" Po zmartwychwstaniu, wniebowstąpieniu i zesłaniu Ducha Świętego cuda - znaki, jakich dopełnił Chrystus, znajdują niejako swój "ciąg dalszy" w działalności Apostołów, a potem w działalności świętych i w dziejach Kościoła z pokolenia na pokolenie. Czytamy w Dziejach Apostolskich o licznych cudach spełnianych w "imię Jezusa Chrystusa" w związku z działalnością Piotra (por. Dz 3,1 - 8; 5, 15;  9,2 - 41), Szczepana (Dz 6,8), Pawła (np. Dz 14, 8 - 10). Żywoty świętych, dzieje Kościoła, a przede wszystkim procesy kanonizacyjne sług Bożych stanowią dokumentację, która po poddaniu jej bardzo surowej analizie ze strony krytyki historycznej i nauk medycznych potwierdza istnienie Mocy z wysokości, która przewyższa cały porządek natury i działa w nim. "

 Jan Paweł II
                                                                                                                     



Przez długi czas podchodziłem do cudów i wszelkiego rodzaju objawień bardzo sceptycznie. Kto mnie zna dobrze, ten wie jakim potrafiłem być ignorantem i zaprzeczać w nieskończoność rzeczom które jednak mają mocne przesłanki za prawdą i często Nauka nie potrafi w wielu przypadkach podać wyjaśnienia a co dopiero wskazać na fałszerstwo. Musiałem w końcu uznać fakt, że onerzeczywiście się zdarzają, po prostu tak jest! Są to rzeczy które daleko wykraczają poza sam rozum, logikę, tak "ubóstwianą" w dwudziestym pierwszym wieku. Ilekroć chciałem je wyśmiać, upatrywać się kłamstwa ludzi wierzących lub zarzucać im "ciemnotę" byłem szybko zagoniony w "kozi róg". Ciężko jest zaprzeczać realności nadprzyrodzoności kiedy ona realnie jest obecna, jest na to cała masa świadectw, dokumentacji, poparta niewytłumaczalnymi przez współczesną medycynę uzdrowieniami czy niemożliwymi do występowania zjawiskami, z punktu widzenia praw natury. 

Przejdźmy do sedna:

EUCHARYSTIA jest największym Skarbem całego Kościoła, najcudowniejszym darem jaki po sobie pozostawił Jezus Chrystus, nigdy do końca nie zrozumiemy "wagi" jej znaczenia i celu. Jak pisał  Jan Paweł II:Kościół otrzymał Eucharystię od Chrystusa, swojego Pana, nie jako jeden z wielu cennych darów, ale jako dar największy, ponieważ jest to dar z samego siebie, z własnej osoby.  Nie do pojęcia przez sam rozum, tylko wiara może pomóc przyjąć ten niewysłowiony cud. Eucharystia nie jest rzeczą, "wynalazkiem" zacofanych mędrców czy sprawą symboliczną. Eucharystia to po prostu żywy Chrystus, pokorny i wszechmocny jedyny prawdziwy Bóg uniżający się nad ludźmi, okazujący nie do zrozumienia miłosierdzie, miłość nie dającej się z niczym porównać! Gdy przyjmujemy jego ciało i krew świadomie, stajemy się bardziej żywi, to Jezus żyje w nas. 

"Ja jestem chlebem żywym [...]. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.[...] Jak mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie" ( J 6, 51 , 57)

Jak dotąd na całym świecie odnotowano aż 132 cuda eucharystyczne. Jaki jest ich sens? Jezus mówi przez nie do nas " Ja żyję, chcecie dowodów ludzie słabej wiary, proszę bardzo!  Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata". Ostatni cud eucharystyczny potwierdzony naukowo i uznany przez kościół katolicki za prawdziwy wydarzył się w stolicy Argentyny, Buenos Aires 18 sierpnia 1996 roku. 

18 sierpnia 1996 roku w kościele katolickim Santa Maria w Buenos Aires. Księdzu Alejandro Pezeta po zakończeniu  odprawiania mszy świętej., powiedziano, że na podłodze tego kościoła leży porzucona Hostia Duchowny podniósł wskazany przedmiot z zamiarem spożycia, jednak widząc jego stan, umieścił go w naczyniu z wodą i włożył do tabernakulum. Po kilku dniach zauważył, że hostia zmieniła się w jakąś dziwną, krwistą substancję, która w ciągu następnych kilku dni jeszcze się powiększyła. W roku 1999 kardynał Jorge Mario Bergoglio podjął decyzję by wykonać badania naukowe, żeby sprawdzić z czym parafia ma do czynienia. 

" W 1999 r. kardynał Buenos Aires Jorge Mario Bergoglio zlecił wykonanie badań naukowych. W dniu 5 października 1999 w obecności przedstawicieli kardynała dr Castanon pobrał próbkę, którą następnie przesłano do naukowców w Nowym Jorku. Celowo nie poinformowano ich, skąd pochodzi. Dr Frederic Zugibe, patolog z Rockland County w stanie New York stwierdził, że substancja jest prawdziwym ludzkim ciałem i krwią, w której obecne jest DNA. Oświadczył: "badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. Ten mięsień jest odpowiedzialny za skurcze serca. (...) Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znajduje się w nim wiele białych ciałek. Wskazuje to na fakt, że serce żyło w chwili pobierania wycinka (...) . Co więcej, te białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje na fakt że to serce cierpiało-np. jak ktoś, kto był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej".

Dr Frederic Zugibe dodał, że w takich warunkach białe ciałka przestałyby istnieć po kilku minutach. Wtedy wyjawiono mu prawdę, skąd owa próbka pochodzi. Wtedy dr Zugibe powiedział: "W jaki sposób i dlaczego konsekrowana Hostia mogła zmienić swój charakter i stać się ludzkim żyjącym ciałem i krwią, pozostanie dla nauki nierozwiązalną tajemnicą, która całkowicie przerasta jej kompetencje" - jak dowiadujemy się  z książki Rona Tesoriero "Powody aby wierzyć".

 

Jak dowiadujemy się z "Biografii Jezusa" Petera Seewalda:

" CUD EUCHARYSTYCZNY Z LANCIANO: tradycja wspomina o mnichu bazyliańskim sprawującym w VIII wieku we włoskiej mieścinie Lanciano ofiarę eucharystyczną, lecz odrzucającym wiarę w rzeczywistą obecność Boga oraz przeistoczenie w Ciało oraz Krew Chrystusa. Pewnego dnia jednak hostia stała się Ciałem, a wino w kielichu prawdziwą Krwią. Relikwia po dzień dzisiejszy pozostała w stanie naturalnym. Krew zakrzepła w pięć nierównych gródek ważących razem tyle samo, ile każda z osobna. W XIX stuleciu na zlecenie arcybiskupa Pacifico Perontoniego uniwersytet sieneński oraz wielu niezależnych naukowców wykonało dogłębne badania. Papież Jan Paweł II nakazał przeprowadzenie kolejnych. Wykazały one, że ciało jest prawdziwym ciałem ( ma strukturę tkanki mięśnia sercowego), a krew prawdziwą krwią.

 

Przed długi czas szukałem najlepszego z możliwych opisów zdecydowanie najbardziej widowiskowego cudu jaki kiedykolwiek się wydarzył, mowa o Fatimie i "cudzie Słońca". Przeglądając literaturę odnośnie wydarzeń z 1917 roku po raz kolejny najbardziej wiarygodny wpis znalazłem u Seewalda. Nie chciałem go dzielić na części, bo przez to zepsułbym końcowy efekt, zatraciłbym przesłanie tego jedynego w swoim rodzaju przesłania. Przepraszam za tak długi cytat ale inaczej nie mogłem, ta dawka informacji ze wszystkich publikacji które sprawdzałem wydaje się być najmocniej przemawiającą i oddającą to czego doświadczyli ludzie w tym jakże ważnym dniu. Ważnym nie tylko wtedy, tamta "lekcja" ma znaczenie także dzisiaj, właśnie teraz kiedy "postępowość" wszelkimi sposobami chce zatuszować znaczenie objawienia maryjnego. Żadne tłumaczenie stwierdzające, że była to masowa halucynacja nie wytrzymują zbyt długo na swoim stanowisku, niewyobrażalnie ciężko zanegować tę "manifestację" Boga. Czy wierzący są posiadaczami Prawdy? Nigdy jej nie mamy, co najwyżej ona ma nas, jak twierdzi Benedykt XVI.

" Za jeden z najbardziej spektakularnych niewyjaśnionych fenomenów wszech czasów uważa się CUD SŁOŃCA W FATIMIE. Cała historia rozpoczęła się 13 maja 1917 roku. W tym dniu troje pastuszków: Łucja od Jezusa dos Santos (10 lat), Jacinta Marto (7 lat) i Francisco Marto ( 9lat), w pobliżu rodzinnej wioski po raz pierwszy zobaczyło w jasnym świetle ukazującą im się kobiecą postać. Powiedziała im, że będzie przychodzić przez kolejne pięć miesięcy, zawsze trzynastego dnia miesiąca, "aby ludzie zmienili swoje życie i nie obrażali Pana Boga". 13 września 1917 roku zgromadziło się od dwudziestu pięciu do trzydziestu tysięcy osób. Dokładnie w południe jasno świecące dotąd na niebie słońce przygasło. Powietrze zabarwiło się na złotobrązowo. Widzowie ujrzeli błyszczącą kule poruszającą się ze wschodu na zachód, wydzielającą jasny ciepły blask. 

13 października napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny, doszło do wydarzenia, które Maryja zapowiedziała trzy miesiące wcześniej. Doniosły o nim niezliczone gazety. Około godziny 11 zebrał się imponujący tłum liczący od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu tysięcy osób: prości ludzie, dziennikarze, naukowcy, duchowni, wojsko i policja. W samo południe usłyszano uderzenie gromu, a jedno z dzieci, Łucja, zawołała, że widzi i słyszy nieznajomą panią (zapisane przez nią jej wypowiedzi stały się znane jako "trzy tajemnice fatimskie). Naoczny świadek prof.da Fonseca podał wówczas do protokołu:" Nagle przestało padać... Słońce stanęło w zenicie podobne do srebrnej tarczy. Widziało się je gołym okiem, gdyż nie oślepiało. (...) Nagle zaczęło drgać, poruszając się gwałtownie, aż wreszcie zawirowało z szaloną szybkością wokół własnej osi, jak gdyby było gigantycznym ognistym kołem wyrzucającym promienie o zmieniających się na przemian kolorach, czerwonym, zielonym, żółtym i niebieskim, które barwiły firmament, ziemię, drzewa, widzące dzieci oraz zebrany tłum. Trwało to cztery minuty. Gwiazda dzienna zamarła na chwilę, a potem podjęła swój niesamowity taniec... Siedemdziesięciotysięczny tłum stał w bezruchu z zapartym tchem... W pewnym momencie słońce zaczęło spadać i zygzakami zbliżać się do ziemi, a wszystkim wydało się, że nastąpi kosmiczna katastrofa zderzenia słońca z ziemią. Ludzie krzyczeli z przerażenia, błagali o miłosierdzie i wyrażali żal za grzechy. Niektórzy głośno spowiadali się ze swoich grzechów, sądząc, że to jest koniec świata. Na koniec wszyscy uklękli, modląc się razem na "głos". Jedynymi, na których fenomen nie zrobił żadnego wrażenia, okazały się zwierzęta. Nie wykazały one żadnej reakcji.

Pochodzący z Hildesheim Guenther Stolze, prawnik, medyk i teolog, poświęcił połowę życia na badania cudu słonecznego z Fatimy. Zebrał wszelkie dostępne dane, zasięgnął opinii uczonych z zakresu nauk przyrodniczych, jak laureata Nagrody Nobla John Ecclesa, a także przeprowadził kilka eksperymentów. W swojej analizie doszedł do wniosku, że w tym wypadku nie mamy do czynienia z fenomenem astronomiczno - meteorologicznym, psychologiczną sugestią masową czy też wydarzeniem parapsychologicznym. To, co zostało potwierdzone przez dziesiątki naocznych świadków, to factum sui generis, zdarzenie całkowicie unikalne.

Jako sędzia wydałby on następujący wyrok:" Niewątpliwie 13 października 1917 roku pastuszkowie rozmawiali z osobową inteligencją, niepochodzącą z tego świata, gdyż jej IQ dalece przewyższa poziom intelektualny mieszkańców ziemi".

Fenomen słoneczny to w gruncie rzeczy nie cud słońca, lecz anomalia pogodowa. Tym, co mieli widzieć świadkowie, byłyby odbicia światła słonecznego, gdyż samo Słońce pozostało niezmienione. Cały epizod należy ocenić jako kombinację ponad siedemdziesięciu małych cudów dokładnie do siebie pasujących. Cała ta kombinacja została obramowana ekstremalnym zjawiskiem pogodowym trwającym w sumie około dwanaście minut.

Obecne możliwości techniczne pozwalają w najlepszym przypadku na przewidywanie pogody do trzech dni naprzód i to z osiemdziesię-cioprocentowym prawdopodobieństwem. Dłuższe wyliczenia są dla meteorologii nieużyteczne. Długoterminowa prognoza w wypadku Fatimy równałaby się diagnozie "lekarza mówiącemu swojemu pacjentowi, że umrze za 153 dni na wydającą się być nieuleczalną nieznaną infekcję krwi, a trzy dni później o godzinie 13.52 zostanie całkowicie uleczony przed głównym wejściem do kolońskiej katedry i to przy intensywnych opadach śniegu. Cud byłby dowiedziony, jeśli podane wskazówki precyzyjnie spełniłyby się na oczach publiczności". W medianie czasu wynoszącej 153 dni (od pierwszego do ostatniego objawienia) Stolze zidentyfikował  "tajemną liczbę Jezusa", o której wspomina również Biblia (J 21,11). Nad miejscem objawienia odkrył także szczególną przestrzeń powietrzną w kształcie odwróconego leja i wysokości kilkuset metrów. W trakcje objawień, punktualnie w południe, pojawiła się osobliwa formacja chmur, swego rodzaju "statek powietrzny" przypominający - jak pokazują fotografie - wyglądem i wielkością żaglowiec. W jego wnętrzu dzieci widziały postać pięknej kobiety, której cichy głos słyszalny był też dla pozostałych obserwatorów.

Sam cud słońca należy sobie wyobrażać jako kalejdoskop, którego liczne części składowe zostały złączone 13 października "na podobieństwo gigantycznego mechanizmu wraz z naglą zmianą pogody, której bilans energetyczny wynosił sto tysięcy cetnarów masy". W sumie na około kwadrans powstał mikroklimat, "który badacze zajmujący się naukami przyrodniczymi uznali za niemożliwy". To co nastąpiło, to było widowisko w trzech aktach, jakie jeszcze nie oglądał żaden człowiek, w wykonaniu "prospektywnej inteligencji" dysponującej pełną wiedzą na temat każdego przedmiotu oraz jego przyczynowych możliwościach powiązań w przyszłości. W przypadku Fatimy wiedzę wiec o wszelkich składnikach oraz rachubach atmosfery naszej planety. W opinii Stolzego nakład energii materialnej niezbędnej dla cudu słońca wynosi "milionowe wielokrotności cudu uzdrowienia". To oczywiste - stwierdza - że "to widowisko w przestworzach było artefaktem stworzonym przez myślącą istotę dla myślących istot, pogodą przemawiającą do nas". Potrzebny tu iloraz inteligencji przekracza ludzkie możliwości. Wniosek: " Żadna religia, żaden światopogląd ani gałąź nauki nie doświadczyła niczego podobnego. Cudotwórczyni jest więc najinteligentniejszym stworzeniem wszechświata". (...) "To nic nadzwyczajnego - podsumowuje Alfred Laepple, teolog, jeden z najpłodniejszych umysłów literatury duchowej XX wieku. - To raczej wspomniana przez samego Jezusa <normalność>, skoro historia wiary chrześcijańskiej to od zawsze także historia cudów. W cudach historii Kościoła cuda Jezusa doświadczają wielopostaciowej kontynuacji oraz ekspansji. Zmartwychwstały Chrystus nadaje cudom zupełnie nowy wymiar, tak, że wierzący staje się narzędziem jeszcze <większych> dzieł i cudów niż Jezusowe"

Seewald w innym miejscu w treściwy sposób tłumaczy Cud św Januarego w Neapolu i objawienie Matki Boskiej w Lourdes:

"CUD KRWI Z NEAPOLU: coroczne upłynnienie krwi św. Januarego w Neapolu to jeden z najdłużej i najlepiej udokumentowanych fenomenów w historii. Na jego temat powstało ponad 1470 publikacji książkowych. W czasie prześladowania chrześcijan za cesarza Dioklecjana January był biskupem Benewentu i w roku 305 został ścięty w Puteoli. Zaraz po egzekucji jedna z chrześcijańskich kobiet nabrała krwi męczennika do dwóch flakoników. Od całych stuleci skrzepnięta krew "ożywia się", przechodząc w stan płynny w pierwszą niedzielę maja, 19 września (i przez kolejne siedem dni), czasem 16 grudnia oraz z okazji wyjątkowych wydarzeń. 

CUD Z LOURDES: 11 lutego 1858 roku córce młynarza Bernadetcie Soubirous przy grocie Massabielle po raz pierwszy ukazała się tajemnicza niewiasta, która później przedstawiła się jako "Niepokalanie Poczęta". Podczas piętnastu z osiemnastu objawień zgromadziło się od dziesięciu do dwudziestu tysięcy osób. Po pierwszych uzdrowieniach wodą ze źródła, których liczba ciągle wzrastała, w roku 1883 założono stałe centrum lekarskie mające naukowo badać poszczególne przypadki odzyskania zdrowia. Z 6800 zgłoszonych kazusów Kościół uznał dotąd 67. "Suwerenny Bóg może ingerować w prawa natury, dokonując dzieł wykraczających poza możliwości pojmowania rozumu" - orzeka dr P. Theiller, stały pracownik centrum lekarskiego. W dokumencie traktującym o uleczeniu Niemki Thei Angele, biskupa Tarbes i Lourdes z 28 czerwca 1961 roku czytamy: " Mocą autorytetu udzielonego nam w tym względzie przez Sobór Trydencki podporządkowując naszą decyzję władzy papieskiej, niniejszym orzekamy, że powrót do zdrowia Thei Angele, siostry Marii Mercedes, jaki nastąpił 20 maja 1950 roku w Lourdes, jest cudem i jako taki musi zostać przypisany szczególnej interwencji Najświętszej i Niepokalanej Dziewicy Maryi i Matki Bożej". 

Książka Petera Sewalda miała premierę w styczniu 2011, dwa miesiące później w tym samym roku, przez kościół zostało zaakceptowane kolejne uzdrowienie. 27 marca 2011 roku  oficjalnie ogłoszono kolejny cud, który dokonał się za wstawiennictwem Matki Bożej z Lourdes. Dotyczy on francuza François Serge z diecezji Angers , który został uzdrowiony 12 kwietnia 2002 roku w Lourdes w wieku 56 lat. François Serge cierpiał na paraliż nogi. W kwietniu 2002 roku udał się wraz z diecezjalną pielgrzymką do Lourdes, podczas której został uzdrowiony. W trakcie modlitwy przed grotą objawień poczuł ogromny ból, który z czasem zamienił się w ulgę i ciepło. Po zgłoszeniu swojego uzdrowienia do biura medycznego w Lourdes, zaczęto badać przypadek Serge'a. Ostatecznie został on uznany przez lekarzy za niewytłumaczalny w świetle obecnej wiedzy medycznej. Kościół katolicki uznał go za cudowny, już po raz 68.

 

Często zapominamy o tym, że cuda zdarzają się też w naszym kraju i nie są wcale gorsze "jakościowo" od innych. Na początku wymienię postać błogosławionego kapłana i zakonnikaKościoła katolickiego, ojca Stanisława Papczyńskiego, założyciela "Zgromadzenia Księży Marianów". Ksiądz Tadeusz Rogalewski w "Żywocie Stanisława Papczyńskiego" opisał pokrótce cud jaki się wydarzył za jego wstawiennictwem:

"W pierwszych tygodniach ciąży u pewnej kobiety pojawiło się zagrożenie utraty dziecka. Dzięki pomocy lekarzy niebezpieczeństwo zażegnano. Radość rodziców nie trwała jednak długo. Wkrótce znów pojawiło się zagrożenie poronieniem. U dziecka ustała akcja serca i płód się zmniejszył. Po dwukrotnych badaniach lekarz stwierdził, że dziecko nie żyje. Trzy dni później pacjentka przyszła na zaplanowaną wizytę. Lekarz wykonał badanie USG aby sprawdzić, czy dokonało się samoistne poronienie. Gdyby do niego nie doszło, miał przystąpić do zabiegu usunięcia martwej ciąży. Ku zaskoczeniu swemu i matki stwierdził, że serce dziecka bije. Wydało mu się to niemożliwe, więc powtórzył badanie na innym aparacie. Jego wynik potwierdził, że dziecko żyje.

W niecałe siedem miesięcy później rodzina cieszyła się narodzinami dziecka, które przyszło na świat zdrowe i rozwija się prawidłowo.

Łaska ta — jak się później okazało — została wyproszona za wstawiennictwem o. Stanisława Papczyńskiego. Kuzyn a zarazem ojciec chrzestny matki, dowiedziawszy się o ciężkim stanie ciąży swej córki chrzestnej, natychmiast rozpoczął nowennę za przyczyną Ojca Założyciela w intencji uratowania dziecka. Przytoczone fakty dokonały się w trakcie tej dziewięciodniowej modlitwy. Do nowenny włączyli się z czasem inni członkowie rodziny. Tak pomyślne zakończenie tego dramatycznego zdarzenia — bez jakichkolwiek wątpliwości — związano ze wstawiennictwem o. Papczyńskiego.

W sprawie tego domniemanego cudu, w latach 2003-2004 z ramienia Kurii przeprowadzono dochodzenie diecezjalne.

Konsulta Lekarska Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych na sesji w dniu 12 maja 2005 r. orzekła, że prawami nauki nie można wyjaśnić nieoczekiwanego odzyskania ciąży po samoistnym jej przerwaniu przez poronienie wewnętrzne. Następnie dnia 3 października odbyła się druga Sesja Zwyczajna Ojców Kardynałów i Biskupów, na której ustalono, że cud dokonał się z Boskiego zrządzenia.

Papież Benedykt XVI po zapoznaniu się z dokładnym sprawozdaniem z tych wszystkich spraw uznał cud i w dniu 16 grudnia 2006 r. orzekł: Uznaje się cud, dokonany przez Boga za wstawiennictwem Czcigodnego Sługi Bożego Stanisława od Jezusa i Maryi (w świecie Jana Papczyńskiego), Kapłana i Założyciela Zgromadzenia Księży Marianów pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP, mianowicie nieoczekiwane ożywienie ciąży pani NN., w 7-8 jej tygodniu, po samoistnym jej przerwaniu przez «poronienie wewnętrzne» udokumentowanym ultrasonograficznie, z postępującym jej rozwojem aż do prawidłowego zakończenia porodem, bez negatywnych następstw dla płodu, który urodził się żywy i zdrowy 17 października 2001 r.

Decyzja ta otworzyła drogę do beatyfikacji Ojca Papczyńskiego."

 

Jak czytamy w "Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych Archidiecezji Poznańskiej - Dekrecie Dotyczącym Cudu":

"...Dnia 20 września tegoż roku (2005 dopisek autora) miało miejsce zebranie Konsulorów Teologów, a dnia 2 maja 2006 r. Sesja Zwyczajna Ojców Kardynałów i Biskupów, na której Ponensem (referentem) Sprawy był Jego Ekscelencja Lino Fumagalli, Biskup Sabiny - Poggio Mirteto. Następnie dnia 3 października odbyła się druga Sesja Zwyczajna. Przez obydwa Gremia - tak Konsultorów, jak też Kardynałów i Biskupów - na postawioną wątpliwość czy jest pewne, że z Boskiego zrządzenia dokonał się cud, została udzielona odpowiedź twierdząca. 

 

Chciałbym także przypomnieć o cudzie za wstawiennictwem Jana Pawła II.

Do Watykanu doszło kilka tysięcy świadectw ludzi twierdzących, że dzięki Janowi Pawłowi !! zostali w niezwykły sposób uzdrowieni. Z tej całej masy świadectw wybrano około 240 z nich, najmocniej świadczących o dokonanym cudzie. Po długich analizach wybrano jeden cud, potrzebny do beatyfikacji, którym okazał się przypadek francuskiej zakonnicy Marie Simon - Pierre.

 Marie Simon-Pierre , która cierpiała na późne stadium choroby Parkinsona, pewnego ranka obudziła się zdrowa. Lekarze orzekli, że nie są w stanie naukowo wytłumaczyć uzdrowienia. W 2001 roku zdiagnozowano u niej chorobę Parkinsona, to samo schorzenie, na które cierpiał Jan Paweł II. Jej stan pogarszał się z miesiąca na miesiąc. Choroba dotknęła całą lewą stronę ciała, powodując poważne utrudnienia. Zakonnica została uzdrowiona z choroby Parkinsona w dwa miesiące po śmierci Papieża. Kiedy pojechała na konsultacje do swego neurologa, ten widząc jej doskonałą formę zapytał, czy podwoiła dawki przyjmowanych leków. Po badaniu nie znalazł żadnych oznak choroby. Pewność, że Parkinson w niewytłumaczalny sposób zniknął, uzyskał po kolejnym badaniu przeprowadzonym pół roku później.

"To historia, która zadecydowała o wyniesieniu Jana Pawła II na ołtarze. Opowiada ją uśmiechnięta francuska zakonnica, która powtarza: „Czy to jest cud, tego nie wiem, o tym będzie musiał zadecydować Kościół. Ja wiem tylko, że wcześniej miałam chorobę Parkinsona, modliłam się do Jana Pawła II i moja choroba zniknęła”. Ma promienny uśmiech i bystre, nadal pełne zdumienia oczy spoglądające zza owalnych okularów."  - twierdzi Andrea Tornielli, autor książki "Jan Paweł II. Niezwykłe historie", znany włoski pisarz i watykanista z włoskiego dziennika "Il Giornale". W innym miejscu Tornielli pisze :

"...7 czerwca, jak to było ustalone, poszłam do neurologa, u którego leczyłam się przez cztery lata. On również był zdumiony, kiedy stwierdził cofnięcie się wszystkich objawów choroby mimo odstawienia wszelkich leków na pięć dni przed wizytą. Następnego dnia nasza przełożona wezwała wszystkie nasze wspólnoty do modlitwy dziękczynnej. Całe zgromadzenie rozpoczęło nowennę dziękczynną do Jana Pawła II za to, co się stało”.

Od tamtego czasu objawy choroby nie powróciły, a postulator sprawy beatyfikacyjnej papieża Jana Pawła II wybrał ten przypadek, aby przedstawić go Kongregacji ds. Świętych: nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby wzięto pod uwagę cud uzdrowienia z choroby Parkinsona. „Przerwałam całe leczenie. Zaczęłam normalnie pracować, nie mam żadnych trudności w pisaniu, prowadzę samochód nawet na długich trasach. Mam wrażenie, jakbym się na nowo narodziła. To zupełnie nowe życie, bo nic nie jest tak jak wcześniej. Mogę dziś powiedzieć, że przyjaciel, który odszedł z tej ziemi, jest teraz bardzo blisko mojego serca. Sprawił, że dojrzało we mnie pragnienie adoracji Najświętszego Sakramentu i miłość do Eucharystii, która zyskała pierwsze miejsce w moim życiu codziennym. To, co Pan pozwolił mi przeżyć za wstawiennictwem Jana Pawła II — kończy, uśmiechając się s. Marie — to wielka tajemnica, trudna do ubrania w słowa... Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.

AdrianJ