Aborcja nie powinna kojarzyć się negatywnie, a już na pewno nie powinna być postrzegana jako zabijanie dzieci. Cóż, chyba tylko feministki nie potrafią powiązać przyczyny ze skutkiem. Jeśli ktoś był żywy, a przez działanie kogoś innego życie stracił, to… został zabity. Nie rozpłynął się w niebycie, a jego szczątki są wystarczającym dowodem w sprawie. Można oczywiście rzeczywistość zaklinać, racjonalizować, ale faktom biologicznym zaprzeczyć się nie da. W wyniku aborcji dziecko traci życie, bez względu na to, co uważają i do czego przekonują feministki. Żeby jednak zagłuszyć prawdę, na portalach społecznościowych rozpoczęły akcję ShoutYourAbortion („wykrzycz swoją aborcję”). W sumie nic tak nie zagłuszy prawdy jak przeraźliwy krzyk, wręcz jazgot.

Amelia Bonow to kobieta, która dokonała aborcji w niechlubnej klinice Planned Parenthood. To ta klinika, o której ostatnio było głośno w związku z dziennikarskim śledztwem na temat handlu organami abortowanych dzieci. Kobieta ta, której wpis został potem rozpropagowany m.in. na Twitterze, napisała, jaką wspaniałą opieką została otoczona w klinice, a aborcja w żaden sposób nie spowodowała żadnej traumy ani wyrzutów sumienia. Bonow upubliczniła swój wpis „w imię solidarności z kobietami, które zdecydowały się na aborcję”. Ma on utwierdzić ich w słuszności tej decyzji.

Wpis ten zapoczątkował cała serię postów, w których kobiety z całego świata opowiadały o swoich aborcjach. W samych superlatywach oczywiście. Podkreślały, że nie wstydzą się aborcji. Wręcz przeciwnie, są z nich dumne.

Dziwna to duma z faktu, że pozbawiło się życia swoje dziecko. Wyrzuty sumienia? Psychologowie badający tę sprawę nie mają wątpliwości, że wcześniej czy później się one pojawią: „Nie wiadomo, w jakim momencie życia dana osoba doświadczy skutków zabicia nienarodzonego dziecka” – przekonuje prof. Maria Ryś. Skutki te w postaci np. lęków, depresji, niemożności zajścia w kolejną ciążę pojawią się, bo faktu pozbawienia życia własnego dziecka nie da się wymazać z pamięci. Wiele kobiet chciałoby użyć „gumki terapeutycznej” i raz na zawsze o aborcji zapomnieć – po prostu się nie da.

Choć feministki otwarcie przyznają się do wielokrotnych aborcji, nie brakuje kobiet, które tak bardzo im uwierzyły, że aborcja i dla nich wydawała się jedynym rozwiązaniem. Dziś płacą za to cenę, każdego dnia rozpamiętując, czego dokonały, i opłakując swoje dziecko. „Kilkanaście lat później (po aborcji – MT) zaczęłam szukać wsparcia. Poczułam niesamowity ból i lęk. Wydawało mi się, że dziecko, które wtedy zabiłam, jest gdzieś blisko mnie, i że ma do mnie żal. Dręczyły mnie koszmary” – opowiada jedna z bohaterek książki „Usunęłam. Wyznania aborcjonistek”. A inna dodaje: „Uważam, że nie jestem jeszcze gotowa na to, żeby móc sobie wybaczyć. I boje się, że to dziecko mi nie wybaczy. I że Bóg też mi nie przebaczy. To, co zrobiłam, było okrutne i bardzo nieetyczne. Nie mówiąc już o tym, że samej sobie zrujnowałam życie”.

Bardzo wielu kobietom, zmagającym się z poaborcyjną traumą, pomóc może jedynie fachowa terapia. „Terapia nie polega na tym, ze kobieta o tym wydarzeniu zapomni. Terapia polega na zmianie nastawienia i postawy wobec tego dziecka, którego matką będzie na zawsze. Do tej pory była matką tragiczną, teraz – w procesie terapii – musi przejść proces uzdrawiania, tak aby stała się matką kochającą. To jej dziecko żyje i jest w ręku Boga, który może uzdrowić jej zranione macierzyństwo” – przekonuje prof. Maria Ryś w cytowanej przeze mnie książce ze świadectwami kobiet po aborcji.

Kłamstwo feminizmu już dawno zostało obalone. Syndromu poaborcyjnego kobiety doświadczają i faktom tym nie da się zaprzeczyć. Można oczywiście się usprawiedliwiać, można krzyczeć ile sił w płucach, tyle że to działanie zupełnie nieskuteczne. Krzyk ten bowiem bardziej przypomina krzyk rozpaczy, który pomóc ma wyrzucić z siebie, czasem tłumiony latami, ból związany z zabiciem swojego dziecka. A może o to chodzi. Bo krzyk ma też działanie terapeutyczne. I może taką terapią ma być „wykrzyczenie aborcji”. Tylko przyznanie się do tego zachwiałoby postulatami feminizmu. Bo aborcja jako zło, dobrych skutków nie przynosi: „Uważam, że aborcja w największy sposób niszczy pokój, ponieważ niszczy życie dziecka, ale także niszczy sumienie matki, która przez długie lata ma świadomość, że zamordowała własne dziecko” – przekonywała Matka Teresa z Kalkuty. Zagłuszenie tej prawdy, zakrzyczenie nic nie da. Bo wyrwane z łona dziecko nie pozwoli o sobie zapomnieć.

 

Małgorzata Terlikowska