak, chce móc spokojnie, normalnie funkcjonować: żyć, pracować, wydawać rozstrzygnięcia. Niestety jest mniejszość, która to podważa. I to jest głównego rodzaju problem.

Myślę też, że większość chce pewnej stabilności, przewidywalności. A sytuacja, którą dzisiaj tworzy grupa aktywistów, nie służy ani stabilności, ani przewidywalności systemu wymiaru sprawiedliwości.

Organy Unii Europejskiej sprzeciwiają się zmianom w polskim sądownictwie. Są nawet opinie, że w krajach Europy Zachodniej różne rozwiązania mogą spokojnie funkcjonować, a w Polsce nie, bo nasz kraj to „młoda demokracja”. Jak interpretować tego typu ubliżające Polakom i Polsce osądy?

Są to rzeczywiście kuriozalne wypowiedzi, które pokazują, że niestety elity tych krajów, które dzisiaj kreują Unię Europejską, nie chcą traktować krajów Europy Środkowo-Wschodniej jak partnerów, ale chcą je traktować jako państwa o niższym statusie partnerstwa. Jako takich partnerów, których można pouczać i poklepywać po plecach. Te sytuacje pokazują wyraźnie, że Unia bardzo się zmieniła od początku swego funkcjonowania. Dzisiaj widać wprost, że są Unie kilku prędkości; ewentualnie jest Unia, gdzie pewnym krajom wolno więcej, a innym mniej. To wszystko – niestety - służy też destabilizacji sytuacji w Unii Europejskiej; pokazaniu, że w Unii są różne standardy dla różnych krajów. Slogany mówiące o „równych prawach”, „równym członkostwie”, o tym, że te wszystkie zasady są ujęte w traktatach, mają się nijak do rzeczywistości. To jest poważny problem w funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który dostrzegają też inne kraje i który de facto zaskutkował tym, że Wielka Brytania wystąpi z Unii. To wszyscy wiedzieli od dawna: zdumieni Brytyjczycy nie pozwolili na taki sposób traktowania przez główne kraje. Dzisiaj widać, że nie wyciągnęły one z tego żadnych wniosków, i w podobny sposób traktują inne kraje, w szczególności Europy Środkowo-Wschodniej.

A czy można mieć pewność, że rząd polski nie ustąpi pod naciskiem organów Unii Europejskiej?

Nie! Wielokrotnie pokazaliśmy w ciągu ostatnich kilku lat, że potrafimy iść pod prąd, potrafimy walczyć o nasze interesy narodowe. Chociażby: największą, najpoważniejszą próbą była kwestia wyboru szefa Rady Europejskiej, gdzie rząd polski wystawił Jacka Saryusza-Wolskiego przeciwko kandydaturze pana Tuska. Kandydaturze - można powiedzieć – Niemiec!

Rząd polski przeciwstawił się również przymusowej relokacji nowych uchodźców. Także w wielu sprawach polityki klimatycznej potrafimy tworzyć skuteczną współpracę z krajami Grupy Wyszehradzkiej, krajami Europy Środkowo-Wschodniej. To wszystko tak naprawdę pokazuje, że Polska walczy o swoje interesy gospodarcze, ekonomiczne. Nie jest natomiast krajem, który płynie tylko i wyłącznie w głównym nurcie; po to, żeby mówić, że się liczymy w Europie i nas kochają. To wszystko służy temu, żeby budować potęgę gospodarczą, ekonomiczną naszego kraju, jego siłę.