W 75 lat po Rzezi Woli, jednej z największych niemieckich zbrodni okresu II wojny światowej, wspomnienia powstańców warszawskich i świadków tamtej tragedii są wciąż żywe. Między 5 a 7 sierpnia Niemcy zabijali mieszkańców dzielnicy w masowych egzekucjach, mordowali rannych w szpitalach i dopuszczali się gwałtów. W ten sposób, według historyków, zginęło od 40 do 60 tys. osób. W sierpniu i wrześniu 1944 r. zginęło lub zostało zamordowanych około 180 tys. mieszkańców stolicy.

Na uroczystość przybyli m.in. dyplomaci i przedstawiciele niemieckich władz. Wśród nich znalazł się Nikolas Häckel burmistrz wyspy Sylt, gdzie w latach 50. i 60. jego poprzednikiem był Heinz Reinefarth, który kierował operacją eksterminacji Woli.

- Napawa nas przerażeniem, że człowiek odpowiedzialny za masowe mordy mógł zostać burmistrzem Westerlandu i zrobić karierę polityczną jako deputowany do Landtagu Szlezwika-Holsztynu. Ja sam czuję wstyd i konfrontując się z przeszłością, staram się temu podołać. W poczuciu pokory proszę o przebaczenie oraz pojednanie naszych połączonych przez los społeczeństw - mówił Nikolas Häckel.

W rozmowie z DW Häckel przyznał, że przez wiele lat przemilczana historia Reinefartha stała się jednym z pierwszych tematów, którymi zajął się zaraz po objęciu urzędu w maju 2015 roku.

– Jak tylko objąłem urząd, przyjechała do nas grupa uczniów z Warszawy. To było poruszające spotkanie, musiałem zająć się głębiej tym tematem. To nasza wspólna zawstydzająca historia – mówił

Cezary Gmyz, polski korespondent w Berlinie odniósł się do słów burmistrza Sylt.

- Kochani niemieccy przyjaciele, odkąd pamiętam jest Wam strasznie wstyd za to, że wyrznęliście nam 6 milionów naszych obywateli, zrównaliście z ziemią nasze miasta i wsie. Ale powiem szczerze - wsadźcie sobie ten wstyd w dupę skoro uważacie, że ten rachunek krwi jest zamknięty - odpowiedział polski korespondent w Berlinie.

 

 

bz/dw.com/IAR/TT