– Potencjał umysłowy polskich dzieci jest co prawda niższy niż w krajach Azji Wschodniej, lub jeszcze prościej – dzieci w Chinach, Japonii, Korei Południowej, Tajwanie i Singapurze, ale osiągają one wyższe wyniki niż ich rówieśnicy w pozostałych częściach świata – mówił w rozmowie z Fundacją PWP Prof. Gunnar Heinsohn, laureat medalu „Odwaga i Wiarygodność” 2021.

Co według Pana odróżnia Polskę od innych krajów w zakresie potencjału rozwojowego?  

W międzynarodowych badaniach zdolności matematycznych PISA (2018), Polska zalicza się do drugiej grupy państw pod względem liczby dzieci, które osiągają poziom najwyższy w 7-stopniowej skali. Dla porównania, do grupy pierwszej należą kraje Azji Wschodniej, w których dzieci wypadają w badaniach najlepiej. Oznacza to, że potencjał umysłowy polskich dzieci jest co prawda niższy niż w krajach Azji Wschodniej, lub jeszcze prościej – dzieci w Chinach, Japonii, Korei Południowej, Tajwanie i Singapurze, ale osiągają one wyższe wyniki niż ich rówieśnicy w pozostałych częściach świata.

Razem z Polską, do grupy będącej na drugim miejscu za wymienionymi państwami Azji Wschodniej, zaliczają się m.in. Szwajcaria, Estonia, Kanada i Holandia. Cała jej populacja liczy około 100 mln mieszkańców. Można więc oszacować, że posiada ona ok.50 % potencjału umysłowego Azji Wschodniej, czego miernikiem jest wskaźnik wybitnie uzdolnionych matematycznie dzieci poniżej 15 roku życia na tysiąc. Azja ma około 80 takich dzieci, a najlepsze państwa zachodnie mają ich 40, przy czym trzeba zaznaczyć, że populacja Azji Wschodniej wynosi aż 1,75 mld.

Należy omówić jeszcze grupę trzecią, do której zaliczają się państwa takie jak Niemcy czy Austria posiadające od 20 do 30 wybitnie uzdolnionych matematycznie dzieci na 1000 oraz czwartą, która zawiera m.in. Stany Zjednoczone i Rosję posiadające 15 do 20 wybitnie uzdolnionych. W tych czterech grupach uszeregowanych od kątem potencjału matematycznego zawierają się wszystkie państwa, które są zdolne uczestniczyć w globalnej konkurencji na poziomie high-tech. Poza tą klasyfikacją znajduje się około 20 państw posiadających między 2 a 14 wybitnie uzdolnionych na 1000 dzieci, natomiast w pozostałych 150 krajach liczba ta nie przekracza 1 dziecka i w tych państwach ma obecnie miejsce 75% wszystkich urodzeń na świecie.

Polska plasuje się wysoko również gdy chodzi o bezpieczeństwo wewnętrzne i zwalczanie terroryzmu. Obok Korei Południowej jest państwem, które ma najniższy wskaźnik tego typu ataków spośród krajów rozwiniętych. To są dwie ogromne przewagi Polski.

Przejdźmy teraz do klasycznych wskaźników przewagi państw – wolności jednostki i ochrony własności prywatnej. Polska nie jest tutaj na szczycie klasyfikacji, ale jest wystarczająco wysoko, żeby konkurować z najlepszymi. Skala tych wskaźników wynosi od 1 do 9 i najwyżej oceniane państwa osiągają wynik między 8 a 9 punktów, ale w mojej opinii 5 punktów wystarcza, żeby konkurować ze wszystkimi. Polska posiada ocenę 6 punktów, podobnie jak Chiny i Korea Południowa ocenione na 7.

Kolejny wskaźnik to liczba urodzeń przypadająca na kobietę. Tu Polska jest na poziomie średniej w krajach rozwiniętych. We wszystkich państwach z tego grona, za wyjątkiem Izraela, omawiany wskaźnik wynosi poniżej 2,1. W Polsce to ok. 1,5, w Chinach – 1,6, w USA – 1,7. W około 20 państwach wskaźnik ten jest niższy niż w Polsce, m.in. w Japonii, Korei Południowej, Singapurze i Tajwanie, czyli krajach o największym potencjale umysłowym.

Istnieją jednak pewne pułapki, których trzeba wiedzieć. W państwach zachodnich ma miejsce systematyczne obniżanie potencjału umysłowego, przez poprzez masowy import imigrantów bez względu na posiadane kwalifikacje i zdolności. W przeciwieństwie do tego zjawiska Azja Wschodnia, czyli m.in. Chiny, Japonia i Korea przyjmują wyłącznie imigrantów, którzy spełniają ich wysokie wymagania. Czynią tak, ponieważ nie widzą powodu, dla którego mieliby osłabiać swoją pozycję. Wiedzą, że są najlepsi na świecie i chcą, żeby tak pozostało – pierwsze badania w tej dziedzinie przeprowadził w latach 80. Harold Stevenson.

Sam Zachód podzielił się w tej kwestii na dwie różne grupy państw. Do pierwszej z nich, którą nazywam „fortecą kompetencji”, zaliczamy Kanadę, Australię, Nową Zelandię, Norwegię, Szwajcarię, Islandię i kilka mniejszych krajów. Te państwa postępują podobnie jak państwa Azji Wschodniej. Są otwarte jedynie dla ludzi o wysokich kwalifikacjach, przy czym unikają zarzutów o rasizm, mówiąc: „Jeśli oferujesz to czego szukamy, możesz do nas przybyć, jeśli nie, to nawet jak mówisz w naszym języku, jesteś do nas podobny, nie damy Ci prawa pobytu”. W wyniku takiej polityki przeciętnemu Chińczykowi jest łatwiej wyemigrować do Kanady czy Australii niż przeciętnemu Anglikowi, który by chciał się przeprowadzić do byłej brytyjskiej kolonii.

Druga grupa państw, uzasadnia swoją państwową politykę idealizmem, choć faktycznie motywowana jest ignorancją. Sprowadzają one nisko wykwalifikowanych i słabo uzdolnionych imigrantów, przy jednoczesnym niesieniu pomocy finansowej i eksperckiej w krajach, które zaliczają się do wyżej wymienionej grupy 150 państw niemających perspektyw konkurencji na rynku światowym. Przykładem krajów, które obrały taką strategię, są Stany Zjednoczone, Niemcy i Francja. Wciąż mają one otwarte granice i wciąż rozdają swoje obywatelstwa, nie stosując przy tym żadnych obiektywnych kryteriów. Pośrednio wpływa to również na Polskę, która będąc członkiem Unii Europejskiej, jest związana zasadą swobodnego przepływu osób i nie może zabronić obywatelom innych krajów UE osiedlać się na jej obszarze. To jest główna słabość wynikająca z członkostwa w UE. Na razie pozostanie we wspólnocie powinno być dla Polski ważne, nie należę do tych, którzy nawołują do opuszczenia przez Polskę UE, ale uważam, że każdy kraj członkowski powinien się uzbroić w zdrową dawkę sceptycyzmu względem UE, na wypadek jej rozpadu.

Dania zamknęła już swoje granice przed uchodźcami z Niemiec oraz wydala z kraju tych, którzy przeszli już granicę. Szwecja i Finlandia pozostają niezdecydowane co do swojej dalszej drogi. Brexit był dla nich wielkim szokiem. W scenariuszu, gdy cała Skandynawia opuszcza blok EU, będzie on musiał się rozpaść. Na taki wypadek trzeba być przygotowanym, żeby dołączyć do grona „fortec kompetencji”, które w Europie tworzy m.in. Wielka Brytania, Szwajcaria, Norwegia.

Jednak państwa potrzebują również imigrantów o niskich kwalifikacjach. Wielka Brytania ograniczyła migrację po Brexicie i teraz brakuje im kierowców ciężarówek, nie ma kto wozić towarów czy paliwa na stacje. My również zapraszamy Ukraińców w dużej mierze z tego powodu – gospodarka, systemy emerytalne potrzebują  pracowników również stosunkowo niedużych umiejętnościach.

Do początku lat 70. XX w., kiedy to Kanada i Australia zmieniły swoją politykę migracyjną, to właśnie przedsiębiorcy dyktowali jej warunki. W Kanadzie, którą odwiedzałem regularnie przez 10 lat, ministerstwem odpowiedzialnym za imigrację było ministerstwem kopalnictwa. Bardzo przejrzysta sytuacja, kiedy spółki górnicze prosiły ministerstwo o pracowników, ono im ich sprowadzało. Reformy nastąpiły, gdy władze zdały sobie sprawę, że w przypadku bankructwa lub modernizacji przedsiębiorstw, ci zatrudnieni, którzy nie posiadają innych kwalifikacji lub zdolności, nie będą w stanie się dostosować do nowych wymagań rynku pracy i z wysokim prawdopodobieństwem staną się bezrobotni, w wyniku czego państwo będzie musiało im zapewnić zasiłek, podczas gdy za świadczenia socjalne będą płacili pozostali zawodowo aktywni ludzie, którzy ponadto muszą konkurować w globalnej gospodarce.

W celu zapobieżenia takiemu scenariuszowi ówczesny rząd Kanady postanowił, że od tamtej chwili, bez względu na to w jakiej branży panuje deficyt siły roboczej , każdy imigrant będzie musiał spełniać ustanowione przez państwo wymogi. Nieco koloryzując, w sytuacji, w której by w kraju brakowało taksówkarzy, do kraju prędzej by sprowadzono egiptologa niż taksówkarza z wieloletnim doświadczeniem, bo egiptolog może nauczyć się kierować taksówką, ale taksówkarz raczej nie zostanie nigdy egiptologiem. 

Kanada doszła do wniosku, że nawet jeśli wysoko wykwalifikowani ludzie zaczną od pracy na niskich stanowiskach, to ich dzieci najprawdopodobniej dołączą do grona pracowników o wysokich kompetencjach. Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości, ale w dyspozycji państw leży taka organizacja polityki migracyjnej, a co za tym idzie społeczeństwa, aby miało ono jak najlepsze szanse na sprostanie wyzwaniom przyszłości. Ludzie o wysokim poziomie kompetencji co do zasady będą w stanie przystosować swoje kwalifikacje do zmieniających się potrzeb rynku, ale dla osób o niskim poziomie kompetencji zmiana kwalifikacji może się okazać przeszkodą nie do pokonania. Pilot samolotu szybko nauczy się kierować taksówką, ale mechanizm ten nie działa tak łatwo w drugą stronę.

Przy wprowadzaniu tego typu reform nie da się uniknąć sporów, ale Kanadzie i Australii udało się im sprostać, pomimo bardzo burzliwych walk politycznych. Teraźniejszą miarą sukcesu polityki migracyjnej Kanady i Australii jest liczba patentów z zakresu sztucznej inteligencji i szerzej pojętej nowej technologii, która plasuje je obecnie w światowej czołówce. Kilka dekad temu nikt by nie pomyślał, że te kraje mogą być liderami rozwoju najnowszych technologii.

Porównajmy teraz najbogatszego sąsiada Polski, Niemcy, do Korei Południowej. W 1994 roku stosunek patentów PCT (najwyżej cenionych i najbardziej chronionych na świecie, również przez prawo międzynarodowe) między 80-milionowymi Niemcami a 50-milionową Koreą wynosił 22:1. W ubiegłym roku ten stosunek wynosił już 11:10 na korzyść Korei. Ta strata Niemiec jest oszałamiająca, wręcz tragiczna. 

Polska musi zrozumieć znaczenie i wagę tych zmian w perspektywie nadchodzących lat. Polska wciąż pozostaje gospodarczo w tyle za Niemcami i Francją, ale nie występują w niej ataki terrorystyczne, ma młodzież o ponadprzeciętnych uzdolnieniach jak na Europę i – w wyniku działań zaczepnych Białorusi – już uczy się militarnej obrony swoich granic. Francja i Niemcy stoją jednak na drodze do utraty swojej pozycji gospodarczej, ponieważ kluczowe dla nich gałęzie przemysłu, takie jak motoryzacyjny, stoczniowy, czy maszynowy, stają się zdominowane przez konkurencję z Azji Wschodniej, do której przenosi się wiele ośrodków produkcji. Przyjdzie zatem dzień, w którym Francja i Niemcy nie będą już w stanie opłacać świadczeń socjalnych milionom osób żyjących z zasiłków, co doprowadzi do wielkich niepokojów. Chęć emigracji będą miały wtedy zarówno elity, których celem będzie się dostać do „fortec kompetencji”, ale również ludzie żyjący z zasiłków, którzy będą szukali innego kraju, który zapewni im byt. Jako obywatele UE, obie te grupy będą miały prawo się osiedlić w Polsce. Może się wtedy okazać, że skromne jak na dzisiejsze warunki świadczenia socjalne, okażą się magnesem. Aby utrzymać swoją stabilność, Polska może przyjmować tylko tych ludzi, którzy są poszukiwani na jej rynkach pracy i w branżach przyszłościowych. Kraj musi być przygotowany na to pod kątem prawnym, mentalnym i pod względem bezpieczeństwa. Kiedy Wielka Brytania opuściła UE, ponieważ nie mogła już wchłonąć niewykwalifikowanych pracowników, była w sumie źle przygotowana. Dlatego Dania, na przykład, już wprowadza środki prawne, służące obronie „twierdzy kompetencji”. W gruncie rzeczy oznacza to utrzymanie otwartej granicy tylko dla wykwalifikowanych osób. Wymaga to aktywnego antyrasizmu. Osoby własnego pochodzenia etnicznego i wyznania muszą być odrzucane z powodu braku zdolności, natomiast przyjmowani są członkowie odległych i obcych kulturowo grup etnicznych. Kanada i Australia robią to od lat 70. XX wieku, a Canberra dodatkowo od 2013 roku wprowadziła również komponent wojskowy w ramach operacji „Suwerenna granica” (Operation Sovereign Border).

Oczywiście dla zastosowania takich środków musi istnieć poparcie demokratycznej większości. Każdy kraj UE, który nie chce podążać za upadkiem innych państw członkowskich, zachowuje prawo do podjęcia takiego kroku. Można więc sobie wyobrazić, że na północy i wschodzie powstanie federacja twierdz kompetencyjnych, podczas gdy zachód będzie się bardziej orientował na Afrykę i łuk islamski.

Generalnie Polska przyszłości jest postrzegana jako najpotężniejsze państwo na kontynencie. Niemcy, i mówię to ze łzami w oczach jako Niemiec, są w stałym regresie. Jeśli spyta mnie Pan, czy znam choć jeden czynnik, który mógłby odwrócić sytuację mojej ojczyzny, to nie widzę takiego. Mam wrażenie, że siłę Niemiec się przewartościowuje, strach przed Berlinem w Polsce jest również nieproporcjonalny do realiów. Musicie mieć więcej pewności siebie, w sytuacji gdy Niemcy atakują Polskę, powinniście odpowiadać zdecydowanie bez strachu i kompleksów w stosunku do Berlina.

W swojej książce przekonuje Pan, że 1% społeczeństw to matematyczni geniusze, którzy posuwają rozwój technologiczny państw. Czy zatem humaniści, którzy tworzą kulturę, muzykę, literaturę mają jakiś udział w rozwoju? Są w ogóle potrzebni?

Jeśli chodzi o ludzi uzdolnionych matematycznie, to zapotrzebowanie na nich wzrasta geometrycznie. Jednocześnie podaż się zmniejsza. W wielu państwach Zachodu widzimy spadek średniego IQ. Wciąż mamy najlepsze umysły u siebie, ale średnia IQ się obniża, a zapotrzebowanie na utalentowanych ludzi wzrasta. To jedno z największych wyzwań, przed którym stoimy – walka o najlepsze umysły, największe talenty. Są one najcenniejszym aktywem, choć deficytowym.

Co do pytania o humanistów. Obserwowałem Konkurs Chopinowski, gdzie silną reprezentację miała Kanada, którą stanowili pianiści pochodzenia chińskiego, jeden z nich nawet wygrał cały konkurs. To każe nam powrócić do Kanady jako „fortecy kompetencji”. Kiedy te państwa konkurują w trudnych zawodach, tj. gra na pianinie lub olimpiada matematyczna, i gdy spojrzymy na zwycięskie drużyny krajów tj. Australia, Kanada czy USA, wszystkie mają chińskie twarze. Nie mają chińskich paszportów, ale chińskie twarze. To fakt nie tylko intrygujący, ale całkiem podnoszący na duchu. Dlaczego? Jeśli obawiamy się coraz większych napięć pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami, to moje przewidywania są takie, że USA będą w przyszłości zarządzane przez etnicznych Chińczyków z amerykańskimi paszportami. I mam nadzieję, że Amerykanie pochodzenia chińskiego na szczytach władzy w USA oraz Chińczycy z Pekinu dojdą do pokojowych rozwiązań wszelkich sporów.

Ale obecnie praktycznie na palcach jednej ręki można policzyć polityków pochodzenia chińskiego w amerykańskiej administracji. Nawet w Kongresie jest ich nie za wielu.

Jeszcze nie. Jeśli jednak spojrzymy na egzaminy SAT, odpowiednik polskiej matury w USA, to zobaczymy, że na 1000 dzieci o chińskich korzeniach 400 ma najwyższe wyniki w matematyce. Z 1000 białych anglosaskich dzieci, tylko 90. Oczywiście Chińczycy w USA to mniejszość, ok. 5% populacji USA, ale obecność w elitach, które zdominują naukę, a później politykę, to zawsze przychodzi później. Chińczycy będą stanowić znacznie większy odsetek. To wynika z ogromnych różnic w kompetencji. Ten sam proces można zaobserwować również w innych miejscach świata.;

Na milion obywateli Kanada ma 20 razy więcej obywateli pochodzenia chińskiego niż Niemcy i ok. 40 razy więcej niż Polska. Polityka przyciągania talentów z innych krajów świata musi prowadzić do zwiększania się odsetka populacji z Azji Wschodniej. Sposób jest prosty – jeśli nie możemy ich pokonać, importujmy ich. Pozwólmy im, Chińczykom z kanadyjskim czy australijskim paszportem, konkurować z samymi Chinami.

Wszystko, co Pan mówi na temat walki o talenty, o ludzi z kompetencjami, o zgodę na emigrację tylko takich osób wydaje się dosyć brutalne z perspektywy zwykłych ludzi.

Pozwolę sobie to wyjaśnić na bazie rozmowy, którą odbyłem z młodymi studentami tutaj w Gdańsku. Spytałem ich, jaką proporcjonalnie część w gronie tysiąca młodych ludzi na świecie stanowiliby Polacy. Powiedzieli, że 30-40. Odpowiedziałem, że 3 osoby z tysiąca młodych ludzi poniżej 15 roku życia to Polacy. Potem spytałem, jak wielu spośród tysiąca potrzebuje pomocy materialnej, ochrony przed niebezpieczeństwem, dachu nad głową. Wahali się przez wcześniejszą pomyłkę i powiedzieli, że 800. Pochwaliłem ich, że chcą pomóc tak dużej grupie osób, mimo że byłoby to bardzo trudne.

Spytali mnie, co się dzieje w tych krajach, gdzie wielu ludzi potrzebuje pomocy. Odparłem, że jestem w szoku, że nie wiedzą. Zakładałem pierwszy instytut badań nad ludobójstwem w Europie, w 1993 roku. Dobrze pamiętam, jak nie udało mi się przyciągnąć uwagi dziennikarzy do liczb i danych. W latach 1970-2020 w Afryce Subsaharyjskiej zginęło 20 milionów w wyniku ludobójstwa. Nikt nie chciał o tym słuchać. Spytałem więc studentów w Gdańsku: „Czy nie wiedzieliście o tym, że od lat 70. zginęło w Afryce z rąk innych ludzi 20 milionów?”.

Z kolei w Europie, od 1914 do 1945 roku, w wyniku dwóch wojen zginęło 60 milionów ludzi, więc Afryka i tak wypada lepiej na tym tle. W krajach, gdzie 800 dzieci na 1000 potrzebuje pomocy, widzimy to, co już widzieliśmy, chociażby w Europie przez 400 lat. Przez ponad 400 lat Europa miała współczynnik dzietności podobny do tego, jaki dziś ma strefa Gazy lub Angola, 6-8 dzieci na jedną kobietę. Pana dziadkowie lub pradziadkowie też mieli tyle dzieci. Zatem przez ponad 400 lat Europa miała zawsze wystarczająco ludzi do wysyłania na wojenną rzeź, do umierania w epidemiach i emigrowania na inne kontynenty a populacja w samej Europie wciąż rosła. Od 50 milionów w 1450 do 500 milionów w 1950, a Stary Kontynent zawsze był w stanie wojny, niemal każdego roku gdzieś toczyła się jakaś wojna.

Od 1945 roku po raz pierwszy w historii ludzkości istnieje prawo międzynarodowe, które chroni ludzi przed strefami wojny, tak aby mogli oni uciec z krajów objętych wojnami i do innych bezpiecznych państw. Takie prawo wcześniej nie istniało, przed 1945 rokiem każdy musiał walczyć w wojnie do ewentualnej śmierci lub zwycięstwa, więc mieliśmy wojnę za wojną.

To nowe prawo pozwoliło uratować około 400 tys. uchodźców z Europy Wschodniej, którzy uciekli przed stalinizmem. Dziś, według badań Instytutu Gallupa z roku 2017, ponad 900 tys. milionów ludzi chce przyjechać na Zachód. Teraz, jeśli spojrzymy na cały świat, nie tylko na Zachód, widzimy nową rzeczywistość demograficzną. Dzieci determinują naszą przyszłość.

Z tysiąca statystycznych młodych osób będących dziś w wieku poniżej 15 lat tylko 40 to mieszkańcy świata zachodniego. Będą oni poproszeni o niesienie pomocy finansowej lub humanitarnej aż 800 młodym mieszkańcom z innych części świata. Każdy młody człowiek Zachodu ma perspektywę udzielenia pomocy ok.20 osobom. Nie bądźmy naiwni, nie każdy z tych 40 będzie to robił. Uważam niestety, że tej reszcie świata grozi powtórzenie sytuacji w Jemenie, który od lat 60. XX w. przeżywa już swoją dwunastą wojnę.

Dziękuję za rozmowę.

 

Wywiad pierwotnie ukazał się na stronie Polska Wielki Projekt

[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]