Portal Fronda.pl: Spodziewała się Pani takiej awantury po swojej wypowiedzi na temat prof. Władysława Bartoszewskiego?

Prof. Krystyna Pawłowicz: Absolutnie nie, jestem tym bardzo zdziwiona. Przecież to była wyłącznie ocena spotu wyborczego PO. Nie atakowałam schorowanego więźnia w pasiaku, tylko oceniłam pana Bartoszewskiego jako głównego aktora tego spotu, który budzi szczery śmiech. Chyba mam prawo do wyrażania opinii o spocie wyborczym. W swoim komentarzu przecież wyraźnie podkreśliłam, że szanuję wojenną przeszłość pana Bartoszewskiego, zauważyłam jednak, że w ostatnich latach zachowuje się on niegodziwie. Moje określenie "pastuch" było utrzymane w tej samej konwencji, co "dymplomatołki", "bydło" czy "hodowca zwierząt futerkowych". Pan Bartoszewski nigdy za to nie przeprosił, wciąż korzysta z parasola ochronnego, który roztaczają nad nim ośrodki władzy i media. Skoro my jesteśmy "bydłem", to ja tylko poprosiłam "pastucha", by już zostawił nas, czyli "bydło" w spokoju i nie pouczał, na kogo mamy głosować. Niektórzy ocenili to jako chamskie. Jednak myślę, że chamstwem jest zachowanie pani Moniki Olejnik, dla mnie od niedawna Moniki "durne babsko" Olejnik. Ci, którzy mnie wzywają do kulturalnego zachowania, sami obrzucają mnie obelgami. Razi ich "pastuch", ale już "durne babsko" i jeszcze gorsze słowa - nie.

O czym świadczy to zamieszenie?

Afera z panem Bartoszewskim pokazuje jedynie totalny charakter władzy, która dysponuje sztucznie wykreowanymi autorytetami i hordami lewackich dziennikarzy, którzy funkcji dziennikarskich wcale nie pełnią. Patrzą jedynie na sygnał swego lewackiego guru, pani Moniki "durne babsko" Olejnik i bezmyślnie ją naśladują. Po lekturze ostatnich publikacji na temat lewackich rodowodów niektórych dziennikarzy takie zachowania mnie nie dziwią, ale nie spodziewałam się takiej skali. Jestem jednak na to odporna tym bardziej, że nie oglądam telewizji, a z internetu w zasadzie też nie korzystam.

A nie dziwi Pani fakt, że ci sami dziennikarze, którzy oburzają się za "pastucha", milczą kiedy obrażana jest pani, prezes Kaczyński czy ktokolwiek, kto ma poglądy niezgodne z linią mainstreamu?

Ależ oni nie milczeli, przeciwnie - byli zachwyceni w takich sytuacjach. Ci dziennikarze aktywnie włączali się w przemysł pogardy, rechocząc z niedopuszczalnych porównań pana Bartoszewskiego. Na mnie to już nie robi wrażenia. To pan Bartoszewski, który reprezentuje Polskę w wielu sytuacjach, za granicą zachowywał się niekulturalnie i niegodnie, obrażając Polaków. Dziennikarze zarzucają mi spóźniony refleks, bo o "bydle" mówił on siedem lat temu. Ale przecież nigdy nie przeprosił, a dziś, jak gdyby nigdy nic, poucza nas i agituje. Oczekuję, że to zrobi. Miałam okazję bronić honoru Polski i Polaków, Prawa i Sprawiedliwości oraz prezesa Kaczyńskiego, a w końcu swojego własnego. Upomniałam się również o starsze osoby, podobnie jak pan Bartoszewski – uczestników Powstania, którym też nie podoba się, że Platforma wykorzystuje ten Zryw do ocieplania swojego wizerunku. Jedynym, co mnie w tej sytuacji interesuje jest to, żeby nie sprawić problemów PiS i prezesowi Kaczyńskiemu. Proszę jednak pamiętać, że kieruję się także tym, czego oczekują moi wyborcy i mam dowody dużego wsparcia z ich strony w tej sprawie. Określenie "pastuch" nie jest tożsame z sensem słowa "cham", to nie jest obelga, a jedynie skorzystanie z pastersko-rolniczej konwencji stosowanej przez samego pana Bartoszewskiego. Jako przedstawiciel "bydła" poprosiłam tylko, by "pastuch" dał już nam spokój.

Mówi Pani, że nie chce zaszkodzić PiS, ale PiS dość wyraźnie odciął się od Pani słów. Prezes Kaczyński powiedział, że to nie jest retoryka Prawa i Sprawiedliwości i porównał panią do Janusza Korwin-Mikke. Jak się Pani podoba takie porównanie?

Zmasowany atak wszystkich mediów sprawił, że prezes Kaczyński musiał zabrać głos. Nie jestem członkiem PiS, ale członkiem klubu. A ponadto, najzagorzalszym sympatykiem całego programu PiS oraz wartości i celów, jakie partia ta chce realizować. Formalnie nie jestem w PiS, ale sercem i duszą – na 100 proc. Jeżeli moje wystąpienie skojarzyło się prezesowi z Korwinem-Mikke, to przyjmuję to do wiadomości. Sama chyba nie porównałabym się do lidera KNP. Korwin-Mikke atakuje wszystkich bez powodu, miota obelgami, wyzywa wszystkich od złodziei, idiotów, debili... Ja takiego słownictwa nie używam. To, co teraz obserwujemy w mediach, to efekt dorabiania mi gęby przez "Wyborczą" i TVN. Korwin-Mikke jest showmanen, a moje wypowiedzi to zawsze forma obrony albo reakcja na naruszanie pewnych reguł naturalnego funkcjonowania człowieka. Mam prawo do barwnych wypowiedzi i dosadnych określeń, ale moim zdaniem, nie powinny być one zrównywane z szaleństwami pana Korwin-Mikke. Jedyne, co nas może łączy, to barwny język, ale ja nie mówię w jego stylu, a on w moim. Poza wszystkim myślę, że moje wypowiedzi broniące honoru i godności dużej grupy społeczeństwa, nie zaszkodzą PiSowi, gdyż okazuje się, że w trakcie trwania ataków na mnie, badania opinii Polaków wykazały wzrost poparcia dla PiS o 3 proc. i spadek poparcia dla PO o 2 proc.

Jarosław Kuźniar z TVN24 zaproponował na Twitterze akcję pod hasłem "Przepraszam za prof. Pawłowicz". Internauci szybko odpowiedzieli mu, przepraszając za Jarosława Kuźniara.

O, bardzo mi się to podoba! To jest właśnie lewacka, nieuczciwa mentalność. Oni mają media, mogą zrobić Pani krzywdę, ale Pani już nie może zareagować, bo nie ma Pani takiej możliwości. Mamy do czynienia z nierównym rozkładem sił w tej walce. Mówiąc metaforycznie, w wyborach powinniśmy wybierać nie posłów (bo oni realizują cele swoich środowisk politycznych), ale dziennikarzy czy szerzej, osoby dostarczające publicznej informacji i mające dostęp do mediów. Dlaczego? Bo to jest główna władza. Ludzie głosują tak, jak sugerują im telewizje i inne media. Cel wskazany przez dziennikarza "do zabicia" staje się celem zdezorientowanych i okłamanych widzów, czytelników i słuchaczy, bo przecież nie zweryfikują oni zalewu podawanych informacji. Działania pani Moniki "durne babsko" Olejnik czy pana Jarosława Kuźniara, nielubianego przez internautów i wielu im podobnych, w istocie szkodników polskiego życia publicznego, to dowód na to, że środowisko dziennikarskie jest stajnią Augiasza i wymaga radykalnego oczyszczenia, doprowadzenia do choćby minimalnych standardów etycznych. Dziś wypuszcza się takich janczarów, jak Kuźniar czy Monika "durne babsko" Olejnik i szczuje na wszystkich, którzy myślą inaczej. Jest to nierówna i niehonorowa walka, bo atakowani nie mają możliwości odpowiedzenia.

Za kilka dni w Warszawie odbędzie się kolejny Marsz Szmat. Rok temu wypowiadała się Pani bardzo krytycznie na temat tej inicjatywy. Zresztą, nie tylko Pani. Jednak organizatorzy chyba nie wzięli sobie do serca tej krytyki. Choć przez rok nie udało się właściwie nic konkretnego zdziałać w kwestii ochrony kobiet przed gwałtami, to formuła marszu w tym roku jest taka sama –czyli parada roznegliżowanych kobiet.

Mnie już ten Marsz Szmat nie interesuje. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego te panie zdejmują ubrania i co chcą przez to powiedzieć. W ubiegłym roku było dla mnie szokiem finansowanie takich deprawacji przez publiczne instytucje, jak jeden z programów Polskiego Radia. Jeśli w tym roku organizatorzy również nazwali się Marszem Szmat, to znowu idą jako "szmaty", skoro sami się tak reklamują. Na niszowe, krzykliwe, wspierane przez rząd i Unię opanowaną szaleństwem dewiacji organizacje nie ma na razie sposobu. Cywilizacja chrześcijańska musi się wreszcie odnowić. Trzeba czekać, jak pisze pan Jarosław Marek Rymkiewicz, aż polski żubr, ciągle kąsany, wreszcie powstanie. A przede wszystkim, modlić się.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk