„Interia” zapytała prof. Marciniaka, czy aktywność rosyjskiego wywiadu w krajach Europy wzrasta. „Ze stuprocentową pewnością możemy jedynie powiedzieć, że więcej o niej słyszymy” – skomentował to profesor. Dodał, że rzeczywiście odnotowaliśmy ostatnio znaczny wzrost aktywności lotniczej – tak nad krajami bałtyckimi, jak iw Skandynawii czy w pobliżu Wielkiej Brytanii. „Wzrost incydentów lotniczych, czy zdarzeń bliskich incydentom jest faktem. Natomiast trudno określić, czy ogólna aktywność wywiadowcza jest bardziej intensywna. Z pewnością mamy więcej doniesień w mediach” – powiedział prof. Marciniak.

Uczony twierdzi też, że media mówią teraz o Rosji po prostu więcej. W związku z kryzysem na Ukrainie uległ przewartościowaniu obraz Rosji i jej prezydenta – zmienił się także charakter relacji Rosji z dużą częścią świata.

Dlatego różnym ekscesom Rosjan poświęca się teraz więcej uwagi niż kiedyś.

Zdaniem prof. Marciniaka incydenty, które mają dziś miejsce, to w zasadzie norma. Było ich mnóstwo także w czasie zimnej wojny – ale do niczego nie doprowadziły. Natomiast „pewną nowością” jest według uczonego „uprowadzenie funkcjonariusza służb estońskich na linii granicznej”. „To jest posunięcie wyzywające i można je potraktować jako element wojny nerwów, bo pamiętajmy, że już kilka lat temu administracja państwa estońskiego była obiektem cyberataku, a wcześniej Estonia stała się miejscem zamieszek młodzieży mniejszości rosyjskiej, która protestowała przeciwko przeniesieniu z centrum Tallina pomnika żołnierzy radzieckich”  - tłumaczy prof. Marciniak.

Może to wynikać, jak sądzi, z relatywnie dobrej organizacji Estonii. Dlatego Rosja testuje, jak zareagują na jej działania tamtejsze służby. Doświadczenie przyda się także w kwestii Łotwy, która od Estonii jest zorganizowana gorzej.

Według uczonego „demonstracją bezczelności” było też zabójstwo Aleksandra Litwinienki w 2006 roku. „Nie dość, że na terenie Wielkiej Brytanii zabito człowieka, który uzyskał tam azyl polityczny, a wiec był pod pewną opiekąpaństwabrytyjskiego, to jeszcze przy użyciu izotopu, czyli broni masowego rażenia” – wyjaśnia.

Po co ta cała wojna nerwów?

„Na razie na to pytanie trudno inaczej odpowiedzieć niż: po to, by rządzący Kremlem lepiej się czuli” – mówi prof. Marciniak. „Być może zatem cała polityka Rosji jest wynikiem niezdecydowania ekipy Putina i dlatego jest tak niebezpieczna” – dodaje.

bjad/interia.pl