„Od ponad 25 lat rządy zachodnich państw próbowały uzyskać [w ONZ] jakiś rodzaj uznania dla orientacji seksualnej i tożsamości płciowej i nieustannie im się to nie udawało (...). Wygląda na to, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Cóż, teraz nadszedł” – powiedział Stefano Gennarini, wiceprzewodniczący badań prawnych w Center for Family and Human Rights. Gennarini uznał tę chwilę w polityce Narodów Zjednoczonych za „przełomową”.

Jak zauważa Kritine Christlieb z „Church Militant”, ten „przełomowy” moment, do którego dążyli aktywiści i rzecznicy ruchu LGBT i transpłciowości, pojawił się 16 grudnia, kiedy „przyjęto poprzez consensus popieraną przez USA rezolucję o wolnych i sprawiedliwych wyborach, która zawiera sformułowania związane z LGBT i transpłciowością”.

Kraje, które przez długi czas sprzeciwiały się uwzględnienia takiego języka odnoszącego się do agendy homoseksualnej, to państwa Bliskiego Wschodu oraz Afryki. Jednak, jak zauważa Gennarini, nie mają one wystarczającej siły, by stawić opór „systemowi ONZ”. Po prostu „wiele z tych państw jest na łasce darczyńców, a więc jest im trudno przeciwstawiać się czemukolwiek”.

Z kolei państwa takie, jak USA pod rządami „katolickiego” prezydenta Joe Bidena, stawiają agendę LGBT na czele listy priorytetów w swojej polityce. To także ambasady USA wywieszały na całym świecie tęczowe flagi, by zasygnalizować w czerwcu poparcie dla miesiąca dumy homoseksualnej.

Jak czytamy na portalu „Church Militant”, takie działania, jak również te na forum ONZ, „to po prostu kolejna próba globalistów narzucenia swojej bezbożnej moralności światu”.

 

jjf/ChurchMilitant.com