Jan Dworak w specjalnym liście do o. Tadeusza Rydzyka napomniał go, że swoimi wypowiedziami dyskryminuje homoseksualistów. Redemptoryście zarzucił także brak tolerancji. „Publiczne określanie przez Księdza Dyrektora osób o orientacji homoseksualnej jako chorych jest nieuprawnione i jak wynika z powyższego cytatu (stanowiska PTS), nie znajduje podstawy naukowej. Podobnie, jak godzące w godność drugiego człowieka, brzmią słowa: «nie zabijam chorego, ale leczę z choroby». To wyrażenie stanowi emanację nie tylko braku tolerancji dla osób o odmiennej orientacji seksualnej, ale jest też sprzeczne z prawnym zakazem dyskryminacji określonym w art 32 ust. 2 Konstytucji RP, który stanowi, że „nikt nie może być dyskryminowany w życiu (…) społecznym (…) z jakiejkolwiek przyczyny” - można przeczytać w liście Dworaka.

Skąd takie napominanie? Czy to osobista decyzja szefa KRRiT? O opinię poprosiliśmy prof. Krystynę Czubę, medioznawcę, publicystkę, senator IV kadencji.

Pan Jan Dworak prawdopodobnie ma dwa wyjścia. Albo robi to z przekonania, że trzeba być nowoczesnym i ulec temu, co w tej chwili jest poprawne polityczne i w jakimś sensie konieczne, albo jest dyspozycyjny wobec jakichś środowisk” - mówi w rozmowie z Fronda.pl Czuba.

Znam pana Dworaka z czasów, kiedy jeszcze byłam w parlamencie. Pamiętam, jak deklarował swoje chrześcijańskie korzenie. Twierdzenie, że o. Tadeusz Rydzyk nie ma racji jest kuriozalne. W moim przekonaniu ojciec dyrektor sformułował swoją wypowiedź tak, jak należy, elegancko. W moim przekonaniu, są dwa możliwe powody takiego napominania: albo pan Dworak jest tak głodny salonów, że działa na własny rachunek albo robi to ze względów dyspozycyjności.

Co więcej, myślę że napominanie księdza katolickiego jest co najmniej nie na miejscu. O. Tadeusz Rydzyk ma święty obowiązek mówić, co na temat homoseksualizmu naucza Kościół i Ewangelia. A Kościół jasno stwierdza, że jest to wielki nieporządek moralny ze strony tych, którzy dopuszczają się aktów homoseksualnych. Jeżeli danemu człowiekowi potrzebna jest pomoc w postaci leczenia, to sądzę, że czymś bardzo szlachetnym jest wystąpienie z propozycją tej pomocy.

Sama powiedziałabym dokładnie to samo, gdyby mnie zapytano. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy byłam świeżo po studiach i spotkałam chłopców ze szkoły artystycznej, uwiedzionych przez swojego nauczyciela. Na jednej z konferencji zapytali mnie, czy jest dla nich jakaś pomoc. Odpowiedziałam im, że powinni się leczyć i poleciłam znanego wtedy seksuologa, o. Karola Meissnera. Znam osobiście dwóch mężczyzn, którym takie leczenie bardzo pomogło. Wyszli z uwiedzeń nauczyciela, stali się normalnymi ludźmi, mówiąc najkrócej”.

Not. MBW