Jerzy Owsiak ubolewa, że organizując tegoroczny Przystanek Woodstock będzie musiał spełnić wyśrubowane normy bezpieczeństwa, bo wydarzenie zostało uznane za imprezę „podwyższonego ryzyka”, na którym trzeba liczyć się także z ewentualnym aktem terroru. Organizator Przystanku wypłakał się jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych, a ta już ogłosiła, że to początek końca tej imprezy. Winna jest oczywiście tzw. „dobra zmiana”. To przecież przez nią Jurek Owsiak odszedł z radiowej Trójki, a teraz będzie musiał zamknąć festiwal…

Bądźmy jednak poważni. Nie od dziś wiadomo, że w różnych miejscach organizując swoje imprezy - czy to koncerty w Kostrzynie, czy finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – Owsiak i jego ekipa byli faworyzowani. W wielu miejscach na tzw. względy bezpieczeństwa miejscowe władze przymykały oko. Wielokrotnie uznawano, że impreza nie podlega zapisom ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Za tym oczywiście szły dużo mniejsze wydatki. Jeden z właścicieli dużej firmy ochroniarskiej w Polsce opowiadał mi kilka miesięcy temu jak obchodzi się prawo właśnie przy okazji Przystanku Woodstock. Mój rozmówca twierdził, że nie zgłasza się go jako jednej imprezy, w której weźmie udział 20, 30, czy 100 tys. osób. Dzieli się ją na mniejsze wydarzenia – najlepiej o liczbie uczestników do tysiąca osób, a jako imprezę masową robi się tylko jeden koncert. Ten patent pozwala uniknąć ogromnych wydatków związanych chociażby z ochroną – ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych podaje konkretne ilu ochroniarzy i z jakimi uprawnieniami winno znajdować się na terenie imprezy. Zamiast tego powołuje się do życia tzw. pokojowy patrol, który pełni zarówno rolę ochroniarzy, jak i ratowników medycznych. W ten prosty sposób „omija” się prawo.

Wiele osób denerwuje, że przepisy o bezpieczeństwie imprez masowych nie dotyczą imprez o charakterze religijnym. I będą w błędzie. Nie dotyczą wprawdzie mszy czy nabożeństwa, ale koncertu już tak. Spotkania młodych na Lednicy kwalifikowane są jako nabożeństwo, ale jego organizatorzy od wielu lat wypełniają – choć nie muszą – zapisy ustawy. Problem armii ochroniarzy rozwiązali wysyłając na kursy (i oczywiście za nie płacąc) swoich wolontariuszy. Podobnie rzecz ma się np. z dorocznym Świętem Dziękczynienia przy warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej. Msza jest imprezą religijną, ale odbywający się po niej koncert już nie. Organizatorzy muszą zatem zastosować się do przepisów.

Uznanie koncertów Owsiaka za imprezą masową nie jest próbą niszczenia słynnego Przystanku, ale po prostu zastosowaniem prawa. Spowodowaniem, że będzie ono równe dla wszystkich – nie tylko dla wybranych. Przyznanie imprezie kwalifikacji „podwyższonego ryzyka” też ma swoje uzasadnienie. Nie raz i nie dwa do opinii publicznej dochodziły informacje o niebezpiecznym zachowaniu się uczestników. O wielu pewnie też wcale nie słyszeliśmy.

Jerzy Owsiak – przyznaję – robi sporo dobrego. Z pieniędzy zbieranych co roku przez WOŚP do szpitali trafia nowy sprzęt medyczny, w szkołach organizowane są kursy pierwszej pomocy, itp. Niestety kryje się za tym – co udowodniło już kilka osób, a potwierdził sąd – także spory interes prywatny. Czas skończyć z priorytetami dla Owsiaka lub dać je także innym. Po równo.

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”