- Proszę się pytać organizatorów szczepień, dlaczego tak się stało. Ja się tam nie pchałem, ja nie zabiegałem. Mogłem się zaszczepić w Parlamencie Europejskim, ale wolałem w Polsce — mówił europoseł wybrany z listy Koalicji Obywatelskiej na antenie Radia Zet odnosząc się do zaszczepienia poza kolejnością w Centrum Medycznym WUM.

- Dzwoniłem z prośbą o wystawienie recepty i właśnie wtedy się dowiedziałem, że jest taka możliwość, zapytałem czy może ona mnie dotyczyć, otrzymałem potwierdzenie i zjawiłem się w centrum medycznym - dodał w rozmowie w programie Beaty Lubeckiej.

Redaktor Lubecka czytała pytania od słuchaczy, a jedno z nich brzmiało:

- Czy lęk przed wirusem pana premiera Millera jest większy niż mój? Mam 47 lat, cukrzycę, depresję, problemy z krążeniem, wszczepiony rozrusznik, żyję w zagrożeniu przeszczepu serca. Pytam serio, bez złośliwości, chciałbym usłyszeć odpowiedź. Jestem mężem, ojcem i żyję w strachu, aby moich dziewczyn nie zostawić samych.

- Ja nie wiem czy jest większy czy nie, ale wiem jedno, że człowiek 75-letni jest bardziej narażony niż 47-letni. I dlatego nie bez powodu seniorzy tacy jak ja są przewidziani do szczepień w pierwszym etapie zaraz po medykach. Ja jeszcze raz powtórzę, jestem seniorem, jestem leczony w przychodni, która organizowała te szczepienia. I prowadzę bardzo aktywną działalność, bardzo aktywne życie i tyle – odparł polityk SLD.

- Adam pyta, czy zamierza Pan w związku z tym zadośćuczynić i przeznaczyć np. miesięczną pensję europosła na rzecz służby zdrowia w Polsce? - brzmiało kolejne pytanie słuchacza przeczytane przez prowadzącą.

- Nie. Natomiast złożyłem już taką deklarację, że gdy będę już całkowicie odporny, to chętnie poświęcę swoje weekendy na pracę ochotniczą dla Centrum Medycznego. Mogę coś robić na rzecz przekonywania tych, którzy się wahają… - zapewnił Miller, polityk SLD.

mp/radio zet/twitter