Co jakiś czas opinię publiczną bulwersuje taki oto news. Oto z domu rodzinnego, pod eskortą policji, płaczące, krzyczące, wyrywające się dziecko zostaje odbierane rodzicom. Powód – bieda. Dziecko trafia do opieki zastępczej, a wraz z nim pieniądze, bo przecież państwowe ośrodki czy nawet rodzinne domy dziecka nie będą charytatywnie zajmować się odebranym rodzicom dzieckiem. Miesięcznie utrzymanie w placówce zastępczej małego człowieka kosztuje średnio pięć tysięcy złotych. Jak widać, państwo nie szczęści pieniędzy na opiekę zastępczą. Nie ma natomiast pieniędzy na bezpośrednią pomoc rodzinie.

Dziecko przeżywa traumę, bo nagle trafia w obce miejsce, nie rozumie co się dzieje. Gehennę przechodzą rodzice, bo nie ma przy nich ich dziecka. Wyrwanie często z ramion matki dziecka, to tak ja wyrwanie części niej samej. Ból nie do opisania.

Ubóstwo jest coraz częstszym powodem rozdzielenia rodziców od dzieci. Tylko w 2012 roku taki los spotkał ponad 700 dzieci. „Nasz Dziennik” próbował ustalić, ile dzieci umieszczono w ubiegłym roku w pieczy zastępczej i placówkach opiekuńczo-wychowawczych z powodu ubóstwa. Niestety, nie udało się uzyskać precyzyjnych informacji. Albo ministerstwo nie wie, bo nie prowadzi takich statystyk, co jest samo w sobie dość zaskakujące, albo po prostu nie chce tych danych ujawnić, bo okazałoby się, że ta liczba jest całkiem spora. I o ile z początku można było spekulować, że dzieci odbierano z biednej, ale kochającej rodziny, bez innych dysfunkcji z powodu nadgorliwości urzędnika. To przy takim odsetku raczej o przypadku mowy być nie może, bo byłoby to dowodem na to, że ci, którzy rodzinę powinni wspierać, nie mają ku temu żadnych kompetencji, a podejmowane przez nich decyzje są po prostu krzywdzące.

Pomocą ubogiej rodzinie nie jest odebranie dzieci, bo to tylko mnoży kolejne problemy i wydatki – ot, choćby kwestia odwiedzenia dziecka. Podróż przecież kosztuje. Potrzebny jest program wspierania takich rodzin, być może pomoc w gospodarowaniu pieniędzy, a często pomoc w znalezieniu pracy, czy wyremontowaniu domu. Czasem naprawdę nie trzeba wiele.

Zabieranie dzieci powinno być ostatecznością. Zarezerwowaną na sytuację zagrożenia życia czy zdrowia. Stosowaną naprawdę w wyjątkowych sytuacjach. Tymczasem państwo zrobiło z tego prawa bat na najuboższych. Licząc się pewnie z tym, że biedny i tak nie będzie walczył o swoje prawa, bo nie ma na to pieniędzy.

I tak w świetle prawa trwa rozmontowywanie rodziny, a państwo uzurpuje sobie do niej coraz więcej praw. Dramat zabieranych dzieci urzędników nie interesuje. 

Malgorzata Terlikowska