Tomasz Wandas, Fronda.pl: Trzy lata temu napisałaś książkę pt. „Nawrócona wiedźma”. Od tamtej pory sporo się zmieniło. Jak dziś wygląda Twoje życie, co wydarzyło się przez ten czas?

Patrycja Hurlak: „Nawrócona wiedźma” ukazała się dokładnie w czerwcu 2013 roku. Od tamtej pory Pan Jezus wywrócił mi życie do góry nogami. Wcześniej zrobił to po raz pierwszy, gdy Go spotkałam w mojej „drodze do Damaszku” (zob. Dz 9,1-9) . Myślałam, że taka wywrotka jest jednorazowa. Jednak wyszło, że Jezus potrafi wywracać życie wielokrotnie i zmieniać je w coraz bardziej szalone i ciekawe. „Nawróconą wiedźmą” zaprosił mnie do zrobienia kroku w przepaść i zaufania Mu na 100%.  Gdy to zrobiłam, okazało się, że Tato, którego nie widziałam, widział mnie i złapał – jak to jest w znanej historii o pożarze.

Jakiej historii?

Historii, która pokazuje, kiedy zaczyna się zaufanie do Pana Boga. Opowiada ona o chłopcu, który nie zdążył wybiec z domu podczas pożaru. Jego tato stoi na zewnątrz przed oknem i woła: „skacz!”. Ten, nie widząc ojca, krzyczy „Tatusiu, ale ja cię nie widzę!”, na co ojciec odpowiada „ale ja cię widzę, skacz”. Dziecko ufając jego słowom, skacze i oczywiście ojciec je łapie. Tak wygląda właśnie zaufanie do Pana Boga. Zaufaj i skacz!  Ja tak „skoczyłam” i w życiu bym się nie spodziewała, że Bóg ma aż tak ogromne poczucie humoru, żeby mnie, która była bluźniercą, szydercą i oszczercą, jak o sobie mówi św. Paweł (por. 1 Tym 1, 12-13), posłać, aby opowiadała o Jego miłości. Tak było w przypadku wielu ludzi, którzy przeszli nawrócenie w podobny jak ja sposób. Staram się całym sercem głosić Jego miłość i miłosierdzie, kerygmat, opisywać, co dzieje się podczas mszy świętej, czyli dzielić się tym, co sama znalazłam u świętych  i mistyków. 

<<< KUP GENIALNĄ KSIĄŻKĘ O MIŁOŚCI BOGA - CZYLI intymnie, prawdziwie i pięknie PATRYCJA HURLAK >>>

Jak wygląda Twój grafik?

We wrześniu 2014 roku zauważyłam, że Pan Jezus wyrzuca mi z kalendarza sprawy zawodowe.

To znaczy?

Przykładowo, miałam zaplanowany pokaz mody, taki, w którym aktorki są na wybiegu. Termin takiego pokazu normalnie jest ustalany dużo wcześniej, ten akurat miałam podany już od około pół roku. Jednak jakieś trzy tygodnie przed tym eventem, koleżanka organizująca go, zadzwoniła z informacją, że musi zmienić termin. Nowy termin już miałam zajęty na spotkanie z młodzieżą, a że wcześniej ustaliłam z Panem Jezusem prymat pierwszeństwa terminów, żebym mogła rozeznać co jest od Niego, a co jest pokusą, więc grzecznie odmówiłam koleżance. Ona jest osobą wierzącą, więc oczywiście uszanowała moją decyzję. Wykreśliłam więc zwolniony przez nią termin z kalendarza, po czym za chwilkę dzwoni ksiądz. Na początek przeprasza, że tak późno dzwoni, ale czy jeszcze byłaby możliwość spotkania z młodzieżą  i podaje dokładnie ten termin, w którym miał odbyć się wspomniany pokaz mody. Pamiętam, że aż się zaśmiałam i zapytałam go (księdza), czy czasem nie robi sobie ze mnie żartów. On biedny, skonsternowany nie wiedział, o co chodzi. Opowiedziałam mu, całą historię, która wydarzyła się przed chwilą i że jakby zadzwonił do mnie dzień wcześniej to powiedziałabym, że jest to absolutnie niemożliwe, on jedynie się roześmiał i stwierdził, że widocznie Pan Jezus im ten termin zarezerwował. Wtedy powiedziałam Panu Jezusowi „Oddaję Ci kalendarz. Rób co chcesz!”. I tym sposobem, Jezus ustala mi grafik tak, że nie mam czasu się nudzić. 

Nie masz czasu, a jednak napisałaś nową książkę „Zakochani są wśród nas”...

Tak, to też część ustalonego grafiku przez Pana Jezusa. 

Skąd pomysł na drugą książkę?

We wrześniu 2014 roku, na jednej ze mszy świętych usłyszałam w sercu, że mam napisać książkę o miłości, radości płynącej z życia konsekrowanego. Niesamowicie się uśmiałam. Czytelniku, powinieneś wiedzieć, że ja wówczas jeszcze nie wiedziałam, czym dokładnie jest życie konsekrowane. 

Jak to? To nie oczywiste?

Wyjdź Tomku na ulicę i zapytaj przechodniów. Myślę, że odpowiedź sama przyjdzie. Wówczas uznałam, że wymyślam, albo Pan Jezus sobie ze mnie żartuje, ale te słowa w sercu były konkretne i natarczywe, mówiące, że ma być to książka – iskra, zapalająca zgaszone świece ludzkich serc radością i miłością osób konsekrowanych.  Interesujące, było to, że matka Weronika, która była wówczas moim kierownikiem duchowym, powiedziała mi, zupełnie niezależnie, bardzo podobną rzecz. Dowiedziałam się też od niej, że Papież Franciszek ogłosił Rok Życia Konsekrowanego. Zapytałam więc dyrektora wydawnictwa, w którym powstała „Nawrócona wiedźma”, księdza Marka Paluszkiewicza, co on o tym myśli. Powiedział tylko: „Pisz”. 

To chyba nie było łatwe wyzwanie?

To był rok ciężkiej pracy, ale ogromnie radosnej. Przy okazji wielu rozmów z przeróżnymi osobami konsekrowanymi, miałam okazję skonfrontować z rzeczywistością stereotypy, które przez lata nazbierały sie w mojej głowie. Przykładowo, że zakonnicy śpią w trumnach bądź na podłodze, jedzą trawę albo, że stare zakonnice tłuką młode po głowach bądź, że do zakonu idzie facet któremu w życiu już nic innego nie wyszło, itp. Poznałam kapitalnych ludzi i przekonałam się, że moje myślenie stereotypami było kompletną brednią.  Pisząc tę książkę, nauczyłam się naprawdę bardzo dużo. 

Skąd właściwie pomysł na tego typu tytuł?

Podczas tej mszy świętej, kiedy usłyszałam w sercu, że ta książka ma powstać, Pan Jezus dał od razu tytuł i podtytuł, które bardzo zdeterminowały jej treść. 

…a podtytuł brzmi?

„Rozmowy o spełnionej miłości i zakochaniu, które się nie kończy”. 

Zakochanie, osoby konsekrowane… O co chodzi?

No właśnie, pojawia się kolejny stereotyp: że osoba konsekrowana nie kocha, nie kochała, albo co gorsza, przeżyła zawód miłosny i z żalu poszła do zakonu. Oboje wiemy, że to absolutna nieprawda i osoby, które tak myślą są w błędzie. Mało osób wie, że siostry zakonne też chodzą na randki i spotykają się ze swym Oblubieńcem Jezus. Można być zakochanym i w tym zakochaniu głęboko kochać, i zakochiwać się na nowo każdego dnia również w życiu konsekrowanym. 

Skąd pomysł na taką formę książki?

Jak wspomniałam wcześniej, tytuł i podtytuł zdeterminowały zawartość. Jest tam jasno powiedziane, że będą to rozmowy. Poszłam zatem na słowem Jezusa. 

Rozmów jest dziewiętnaście. Podejrzewam, że były one znacznie dłuższe niż to, co możemy przeczytać w książce. Co decydowało o istocie, o tym, że akurat ten, a nie inny fragment rozmowy trafił do książki?

Modlitwa. 

A osoby, które się w niej znalazły?

Również modlitwa i posłuszeństwo natchnieniom Ducha Świętego, Kościołowi i przełożonym konkretnych zgromadzeń, instytutów itd. Ich zdanie uznawałam jako wolę Pana Boga. Przyjęłam też zasadę, że warunkiem koniecznym jest profesja wieczysta bohaterów książki.  

Co na temat tej książki mówią same osoby konsekrowane, poza oczywiście tymi, którzy mieli udział w jej powstaniu?

Z tego co wiem, książka dla osób konsekrowanych jest umocnieniem, czasem wspomnieniem jak to było na początku, może refleksją. A co dokładnie, to trzeba by było ich zapytać. 

Gdzie można nabyć tę książkę?

Na pewno można nabyć ją w księgarniach internetowych, w sklepie internetowym Wydawnictwa Unitas, jak również pomalutku pojawia się w księgarniach tradycyjnych.

„Zakochani są wśród nas”. Tytuł i sama okładka średnio mogą kojarzyć się z osobami konsekrowanymi. Trzeba będzie zajrzeć do środka. Skąd pomysł na taką okładkę?

To też pomysł Pana Jezusa. Kiedy się modliłam, pytałam: „Panie Jezu, dałeś pomysł, dałeś ludzi. Ale jaką chcesz okładkę? Jak damy ludzi pod krzyżem, to nikt nie przeczyta, jak damy uśmiechniętych, to powiedzą, że sekta Jehowy... Czego Ty chcesz?” – zapytałam. I od razu zobaczyłam oczami wyobraźni jak ma ona wyglądać.  Też zastanawiałam się dlaczego akurat taka i doszłam ze znajomymi do wniosku, że różnorodność kolorów może świadczyć o przeróżnych kolorach miłości, a tęczowe litery mogą przypominać przymierze Boga zawarte z Noem (zob. Rdz 9, 11-17). Mówiąc też o kolorach miłości, wspomnę, że ta książka jest pierwszą częścią.

To będą następne?

Tak, druga o małżeństwach, trzecia o kapłanach. 

Dlaczego akurat tak?

Po to, żeby pokazać, że w każdym stanie można się zakochać, być zakochanym, trwać w głębokiej miłości i zakochiwać się każdego dnia na nowo. 

„O zakochaniu, które się nie kończy...”. Skąd ta pewność? 

Bo Bóg jest Miłością, a Bóg się nie skończy! (por. 1 J 4, 8-16). Czy jesteś osobą konsekrowaną, kapłanem, żoną, mężem - wszędzie jest miłość. Zakochanie po pewnym czasie przechodzi w miłość, jednak, aby nie stała się ona nudna i nie spowszedniała, trzeba ją podsycać. Zarówno w małżeństwie, jak i w życiu kapłańskim czy zakonnym, gdy się nie chodzi na randki, łatwo wpaść w rutynę.  Skąd mamy tyle rozwodów? Ludzie zapominają, że o miłość trzeba dbać, że ogień trzeba podsycać. Randką dla osoby konsekrowanej jest chociażby Adoracja Najświętszego Sakramentu.

W dzisiejszych czasach mało kto zakochuje się raz. Co decyduje o tym, że akurat to, a nie inne zakochanie przeradza się w miłość? Wiele osób po prostu rozeznaje, że to nie to, że nie jesteśmy dla siebie. Do kiedy można podjąć taką decyzję?

Od tego jest narzeczeństwo, czy czas formacji. Tutaj, poznając się coraz lepiej, można dojść do wniosku, że nie jesteśmy dla siebie, czy nie jest to moje powołanie. Takie sprawy odczuwa się w sercu. To jest czas, gdy mogę powiedzieć: „Panie Jezu, chyba źle kombinuję, może Ty jednak chcesz ode mnie tego, abym miała np. innego małżonka”. Jeśli natomiast jest już po ślubie, po ślubach wieczystych, po święceniach kapłańskich, to klamka zapadła. Tu już nie ma miejsca na pomyłkę. Oczywiście w przypadku małżeństw Kościół może stwierdzić, że zawierany sakrament, w momencie jego zawierania był nieważny, ale gdy mówimy o święceniach kapłańskich, to Bóg się nie myli. To powołanie zostaje potwierdzone przez Kościół, krótko mówiąc, jest potwierdzone przez samego Pana Boga. 

Na ile masz pewność, że osoby, które występują w Twojej książce są w zakonach z powodu miłości, a nie z innych przyczyn?

Myślę, że czytelnik po przeczytaniu książki, sam będzie mógł odpowiedzieć na to pytanie.  

<<< KUP GENIALNĄ KSIĄŻKĘ O MIŁOŚCI BOGA - CZYLI intymnie, prawdziwie i pięknie PATRYCJA HURLAK >>>

[koniec_strony]

Zakochanie zakochaniem, miłość miłością. Ktoś może powiedzieć, że to tylko słowa. Przykładowo, całkiem niedawno, po dwudziestu latach, znany dominikanin z Krakowa, duszpasterz, autorytet wielu młodych ludzi rzucił habit i ogłosił, iż w końcu odnalazł miłość życia… Odszedł z chłopakiem…

Diabeł najchętniej uderza w takie osoby, które pięknie mówią, które robią wiele dobrego. Robi tak dlatego, że jeśli uda mu się rozbroić takiego pasterza, to ma trzy gole za jednym zamachem. Ma jego samego, osobę, z którą duchowny się wiąże i rozbicie owoców pracy duszpasterskiej tego kapłana. Przypadek, który podałeś jest mega patologiczny, skrajny. Najczęściej ktoś odchodzi z powodu dziewczyny. Tłumaczenie jednak po święceniach, że źle się rozeznało jest okłamywaniem samego siebie, bądź uleganiem kłamstwu złego ducha.

Odnoszę wrażenie, że łatwo potępiłabyś wiele osób. Mamy Rok Miłosierdzia. Czy osoby, które gdzieś kiedyś się zagubiły dziś nie mogą już liczyć na szczęście?

Wszyscy się gubimy i możemy liczyć jedynie na Miłosierdzie, bo sami nic nie możemy. Od sądzenia jest Pan Bóg, i Jemu to zostawmy. Na miłosierdzie może liczyć każdy, bo Bóg nie chce „śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i miał życie.” (Ez 33,11)

Wielu byłych księżych przeczyta tę rozmowę i pewnie powie: „Co to za bzdury, ja jestem szczęśliwy”.

Tym, co kto powie bym się w ogóle nie przejmowała. Fakt, że wywołali ogromne zgorszenie jest niepodważalny. Co na temat zgorszenia mówi Ewangelia, doskonale wszyscy wiemy. Na miłosierdzie może liczyć każdy, czego doskonałym przykładem jest chociażby dobry łotr. Jeżeli ksiądz nie uzyskał dyspensy od celibatu i żyje poza sakramentami, to ja nie uwierzę, że może być naprawdę szczęśliwy, jeśli wie czym jest Eucharystia, kto jest w Eucharystii, kim jest Jezus. Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby, o ile rzeczywiście poznał żywego Jezusa, mógł być szczęśliwy, nie korzystając z sakramentów. Jezus mówi jasno: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie , straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10,38-39). Trzeba by było się nad tym mocno zastanowić. Jeżeli odchodzisz z kapłaństwa, nie uprawiasz seksu z dziewczyną, z którą się wiążesz, czekasz na zwolnienie z celibatu, dzwonisz, piszesz, prosisz itd. i wchodzisz w tę relację dopiero, gdy uzyskasz na to zgodę, to OK. Jeśli natomiast świadomie wchodzisz w grzech ciężki albo przez jakiś czas żyjesz podwójnym życiem, to sorry. Wiem doskonale, że każdy ma słabości i że najczęściej ci, którzy zarzekają się, iż nie popadną w jakiś grzech właśnie w niego popadają. Droga do nieba jest drogą przez ciernie, którymi człowiek rani sobie nogi. Zakochać się w kobiecie, kiedy jesteś księdzem wolno, bo średnio zdrowym byłbyś mężczyzną, jakbyś się nie zakochiwał. Sęk w tym, co z tym zakochaniem zrobisz. Podobnie jak w małżeństwie, żonie czy mężowi może spodobać się ktoś inny, ale wyboru już dokonał przyrzekając przed Bogiem „miłość, wierność i uczciwość małżeńską, i że cię nie opuszczę aż do śmierci”, więc nie idzie za „ułudą nowości” tylko trwa, bo kocha.  Gdy jednak załóżmy mąż, po dwudziestu latach powie żonie, że źle rozeznał powołanie, że jednak teraz spotkał tę właściwą dziewczynę, a ich małżeństwo było pomyłką, bo dopiero teraz jest szczęśliwy, czy będzie to fair?

Rozumiem, że na ten temat więcej będzie w drugiej części książki. Kiedy możemy się jej spodziewać? 

Jeżeli Pan Bóg da i świat będzie istniał, to druga część „Zakochanych…” powinna ukazać się na Walentynki w przyszłym roku. Będzie to książka o małżeństwach, o tym jak w małżeństwach podsycać zakochanie, niezależnie od tego, ile jest się lat po ślubie: pięć, dziesięć czy pięćdziesiąt. Powiemy też o tym, że nie ma osoby, która nie ma możliwości przyjmowania Komunii Świętej. Jest to zawsze indywidualna decyzja człowieka. Istnieje bardzo dużo mitów na ten temat, ludzie myślą, że rozwód równa się z ekskomuniką, co jest nieprawdą. Wielu nie zdaje sobie sprawy, że osoby rozwiedzione, które żyją same, nadal mogą przyjmować Komunię Świętą. Bardzo wiele osób nie ma pojęcia o instytucji białego małżeństwa, o której mówi ostatni list biskupów na Święto Świętej Rodziny. Jest w nim jasno powiedziane o osobach żyjących w związkach niesakramentalnych, które mają przeszkody, aby zawrzeć związek sakramentalny, czyli na przykład są po rozwodach, a posiadają dzieci. Kościół wcale nie każe im się rozwodzić. Jeżeli chcą przyjmować Komunię Świętą to wystarczy, że zachowają wstrzemięźliwość od czynności, które przynależą tylko małżonkom.

<<< KUP GENIALNĄ KSIĄŻKĘ O MIŁOŚCI BOGA - CZYLI intymnie, prawdziwie i pięknie PATRYCJA HURLAK >>>

Czyli forma książki będzie ta sama?

Tak, nadal będą to rozmowy o miłości. 

Rozumiem, że książka jest w trakcie przygotowania?

Tak, powoli zbieram odpowiednie osoby. 

Podczas tych trzech lat na pewno miałaś okazję do jeszcze lepszego rozeznania tego, czego chce od ciebie Pan Jezus. Z jakimi trudnościami się spotykałaś i co spowodowało, że udało ci się je pokonać?

Nie będę opowiadać o trudnościach, o tym, co negatywnego się działo, dlatego że część rzeczy czarny robi po to, aby człowieka zgasić („przestań mówić” – szepcze). Część natomiast daje Pan Jezus jako doświadczenie. A to po to, aby tak naprawdę przybliżyć człowieka do Siebie. Kiedyś gorszyłam się wieloma sprawami. Na samym początku, kiedy księża zdecydowali, że będę jeździć ze świadectwem po kościołach, to zadanie okazało się dla mnie bardzo trudne. Z każdej  parafii wracałam z płaczem.

Dlaczego? Co się działo?

Tak to jest, jak się posyła dwulatka (byłam dwa lata po nawróceniu) do głoszenia. Ks. Mateusz Czubak i ks. Marek Paluszkiewicz nie bardzo rozumieli, dlaczego ja płaczę, dokładnie tak jak nie zawsze dorosły zrozumie rozżalenie dziecka. Gdy się zorientowali co się dzieje, powiedzieli zdziwieni „Ale ty nie możesz wymagać od wszystkich w Kościele, żeby żyli Ewangelią”. Zaliczyłam szok, bo byłam pewna, że jeżeli ktoś jest w Kościele, jeżeli już opowiada się za wiarą, to powinien co najmniej mieć dobrą wolę do życia Ewangelią. A tymczasem często spotykałam się ze ścianą, z tym, że jednak tak nie jest, że bywa tak, iż ktoś idzie do kościoła odmawiać różaniec, a po chwili już obmawia sąsiadkę, obgaduje księdza czy przychodzi do mnie z awanturą, jakim prawem mówię, że horoskopów nie wolno czytać (choć KKK mówi jasno, że to jest grzech – zob. pkt.2116-2119). Czułam się jak w tekście z dziecięcych zeszytów „chciałam dać im swoje serce, a oni przybiegli z nożem i widelcem”.  Dziś dziękuję Jezusowi za te doświadczenia, bo właśnie w nich, w tych ranach zadawanych przez ludzi, dał mi zaszczyt być do Niego podobną. Po pewnym czasie zaczęłam dostrzegać, że życie Ewangelią faktycznie jest trudne. Pan Jezus wielokrotnie mi pokazuje, w których momentach nie żyję Ewangelią. Ujawnia, kiedy wraca do mnie „stary człowiek”, kiedy odzywa się „faraon, który we mnie mieszka”. Przez te niecałe trzy lata miałam przyspieszony kurs latania. Wydarzyło się tyle, ile niektórym ciężko doświadczyć przez całe życie.  Spotykam się z różnymi opiniami. Podczas pisania „Nawróconej wiedźmy” pewna dziennikarka powiedziała mi: „Patrycja, co ty robisz, ty chcesz skreślić wszystko, co zrobiłaś w życiu, przecież jak wyjdzie ta książka, to ty nie będziesz już grała, ludzie nie obnoszą się tak z wiarą…”. Odpowiedziałam jej, że Jezus mówi „rozgłaszajcie na dachach!” (Mt 10,27), więc jak mogę milczeć. Wtedy ksiądz Mateusz Czubak, z którym pisaliśmy książkę, zadał mi jedno pytanie: „Czy jesteś w stanie za to umrzeć?”. Znałam odpowiedź i „Nawrócona wiedźma” ukazała się. Dlatego rani mnie, kiedy ktoś obmawia mnie za plecami, mówiąc chociażby, że robię karierę na Panu Bogu. Niech się dobrze rozejrzy i sprawdzi, jak dużo gram w tym momencie, a przecież jestem aktorką; czy naprawdę można powiedzieć, że robię na Nim karierę? Jednak jeżeli ta moja „kariera na Panu Bogu” choć jednej osobie pomoże, to i tak warto było, wystawić się na te ciosy. Są osoby, które zarzucają mi inne przeróżne, nie wiadomo skąd wzięte rzeczy. Zapraszam je czasem, aby pojeździły ze mną i zobaczyły, przyjrzały się z bliska, jak wygląda dziś moje życie. Po trzech dniach, a czasem i po jednym taka osoba ma już dość. Jeżeli ktoś mnie pyta, gdzie mieszkam, to odpowiadam, że w zasadzie mieszkam w samochodzie. Mam w nim farelkę, czajnik, kawę, herbatę, cukier, ubrania na różną pogodę, w zasadzie taką mini szafę. Czy to jest taka super kariera? Bardziej bym powiedziała, że raczej życie przy Narzeczonym. Jeździmy razem, jestem wszędzie gdzie Pan Jezus mnie weźmie: czy to jest Polska, czy inny kraj. Cały czas w drodze, mój samochód ma nabite już mnóstwo  kilometrów, ale i tak jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo Jezus jest wciąż przy mnie. Jest też Maryja i wielu zaprzyjaźnionych Świętych.

Co byś powiedziała osobie, która doszła do tego samego momentu, do którego Ty dotarłaś i widząc to, co się dzieje w Kościele obmowy, faryzeizm, życie niekoniecznie zgodne z Ewangelią, powiedziała, że nie chce mieć nic wspólnego z taką instytucją? 

„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień.”(J 8,7). Powiedziałabym, żeby przeczytała raz jeszcze, ale uważnie wszystkie cztery Ewangelie. Nawet św. Piotr, pierwszy papież, trzy razy zaparł się Jezusa (zob. Mt 26,69-75). Jesteśmy grupą grzeszników idących razem do nieba. A gdy ktoś Ci dokuczy – pamiętaj, że faryzeusze i uczeni w Piśmie, robili to samo Panu Jezusowi. Mimo że to trudne doświadczenia,  pojawianie się ich oznacza, że jesteś coraz bliżej Jezusa, bo stajesz się coraz bardziej do Niego podobny, więc podziękuj Mu za to i nie trać wiary. Ja na początku się denerwowałam, było mi bardzo przykro, ale później zaczęłam zauważać to, co mówi Słowo: że fałszywych proroków się chwaliło, fałszywym prorokom wszyscy przyklaskiwali, a prawdziwym zarzucano złe intencje i najczęściej chciano ich zamordować albo unieszkodliwić. Jezusa ukrzyżowano. Wiedz, że do zbawienia nie ma innej drogi jak przez krzyż. Nie chcę powiedzieć, że masz nie być szczęśliwy. Chodzi tylko o to, że Pan Jezus będzie dawał takie krzyże. Trzeba się wtedy uśmiechnąć i powiedzieć: „Dziękuję Ci Panie Boże, zarówno za to, że mam co zjeść, że mam czego się napić, że mam cukierki wtedy, kiedy potrzebuję, jak i za ten krzyż, za taką sytuację, w której mogę być podobny do Ciebie”.

Wiem, że przez te parę lat szukałaś też odpowiedniego miejsca dla siebie. Jeździłaś po różnych zakonach, zgromadzeniach, starałaś się rozeznać wolę Bożą. Do tej pory jednak nie znalazłaś odpowiedniego miejsca dla siebie. Co zatem zamierzasz?

Rzeczywiście Tomku, ostatnim razem jak przeprowadzałeś ze mną wywiad o „Nawróconej wiedźmie”,  nie miałam pojęcia, jak sprawy się poukładają. Czy będzie to życie konsekrowane, którego nie umiałam nazwać, czy małżeństwo. Jednak w wakacje 2014 roku, gdy byłam na Białorusi u Franciszkanów Konwentualnych, Pan Jezus się oświadczył, powiedział: „Tak, chcę” i klamka zapadła.  Od tamtej pory wiem, że będzie to życie konsekrowane, jednak z formą życia do której mnie powołuje łączy się wiele przeciwności i trudności. Dlatego nie będę jeszcze o tym mówiła, poczekam na decyzję Kościoła, co będzie dalej, i wtedy się też pewnie dowiecie. 

Nie uważasz, że zarzuty skierowane w Twoją stronę mogą być zasadne. „Nawróconą wiedźmę” można zrozumieć, bo to część Twojego życia, ale robić się specjalistką od spraw, na których totalnie się nie znasz... 

Właśnie o to chodzi. Wszystkie książki, „Nawrócona Wiedźma” również, są o miłości. Ja poznałam żywą, prawdziwą Miłość i chcę się nią podzielić. Nie jestem specjalistką w żadnym z tych tematów, jestem aktorką. Jeżeli ktoś kocha i jest kochany, może uważać się za specjalistę od miłości. Powiem też coś tym, którzy myślą o mnie źle. Dziękuję wam ponieważ uczycie mnie miłości. Łatwo jest mi kochać osoby, które mnie kochają. Jednak Jezus powiedział w Ewangelii: Czym różnilibyście się od pogan, gdybyście kochali tylko tych, którzy was kochają? (por. Mt 43-48). Uczycie mnie miłości do tych, którzy mnie nie kochają, którzy biczują, do tych, którzy wkładają mi koronę cierniową na głowę, krzyżują. Będę dziękować Panu Bogu za was, również za każdy hejt w internecie. Słowo Boże zawsze, gdy jest głoszone zderza się ze ścianą. Jeśli szłoby zbyt gładko, faktycznie mogłabym pomyśleć, że jestem fałszywym prorokiem. (zob. Łk 6,26) 

Na koniec powiedz, czym zajmujesz się  na co dzień.

Głoszę świadectwo, rekolekcje dla młodzieży. Ostatnio nawet wraz z jedną z sióstr zakonnych poprowadziłyśmy takie pod nazwą „Zakochani są wśród nas”. Były one skierowane do młodzieży od gimnazjum do akademickiej. Dzielę się nie tylko swoim świadectwem dotyczącym okultyzmu, ale i doświadczeniem Eucharystii. Wielu młodych ludzi wciąż nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się podczas mszy świętej... Zawsze byłam zainteresowana nowinkami związanymi z filmami science fiction. Jak zobaczyłam „Avatara” w Imaxie, to po wyjściu przez pół godziny nie mogłam z wrażenia się odezwać. A co dopiero Eucharystia… Gdy wie się, co się dzieje w poszczególnych jej częściach, doświadczenie przewyższa milionkrotnie najlepszy film science fiction. Jest to „science” bez „fiction”, bo nauka nie jest w stanie wytłumaczyć jak to się wszystko dzieje podczas Eucharystii, ale rzeczywiście się dzieje.

Doświadczenie tajemnicy miłości, jej źródła...

Tak, Eucharystia jest niewątpliwie jej źródłem.

Na tym zakończmy. Dziękuję za rozmowę