Ministerstwo Edukacji Narodowej odniosło się do akcji "Tęczowy Piątek", która wzbudziła wiele kontrowersji. Nie wszyscy bowiem akceptują homopropagandę w szkołach i nie ma co dać się zwieść powtarzaniu, że to tylko "lekcja tolerancji" i pokazanie "nieheteronormatywnym koleżankom i kolegom, że jesteśmy z nimi"... 

"Akcja „Tęczowy piątek” miała charakter marginalny i nie została przeprowadzona na taką skalę, o jakiej informowali organizatorzy"-przekazał resort edukacji. Jak wynika z danych, które Polska Agencja Prasowa zebrała w kuratoriach oświaty, w niektórych województwach udział w akcji wzięło po kilka szkół, ale już w innych- żadna z placówek. Rzeczniczka prasowa MEN, Anna Ostrowska podkreśla w komunikacie przesłanym PAP, że zarówno do ministerstwa, jak i podległych mu kuratoriów oświaty wpłynęły w ostatnim czasie sygnały zaniepokojonych rodziców. Jak zapewniła Ostrowska, resort stale monitoruje sytuację wspólnie z kuratoriami oświaty. 

"Tam, gdzie to (przystąpienie szkoły do akcji "tęczowy piątek"- przyp. red.)miało miejsce, dojdzie do szczegółowej analizy, czy nie zostało złamane prawo oświatowe, np. czy przystępując do akcji, dyrektorzy szkół mieli na to zgodę rodziców, i czy w pełni ich o tym poinformowali"-wskazała rzecznik prasowa. 

Kampania Przeciw Homofobii organizuje akcję „Tęczowy piątek” od 2016 r. „Tego dnia na szkolnych korytarzach zawisną tęczowe plakaty, a głównym tematem lekcji będzie akceptacja i otwartość na uczniów i uczennice LGBTQI. Wszystko po to, żeby młode lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer i interpłciowe poczuły, że w szkole jest miejsce też dla nich” – czytamy na stronie organizacji.

W sprawie organizacji wydarzenia w konkretnych placówkach interweniowały kuratoria oświaty z poszczególnych polskich miast, często po zgłoszeniach rodziców. 

yenn/PAP, Fronda.pl