Tomasz Wandas, Fronda.pl: Niemal wszystkie media informują, że został Pan w środę zawieszony na trzy miesiące w obowiązkach nauczyciela akademickiego. Podobno to skutek Pana felietonu, zamieszczonego w tygodniku „Sieci”. Jak Pan Profesor odnosi się do tej sprawy?

Prof. Aleksander Nalaskowski, pedagog, ekspert ds. rozwoju dziecka: Jest to sprawa niemiła, dotyczy mojego uniwersytetu, szkoda mi moich studentów, zwłaszcza seminarzystów, których musiałem zostawić. 

Inni profesorowie wyrażają swoje opinie w mocniejszy niż pan sposób i... nic. Dlaczego?

Nie chciałbym powoływać się na przypadek „nieśmiertelnego” profesora Hartmana, który w istocie rzeczy dokonuje wpisów zupełnie nieakceptowalnych i czyni to jako profesor (dla porównania ja zostałem ukarany za wypowiedź w felietonie).

To bodajże nie pierwszy taki przypadek, gdzie profesor wyrażający poglądy prawicowe zostaje ukarany przez władze uczelni, natomiast inni wyrażający zamiłowanie do lewicy profesorowie, wydają się być faworyzowani. Dlaczego tak się dzieje?

Jest to pierwszy taki przypadek, dlatego, że tego typu możliwość zawieszenia rektor ma dopiero od 2018 roku - wprowadziła to ustawa Gowina. Nie pozwala ona zachować tego typu spraw w gronie uczelni, jedyną możliwością mojego odwołania nie jest odpowiedź do rektora, czyli do nadawcy tego pisma - po ustawie Gowina mogę udać się tylko do sądu pracy. Szkodliwość tej ustawy widoczna jest gołym okiem. Gdyby nie ona, napisałbym odwołanie, rektor być może okazałby zrozumienie i sprawa by się skończyła, nie byłoby skandalu i całej niepotrzebnej hucpy na całą Polskę, która robi ze mnie medialną gwiazdę. 

I co teraz?

W tej chwili nie mam innego wyboru, jeśli nie odwołam się do sądu pracy, to znaczy, że zgadzam się z nałożoną na mnie karą, że przyznaję się do winy. Jeżeli się odwołam, to wynoszę sprawy poza uniwersytet i wdaje się w procedury sądowe, które mogą trwać wiele lat. 

Za co rektor do tej pory zawieszał wykładowcę uczelni?

Profesorowie byli zawieszani za molestowanie studentek, plagiaty, nieprowadzenie zajęć itp., ja zostałem zawieszony za poglądy, których się nie wyrzeknę. Kwestię wierności tym poglądom warunkuje moje sumienie. Jest to kuriozalny przypadek, którego nie umiem skomentować. Niemniej jednak jest to mój uniwersytet, będzie on trwał, niezależnie od tego czy będę na nim wykładał czy nie, niezależnie od tego czy rektor się zmieni, czy nie. Od samego początku tego uniwersytetu studentem był tu mój tata, później wykładał jako doktor, następnie ja się z nim związałem. Niezależnie od sytuacji przyznam panu, że kocham ten uniwersytet. 

Co rozstrzyga w tej sprawie?

Studenci. To zawieszenie powoduje, że formalnie rzecz biorąc nie mogę iść nawet do biblioteki uniwersyteckiej. Zostawiłem „rozgrzebane” prace magisterskie, dwa seminaria, które prowadzę, bardzo wysoko oceniane przez studentów wykłady nie będą mogły się odbyć. Ktoś będzie musiał teraz prowadzić za mnie zajęcia. Koleżanka, która jest prorektorem, prowadziła ten sam co ja przedmiot, nie wiem czy znajdzie czas. Przyznam, że czuje się jak zbrodniarz, bandyta, bądź jak zarażony HIV. Nie mogę się nawet pojawić, mam zakaz istnienia na uniwersytecie. 

Czy od teraz inni profesorowie o podobnych poglądach mogą zacząć się bać wyrażać własne poglądy?

Bardzo chciałbym żeby się nie bali. Jak narazie poparł mnie jeden dziekan z tego uniwersytetu, reszta zgodnie milczy i najprawdopodobniej tak będzie to wyglądało. 

Czy kiedy wróci już Pan do swoich obowiązków, zmieni sposób wyrażania przez pana opinii?

Nie. 

Co wtedy? Czy nie obawia się pan konsekwencji?

Nie, najwyżej znowu mnie zawieszą, bądź wyrzucą. Nie zamierzam niczego zmieniać, nawet o tym nie myślę. Moje merytoryczne wykłady w ogóle nie zawierają przestrzeni do wyrażania jakichkolwiek poglądów. Po moich wykładach nie można poznać, jakie mam poglądy, czy jestem wierzący czy nie, czy jestem „homo” czy „hetero” . Owe wykłady nie pozwalają na tego typu deklaracje. Natomiast nie rozumiem dlaczego miałbym zmieniać coś, co wyraziłem jako felietonista. Miałbym wyprzeć się siebie? Śp. Mama bardzo by się na mnie pogniewała. 

Może rektor uległ modzie panującej na innych uniwersytetach?

Każda uczelnia jest niezależna, każdy rektor może interpretować przepisy tak jak zechce. 

Nie żałuje pan określeń „grube baby”, „gogusie” itp.? 

Są to określenia, które opisywały obrazek, który widziałem. Nie dało się go inaczej opisać. Były to takie sytuacje, w których nie dało się inaczej zareagować. Gdybym widział apetyczne, rude anorektyczki, to też bym napisał. Widziałem, natomiast obleśne grube baby, które obleśnie się całowały. Jest to moja ocena, ktoś mógłby uznać, że były one piękne i apetyczne, ja uznałem, że są obleśne. 

Jak najbardziej Pana rozumiem i nie mogę zrozumieć tego, że z powodu faktów, które Pan Profesor opisał, zrobiło się takie zamieszanie, że podjęto względem Pana taką decyzję. 

Proszę zwrócić uwagę na to, że ganiąc mnie za to co zrobiłem, uniwersytet jednocześnie przyznał się do akceptowania zachowań, które opisałem. 

Dziękuję za rozmowę.