Fronda.pl: Wybory w USA wygrał Donald Trump. Według niektórych komentatorów zyskają na tym Amerykanie, ale już niekoniecznie sojusznicy Stanów Zjednoczonych. Czy rzeczywiście polityka Trumpa skupi się tylko na Ameryce?

Senator Jan Maria Jackowski: Ja byłbym bardziej ostrożny w komentarzach. Doskonale przypominam sobie, gdy wybory w USA wygrywał Ronald Reagan. Przypominam sobie też jego kampanię. Wówczas tzw. establishment robił mu zarzuty, że jest za stary, że jest niespełnionym aktorem i na starość szuka sił w polityce. A jednak przeszedł do historii Ameryki, ale i świata, jako wybitny prezydent. Oczywiście to nie jest prosta analogia, chcę tylko pokazać, że często te komentarze, które pojawiają się na początku prezydentury, czy też pewnego rodzaju uprzedzenia i kalki myślowe, utrudniają właściwą ocenę tego, co się tak naprawdę w Ameryce dokonało. A dokonała się moim zdaniem historyczna odmiana, ponieważ Amerykanie w większości poparli kierunek zmian i powrotu do pewnych wartości, które kształtowały Amerykę, a odejście od polityki, którą proponował establishment – generalnie pokolenie 68 roku. Myślę tu o sferze ideologicznej, obyczajowej, również jeśli chodzi o filozofię polityki.

Właśnie – w końcu Trump pokazywany był również jako kandydat, który nie popiera aborcji, ideologii gender itp. Czy rzeczywiście jego prezydentura może jakoś wpłynąć na ideologiczną przemianę USA?

Niewątpliwie tak, ponieważ będzie miał kluczowy wpływ na obsadę dziewiątego sędziego Sądu Najwyższego. Należy się spodziewać, że będzie to osoba, która w sprawach fundamentalnych wartości będzie miała stanowisko dość pryncypialne. Tak przynajmniej przewiduję, że taka osoba zostanie mianowana na sędziego, a jednocześnie, że będzie to osoba z wybitnym dorobkiem prawniczym. Innymi słowy trzeba powiedzieć w ten sposób: tradycja demokracji amerykańskiej jest ogromna i bardzo długa. W związku z tym niewątpliwie bardzo istotną rolę będzie odgrywała nowa administracja, a jej zaczątki widoczne już były w podziękowaniach, które Donald Trump złożył po swoim zwycięstwie, po nocy wyborczej. Będzie to administracja, która w jakiś sposób będzie przebudowywała myślenie o polityce, myślenie o wartościach, ale i o tym, by powrócić do tzw. american dream, do myślenia o takim państwie, które jest państwem zasobnym, bezpiecznym, stwarzającym wszystkim równe szanse i takim, w którym każdy może się odnaleźć. To będzie najpewniej przewodni motyw tej prezydentury. Zresztą w swoim przemówieniu Donald Trump właśnie do tej idei się przede wszystkim odwoływał. A więc powrót do dość sielankowej wizji Ameryki, którą znamy z lat 50-tych i 60-tych.

Czy nie ma według Pana groźby, że do niedawna bardzo pozytywne nastawienie Trumpa do Putina, odbije się na Polsce i na naszych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, które są jednym z naszych największych sojuszników?

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że w Moskwie jak na razie nie ma entuzjazmu po wyborze Donalda Trumpa. Tamtejsze elity polityczne traktują go jako takiego „nacjonalistę” amerykańskiego, a więc osobę, która będzie przede wszystkim budowała potęgę Stanów Zjednoczonych na scenie globalnej, czy też raczej odbudowywała ją. Z tego punktu widzenia Donald Trump nie będzie takim łatwym partnerem. Wbrew temu co sugerowano, że jest proputinowski, ja traktowałem to jako pewnego rodzaju gesty, żeby nie otwierać sobie w kampanii kolejnego problemu. Natomiast tak naprawdę Donald Trump będzie musiał paradoksalnie wbrew swoim własnym zapowiedziom, zaktywizować Amerykę na scenie globalnej. W tej chwili jest problem Rosji, przynajmniej dla nas w Europie Środkowej, ale i problem Chin. Jeśli tutaj Ameryka zrezygnuje ze światowego przywództwa, to miejsce to zajmą Chiny, a wtedy niewątpliwie wolność Tajwanu będzie bardzo dyskusyjna w perspektywie najbliższych lat. Z kolei jeżeli doszłoby do połączenia Tajwanu z Chinami, to stałyby się one pierwszą potęgą gospodarczą na świecie i o to tak naprawdę toczy się rozgrywka na globalnej scenie.

Co z kolei ze wschodnią flanką NATO? Czy Stany Zjednoczone za kadencji Donalda Trumpa nie stracą zainteresowania wschodem Europy? Niedawno dostaliśmy informację o tym, gdzie rozmieszczone zostaną amerykańskie oddziały w Polsce. Czy nie stanie się tak, że bardzo szybko żołnierze amerykańscy powrócą do Stanów, lub w ogóle do Polski nie dotrą?

Tego nie wiem. Sądzę, że jest tutaj coś takiego, jak kontynuacja – jednak pewne decyzje zapadły i nowa administracja to nie jest przecież zupełnie nowe państwo amerykańskie. Pewna kontynuacja międzynarodowych zobowiązań Ameryki z pewnością tutaj będzie funkcjonować. Jeżeli chodzi o stawianie akcentów, to na pewno będą one inne za tej administracji i tej prezydentury. Natomiast jeśli chodzi o zobowiązania Stanów Zjednoczonych, to sądzę, że Trump będzie stosował się do zasady pacta sunt servanda (umów należy dotrzymywać – przyp. red.) i nie ma dla nas z tego powodu żadnych zagrożeń. Natomiast wymagało to będzie także od naszej polityki zagranicznej umiejętnego dialogu z nową administracją amerykańską. Przypomnę, że Donald Trump obiecał Polakom zniesienie wiz. To jest taki odwieczny postulat, który się pojawia w kampaniach prezydenckich. Być może to będzie elementem, na kanwie którego możemy budować bardzo dobre, obopólne stosunki i relacje.

Dziękujemy za rozmowę.