W ostatnim czasie coraz wyraźniej zarysowuje się porozumienie Moskwy i Berlina w sprawie ukraińskiego konfliktu. Władzom Ukrainy próbuje się narzucić decyzję o zawieszeniu broni. Dokonuje się to z całkowitym pominięciem stanowiska Polski, ale przy naszym „teoretycznym” państwie to już chyba nikogo nie dziwi. Jeżeli jednak Rosji i Niemcom uda się zrealizować proponowany scenariusz, to będzie to oznaczać trwałą destabilizację wschodu Ukrainy. Możemy mieć do czynienia z powtórką z rozwiązań z Naddniestrza.

Niemcy chcą, by Petro Poroszenko zaprzestał działań zbrojnych przeciwko separatystom. Ten postulat wynika z dokładnej kalkulacji Berlina. W przypadku zaogniania konfliktu na wschodzie Ukrainy nie da się bowiem wykluczyć interwencji zbrojnej Moskwy, a to doprowadziłoby do bardzo dużego konfliktu ze wszystkimi tego politycznymi konsekwencjami dla UE.

Jeżeli jednak Poroszenko ukróci działania ofensywne, to wschodnie regiony Ukrainy zostaną de facto wyłączone spod jurysdykcji Kijowa. Dojdzie do realizacji scenariusza znanego już z Naddniestrza, gdzie Moskwa od lat zapewnia militarny fundament pod istnienie separatystycznego rządu.

A takie rozwiązanie, osłabiające Ukrainę na rzecz Rosji, z pewnością nie leży w polskim interesie. Niestety, nasze władze po raz kolejny pokazały, że na arenie międzynarodowej nie potrafią wiele dokonać. Rosja i Niemcy znowu rozgrywają nas, jak chcą, a polski rząd zdaje się akceptować swoją całkowicie marginalną rolę w konflikcie ukraińskim. To smutne, bo Polska nie tylko traci szansę na polepszenie swojego położenia w regionie, ale także kompromituje się przed innymi podmiotami polityki zagranicznej. Pokazała bowiem, że wbrew szumnym deklaracjom z początku ukraińskiego konfliktu, tak naprawdę nie potrafi przeforsować swojego zdania. 

pac/defence24