Co konkretnie? Ot choćby sfinansuje, także z naszych podatków, procedurę, w wyniku której aby urodziło się jedno dziecko, musi zginąć kilkanaście innych. A także zabierze becikowe bogatszym, bo przecież jak wiadomo tylko dzieci biedniejszych są ważne dla państwa, a bogatym – szczególnie tym podelcom, które nie popierają premiera i jego wspaniałej ekipy) trzeba zabierać wszystko, żeby im się przypadkiem w głowach nie poprzewracała od dobrobytu. Rząd przeznaczy także dodatkowe pieniądze na żłobki, bowiem – jak wykoncypowali spece od politycznego marketingu – wprawdzie nie są one najlepsze dla dzieci, ale za to można się podawać się za zwolennika prawa kobiet do samorealizacji. Jedną zaś pozytywną zmianą na rzecz rodzin, o której premier powiedział jest wydłużenie urlopów macierzyńskich.
I niestety to, co napisałem wcale nie jest żartem. Premier naprawdę powiedział, że te zmiany mają być dowodem na to, że rząd zajmie się w tym roku rodziną. Zachodzi też obawa, że jeśli będzie się nią zajmował, tak jak płaceniem wykonawcom autostrad czy renowacją kolei, to w przyszłym roku rodzin w Polsce nie będzie. No chyba że homoseksualne...
Tomasz P. Terlikowski