Artykuł, który ukazał się w „The New Yorker” miał bronić skazanych prawomocnym wyrokiem prof. Jana Grabowskiego i Barbary Engelking, którzy w swojej książce dopuścili się licznych nadużyć, a ich „badania” doprowadziły m.in. do tego, że dokonania kilku różnych osób połączyli w osobie jednego Polaka, który na dodatek nie tylko nie szkodził Żydom w trakcie II wojny światowej, ale nawet pomagał ich ratować. Tekst miał bronić autorów kłamliwej publikacji, ale poszedł znacznie dalej. Brzmi wręcz jak manifest atakujący Polskę.

Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok, że Grabowski i Engelking muszą przeprosić bratanicę Edwarda Malinowskiego – sołtysa ze wsi Malinowa na Podlasiu, którego w wydanej w 2018 roku książce, obarczyli kłamliwie współwiną za śmierć ukrywających się Żydów. Podczas gry Malinowski nie tylko, że nie był szmalcownikiem, ale ratował Żydów.

Nie bardzo wiadomo, czemu ma służyć owa „nadgorliwość” publicystów i samego New Yorkera, ponieważ tekst jest zbudowany w taki sposób, że po pierwsze jest peanem na cześć dziennikarzy lub naukowców o określonym zacięciu szerzenia bardzo wątpliwych, a nawet zafałszowanych badań. Po drugie nie ma w nim w ogóle kontekstu historycznego. A po trzecie autorzy nie zająknęli się nawet słowem, żeby poinformować zachodnią opinię publiczną, że ZWZ-AK szmalcowników karał śmiercią.

Zamiast tego mamy w tekście „The New Yorker” ataki polityczne na PiS jako „autokratyczny”, który łączy „polski antysemityzm” z polityką „anty-LGBT”. Z kolei rząd PO-PSL określa jako „proeuropejski”.

Aby oczyścić naród z morderstw trzech milionów Żydów, polski rząd posunie się nawet do ścigania naukowców za zniesławienie” - tak brzmi podtytuł artykułu. Śmiało można powiedzieć, że autorzy wzorce mogli chyba czerpać od Goebbelsa albo z rosyjskiej „Prawdy”. Nadal powielane są te same skandaliczne kłamstwa, jakie dotychczas fundował nam wyłącznie przemysł Holokaustu.

- W 2017 roku Grabowski opublikował książkę (…) w której nakreślił kluczowy związek między strukturami przedwojennego państwa polskiego - w tym przypadku policji - a Holokaustem. Postać Malinowskiego łączy oba te wątki: był Polakiem, który prowadził Niemców do ukrywających się Żydów, a jako burmistrz wsi reprezentował związek między państwem polskim a nazistowskimi okrucieństwami – pisze autorka New Yorkera.

Nie wspomina oczywiście o uzasadnieniu wyroku sądu oraz o tym, jakich nadużyć owi „naukowcy” w tej publikacji się dopuścili.

Cały tekst jest przesiąknięty dość dobrze zaplanowanymi technikami manipulacyjnymi. Pojawiają się wątki zupełnie nie związane ze sprawą ani Grabowskiego i Engelking, ani samego Holokaustu. O czym pisze autorka? O Nawalnym na przykład. A pretekstem do jego wspomnienia jest to, że w tym samym czasie co proces Grabowskiego i Engelking odbywał się także proces rosyjskiego opozycjonisty w Moskwie.

Prawda, że kompletna aberracja intelektualna?


mp/newyorker.com/tysol.pl