Pani Joanna, Polka mieszkająca we Francji, udzieliła portalowi Wirtualna Polska wywiadu na temat obecnej sytuacji nad Sekwaną. Kobieta wyznała, że jest przerażona tym, co od kilku tygodni dzieje się we Francji.

Polka mieszka w Port Saint Louis, na południu kraju. Jak mówi w rozmowie z Wp.pl, w ciągu kilku ostatnich tygodni niemal całe państwo pogrążyło się w ogromnym chaosie. Pani Joanna jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Jak przekonuje, za każdym razem, gdy podróżuje do szpitala, cała trasa jest sparaliżowana przez korki. 

"W sklepach są puste półki. Towar nie dojeżdża, bo na stacjach po prostu brakuje ropy"- wyznaje rozmówczyni Wp.pl. Polka mieszkająca we Francji tłumaczy, że protesty przeciwko prezydentowi Macronowi spowodowane są m.in. niezadowoleniem z pracy za najniższą średnią krajową i zarobków nieproporcjonalnych do kosztów życia nad Sekwaną. W ocenie kobiety, nie ma widoków na szybkie zakończenie protestu. Pani Joanna zauważa, że policjanci oraz żandarmeria wojskowa popierają działania "żółtych kamizelek". 

Inny rozmówca portalu zwraca uwagę, że na granicy Francji i Hiszpanii również występuje totalny chaos komunikacyjny. Korki są kilkudziesięciokilometrowe, kierowcom brakuje paliwa, kończy się im też jedzenie i picie. 

Tymczasem na weekend "żółte kamizelki" planują kolejne demonstracje w stolicy Francji. Z tego powodu przełożono cztery mecze piłkarskie, a władze Paryża obawiają się zamieszek na ulicach. 

yenn/wp.pl, Fronda.pl