Rząd Zjednoczonej Prawicy w związku z epidemią koronawirusa w Polsce opracował szereg rozwiązań mających pomóc przedsiębiorcom w tym niezwykle trudnym okresie. Jakie są wady i zalety tzw. Tarczy Antykryzysowej? Jak wygląda sytuacja polskiej gospodarki? Jaka może być sytuacja polskich firm po kryzysie? O tym wszystkm rozmawialiśmy z Andrzejem Sadowskim, prezydentem Centrum im. Adama Smitha, członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie Rzeczypospolitej. Poniżej pierwsza z trzech części tej rozmowy. 

Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Panie Prezydencie, jaka jest Pana opinia na temat zwolnienia z ZUS? Czy takie zwolnienie powinno zostać zniesione na jakiś okres? Czy dla wszystkich, czy może dla określonych przedsiębiorców?

Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP:

Czas nabrał dziś krytycznej wartości. Im więcej dywagacji, propozycji i procedur, tym większa liczba likwidowanych miejsc pracy i firm. Za system informatyczny ZUS, który miał usprawnić obsługę podatnika zapłacił on miliardy złotych. W systemie tym o pracujących i przedsiębiorcach nieustannie gromadzi się wyczerpujące informacje. Dlaczego tego systemu i zgromadzonych w nim danych nie wykorzystuje się do niesienia pomocy? Zamiast niej ZUS wysłał przedsiębiorcom maila z 23 plikami. W najgorszym wypadku powinni oni dostać specjalne linki do stron, które są dziś powszechnym narzędziem wspierającym procesy decyzyjne. System, nagrodzony za najlepszy na świecie, można bez biurokratycznej mitręgi użyć do pomocy. Jeżeli ZUS i urzędy skarbowe mając o pracownikach i przedsiębiorcach dane, informacje oraz wiedzę nie mogą jej automatycznie udzielić, to miliardy wydatków na informatykę instytucji państwa polskiego zostały zmarnowane. Przedsiębiorcy biorą udział w czasochłonnym przepisywaniu informacji, które znane są rządowym instytucjom.

Jaki może być w takim razie skutek spóźnionej i nieprecyzyjnej pomocy?

AS: Powrót w zapomnianej już skali bezrobocia sprzed dwóch dekad. Bezrobocie nie było plagą, tylko skutkiem błędnych decyzji rządzących. Przypomnijmy, że do 1997 roku bezrobocie w Polsce cały czas spadało i było już na poziomie około 9%. Wprowadzono wówczas „wielką kapitałową reformę emerytalną”, gdzie podniesiono opodatkowanie pracy i wprowadzono podatek od opodatkowanej już pracy, tworząc wynagrodzenie brutto brutto. Rząd ponadto wprowadził embargo własnym przedsiębiorcom na handel z rynkiem wschodni, zanim zrobił to rząd Rosji w 2014 roku na wybrane artykuły rolnicze. Skutkiem tych decyzji było gwałtownie rosnące bezrobocie, które skoczyło z 9% do około 20%.

Co w tej sytuacji należałoby zrobić?

Rządy wiedziały, że główną przyczyną bezrobocia w Polsce było wysokie opodatkowanie pracy ZUS-em, składkami i podatkami. Miały wystarczająco dużo na ten temat swoich analiz. „Receptą” na bezrobocie była dla nich emigracja Polaków.

Naszym przedsiębiorcom dwie dekady zajęło zamortyzowanie skutków tamtej podwyżki wzrostu kosztów pracy, którą opodatkowano tak wysoko jak alkohol, papierosy czy paliwo. Dopiero od kilku lat rosło zatrudnienie i powstawał deficyt na rynku pracy. Tak jak wtedy, tak i w obecnej zapaści, która przechodzi w kryzys, barierą w zatrudnianiu jest koszt pracy i wysokość jej opodatkowania. Wyjątkowo trudna do sforsowania bariera fiskalna jest dla mikroprzedsiębiorców. Nie zmieniła w tym względzie ich położenia znowelizowana ustawa o tzw. małym ZUS. Potrzebne jest zatem nie tylko doraźne zawieszenie poboru składki ZUS, czyli podatku od pracy, ale jego zauważalne obniżenie. Bez tej decyzji podnoszenie się przedsiębiorstw i tym samym gospodarki będzie niezwykle długotrwałe. Ponownie grozi nam wysokie bezrobocie w skutek przywrócenia i utrzymania dotychczasowego opodatkowania pracy. Znów wysoki fiskalny mur oddzieli Polaków na długie lata od legalnej pracy.

 Czy samo obniżenie podatków od pracy wystarczy?

Skoro władze deklarują utrzymanie dotychczasowych wydatków bez względu na rozwój sytuacji, to potrzebny jest głęboki reset systemu i uwolnienie przedsiębiorczość Polaków. Wracamy do sytuacji, o której pod koniec lat 80 XX wieku Mirosław Dzielski pisał, że „trzeba ze źródła bogactwa narodowego jakim jest wolna praca zepchnąć biurokratyczną górę”. Ponownie praca i przedsiębiorczość, a nie przywileje jak w socjalizmie lub państwowym kapitalizmie muszą stać się systemem motywacyjnym, w którym Polacy będą mogli rzetelnie i wydajnie pracować. Żaden związek zawodowy nie zaprotestuje, jeżeli rząd zacznie likwidować przepisy blokujące i marnotrawiące energię oraz talenty Polaków. Nie wydobędziemy się z kryzysu podwyżkami podatków i wprowadzaniem kolejnych. Tylko uwolnienie aktywności obywateli od arbitralnej władzy urzędów może zapewnić rządowi wpływy do budżetu.

Czy w ogóle ZUS nie powinien zostać całkowicie zniesiony?

Od dawna jest zniesiony dla sędziów, prokuratorów czy wojskowych. Jeżeli brak składki ZUS jest dobry dla polskiego sędziego, to jest tak samo dobry dla Jana Kowalskiego. Zapaść i kryzys rząd powinien wykorzystać do uproszczenia rozwiązań, a w efekcie do usprawnienia działania swoich struktur oraz odzyskania w nich sterowności. W Polsce są punktowo, jak w akupunkturze, proste i dobre rozwiązania. Należy je tylko, co do zasady uczynić powszechnymi. Rząd zapowiedział takie rozwiązanie deklarując, że Polska będzie jedną, wielką, specjalną strefą ekonomiczną. Przy utrzymywaniu dotychczasowych rozwiązań nie stała się nią. Kryzys jest zawsze czasem zmian. Nie można tylko powtarzać dotychczasowych błędów. Zamiast komplikować system emerytalny, jak to niemądrze uczyniono w 1998 roku, należy go zmienić. Od lat proponujemy emeryturę obywatelską, czyli powszechne, bezskładkowe świadczenie emerytalne wypłacane z budżetu państwa, po przekroczeniu urzędowego wieku. Do jej wypłacania wystarczy papierowy spis wyborców znajdujący się w każdej gminie. Rozwiązanie działa w Nowej Zelandii oraz w Polsce dla wymienionych już grup zawodowych. Emerytury i świadczenia zdrowotne są finansowane ze wszystkich podatków, które wpływają do budżetu. Polska w kryzysie potrzebuje oszczędności czasu, a tego najwięcej mitręży się w niepotrzebnie skomplikowanych rozwiązaniach obsługiwanych przez przeludnioną biurokrację. Walka o czas jest naszą racją stanu.

Dziękuję za rozmowę

Powyższy tekst to druga z trzech części rozmowy, jaką przeprowadziliśmy z Andrzejem Sadowskim. Już niedługo na naszym portalu pojawią się kolejne. Zachęcamy do częstych odwiedzin!