Niemcy mają najwyraźniej poważny kłopot z partnerskim traktowaniem Polski. Konrad Schuller z Frankfurter Allgemeine Zeitung konstatuje, że zdaniem nowych polskich władz, Niemcy i Francja traktują Polskę i inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej jako partnerów drugiej kategorii.

 

W opinii komentatora polski rząd najwyraźniej nie ma prawa tak myśleć. Jak widać Niemiecki odruch dominacji pojawia się już na poziomie oceny rzeczywistości. Choć cały szereg ważnych spraw Niemcy załatwiają z lekceważącym pominięciem polskiego interesu, Polska najwyraźniej nie powinna nawet opisywać i oceniać takich faktów. Nie możemy stwierdzić faktu, że Niemcy lekceważą nasze prawa i interesy, bo stąd już tylko krok do upomnienia się  o nie.

 

A co będzie jeśli już się o nie upomnimy i zaczniemy szukać rozwiązań do ich realizacji, na przykład w tworzeniu wewnątrzunijnej koalicji "międzymorza", w końcu naturalnym sposobie działania w ramach UE, praktykowanym przecież także przez Niemcy? Okazuje się, że budowę takich koalicji przez Polskę - w ramach zjednoczonej Europy, co trzeba bardzo mocno podkreślić - Niemcy traktują to jako wrogi akt agresji, na który należy odpowiedzieć odwołaniem się do sojusznika spoza Unii. Przypomina, że próba samodzielnej polityki doprowadziła do niemiecko-rosyjskiego zbliżenia oraz, jak sam przyznaje,  szkodliwego dla Polski gazociągu Nord Stream.

 

Przypomnijmy, że ten zewnętrzny sojusznik jawnie i skrytobójczo morduje własnych obywateli (czasem na masową skalę), prowadzi wojnę przeciw sąsiadującemu z Unią ościennemu krajowi i anektuje pokaźną część jego terytorium i  grozi Europie użyciem broni jądrowej w obronie prawa do takiego postępowania. Grozi też, choć nieoficjalnie podjęciem takich kroków wobec krajów bałtyckich. Takiego zewnętrznego partnera Niemcy chciałyby (póki co w rozważaniach dziennikarza) wykorzystać do rozstrzygania wewnątrzunijnych debat. Ale czy można w ogóle traktować je jak debaty, skoro jako argument w "ucieraniu się" podobno demokratycznych sporów pojawiają się takie przypomnienia - groźby o tym, że Polska była wielokrotnie dzielona przez Niemcy i Rosję, w najbardziej dramatyczny sposób w 1939 roku i że zachodni sojusznicy przyglądali się temu bezczynnie.

 

Jak widać tradycje myślenia nazistowskim kategoriami narodu panów są w Niemcach bardzo mocno zakorzenione. Na próbę przyjęcia przez Polskę samodzielnej i asertywnej postawy Schuller odpowiada odruchem znanym z czasów Adolfa Hitlera. Podobnie jak on stwierdza, że wobec takiej postawy Polski nie może być mowy o dobrej atmosferze. Czy mamy to traktować jako propozycję nie do odrzucenia, że albo przyjmiemy dyktat niemiecki, albo zostaniemy potraktowani jako wróg, z którym trzeba się rozprawić wszystkimi dostępnymi środkami?

 Grzegorz Strzemecki