Prokuratura w Gliwicach wystąpiła o takie dane biskupa płockiego przy okazji śledztwa w sprawie Komisji Majątkowej. Jednak hierarcha oburza się na takie działania. „Jak każdy obywatel mam prawo do poszanowania prywatności” – podkreśla bp Piotr Libera, który złożył zażalenie do Sądu Okręgowego w Gliwicach na postępowanie prokuratury. Komunikat w tej sprawie ogłosiła w piątek płocka kuria diecezjalna. „Na polecenie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach biskup płocki Piotr Libera poddany był inwigilacji obejmującej okres od 30.12.2004 r. do 30.12.2009 r.". W dokumencie czytamy też: „Zakres zbieranych informacji dotyczył nie tylko wykazów rozmów telefonicznych (w tym danych osób, z którymi biskup rozmawiał), ale również wychodzących i przychodzących wiadomości SMS i MMS". Prokuraturę interesowało również, gdzie bp Libera przebywał między 30 grudnia 2007 a 30 grudnia 2009 r.- informuje „Rzeczpospolita”.


Prokurator Radosław Woźniak z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach odrzuca oskarżenia. „Żądaliśmy danych, do których jesteśmy uprawnieni przez kodeks postępowania karnego. Nie wykroczyliśmy poza obowiązującą procedurę. Wystąpienie o te dane było uzasadnione potrzebami śledztwa” – zapewnia „Rz". Prokurator dodaje, że prokuratura  nie żądała i nie otrzymała treści rozmów prowadzonych z numeru telefonu należącego do bp. Libery ani treści SMS, na co zgodę musiałby wydać sąd. Śledczy otrzymali natomiast  billingi rozmów od 2007 do  2009 r. Prokuratura wystąpiła też o rachunki szczegółowe rozmów w okresie  2004 – 2007 (billingów tak długo operatorzy nie przechowują). „Postępowanie, w ramach którego prokuratura zwróciła się o dane dotyczące telefonów bp. Libery, dotyczy nieprawidłowości w działalności Komisji Majątkowej. Było ono prowadzone od jesieni 2008 r. W kwietniu 2011 r. bp Libera był przesłuchiwany w prokuraturze jako świadek. Śledztwo zakończyło się w listopadzie ub.r. skierowaniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko dziewięciu osobom. Są to członkowie byłej Komisji Majątkowej oraz Marek P., pełnomocnik jednej z kościelnych instytucji. – Zarzuty dotyczą przestępstw przeciwko dokumentom oraz wyrządzenia szkody majątkowej w wysokości około  27 mln zł przez nadużycie uprawnień. Są zagrożone karą do dziesięciu lat więzienia – mówi „Rz" prok. Woźniak”- czytamy w „Rzeczpospolitej”.


Ł.A/rp.pl