Polacy trują się na potęgę. Jak alarmuje Najwyższa Izba Kontroli, przeciętny Polak zjada rocznie 2 kg chemii w żywności. U wielu dzieci spożycie niektórych chemicznych dodatków przekracza bezpieczne normy o 500 procent.

Takie dane przedstawiono w raporcie Najwyższej Izby Kontroli pt. ,,Nadzór nad stosowaniem dodatków do żywności''. Przebadano lata 2016-2018. Okazuje się, że właściwego nadzoru nad tymi dodatkami nie ma, a Polacy konsumują ich zdecydowanie zbyt wiele.

Chodzi tu o konserwanty, przeciwutleniacze, słodziki, emulgatory, wzmacniacze smaku i sztuczne barwniki. Kiedyś występowały jako ,,E'' z numerem, dziś podaje się zazwyczaj ich pełną nazwę, bo konsumenci zrazili się do symbolicznego ,,E'', uważanego po prostu za ,,chemię''.

Niestety to nie oznacza, że żywność stała się zdrowasza - po prostu na etykietach chemiczne dodatki są mniej widoczne.

W Unii Europejskiej dopuszcza się ponad 330 różnych dodatków do żywności. Niestety, w Polsce służby nie sprawdzają, czy to, co producent deklaruje na opakowaniu, pokrywa się z rzeczywistym składem produktu. Mówi o tym otwarcie raport NIK.

I tak na przykład przebadane przez NIK sałatka ze śledziem miała aż 12 dodatków, a zwykła kiełbasa śląska - aż 19 (!!!).

Wszystkie te chemiczne substancje powodują alergie oraz w znacznej mierze mogą podwyższać ryzyko zachorowania na nowotwór.

Odpowiedzialne za sprawdzanie składu żywności inspekcje nie są do tego właściwie przystosowane i mogą sprawdzać obecność jedynie ponad 60 substancji. Tymczasem w Polsce spośród dopuszczonych w UE 330 dodatków stosuje się ponad 200.

bb/rmf24.pl