W "Gazecie Wyborczej" ukazał się przedruk wywiadu z nieżyjącym już prof. Jerzym Vetulanim, farmakologiem, którego udzielił w 1999 roku. Dowiadujemy się m.in. o tym, że narkotyki nie są złe. 

- Narkotyk to określenie popularne i przy okazji dość mylące. Tak mówi się np. o LSD czy o heroinie, ale również o niewinnym eterze czy chloroformie, czyli o wziewnych środkach usypiających. Stąd się bierze np. pojęcie "pacjent w narkozie". - wyjaśniał prof Jerzy Vetulani

- Pierwszy dobrze udokumentowany ślad używania narkotyków pochodzi sprzed trzech i pół tysiąca lat. Otóż na sumeryjskich tabliczkach doszukano się informacji na temat opium. Z tego samego mniej więcej czasu pochodzi też zapis o stosowaniu haszyszu w Chinach. O ile jednak muchomor, konopie, które są źródłem haszyszu, i mak, z którego robi się opium, mają ograniczony zasięg geograficzny, o tyle kolejny narkotyk, na jaki natrafili nasi przodkowie - alkohol etylowy - można wyprodukować nieomal ze wszystkiego.  - tłumaczył

Pytany o to, dlaczego narkotyki wymknęły się spod naszej kontroli, mówił:

- Stało się tak, ponieważ zmienił się nie tylko cel stosowania, sposób pobierania i siła narkotyków, a więc ich potencjał uzależniający. Zmienił się również stosunek społeczeństwa do brania narkotyków. Kiedyś było na to przyzwolenie, dziś takiego przyzwolenia nie ma. Tymczasem same narkotyki nie są rzeczą złą. Złe jest uzależnienie - stwierdził

Według niego, "zło tkwi w nas, a nie w substancji." Prof. Vetulani odniósł się również do zjawiska alkoholizmu. Według niego... nie jest aż tak ogromne. 

- Prawie każdy z nas miał kontakt z alkoholem. Wielu ludzi używa alkoholu. Znacznie mniej ludzi go nadużywa. A jeszcze mniej się od niego uzależnia. - mówił

Jego zdaniem, "marihuana nie powoduje uzależnienia". Jak dodawał, "marihuana jest nieszkodliwa", a "nielegalność i penalizacja przywiązują do narkotyków."

- Jak ktoś powie: "Wprowadźmy narkotyki" - to jest postmodernistą, sługusem Zachodu. Jak powie: "Zakazać" - tępakiem i konserwatystą. Myślę, że nasze społeczeństwo zniosłoby legalizację marihuany bez żadnych negatywnych następstw. - podkreślał

- Jestem generalnie przeciw absolutnym zakazom. Zgodziłbym się na kokainę, ale jako Vin Mariani, a nie w formie cracku. To coś jak piwo i wino, ale nie spirytus. Opowiadam się też za znacznym złagodzeniem restrykcji używania morfiny jako leku. No i dopuściłbym do obrotu amfetaminę jako lek na przemęczenie, tak jak to miało miejsce w latach sześćdziesiątych. - podsumował

 bz/wyborcza.pl