Nawet lewica dostrzega brak realizmu groteskowej opozycji, która swoimi ekscesami odstrasza wyborców

W opublikowanym, na lewicowej stronie internetowej „Krytyki Politycznej”, artykule „Dajcie mi kandydatów, to na nich zagłosuję”, autorstwa Agnieszki Wiśniewskiej (redaktorki naczelnej strony KrytykaPolityczna.pl, byłej koordynatorki klubów i redaktorki książek Krytyki Politycznej, absolwentki UKSW, UW i IBL PAN, autorki książek o Henryce Krzywonos i Małgorzacie Szumowskiej), można przeczytać klasyczny zestaw oskarżeń pod adresem PiS, który „działa niechlujnie, ale skutecznie”.

Jednak redaktorka naczelna strony Krytyki Politycznej realistycznie zauważa, „że i tym razem protesty pod gmachem Sejmu partii Kaczyńskiego nie zatrzymują” i cytując Adam Leszczyński z „Newsweeka” stwierdza, że opozycja pod sejmem „całkowicie przegrała politycznie (…) bo cel protestów jest abstrakcyjny, sam protest zbyt radykalny, a protestujący nie ufają politycznym liderom opozycji”.

Lewicowa publicystka zauważyła też jak coraz mniej liczne stają się protesty przeciwników PiS, jej zdaniem najnowsze „protesty były znacznie liczniejsze niż te w ostatnich dniach. Co tylko potwierdza trend – jeszcze liczniejsze od nich były bowiem protesty w ubiegłym roku”.

Zdaniem publicystki Krytyki Politycznej „uliczne protesty są tylko jedną stroną politycznego medalu. Mogą być najliczniejsze, może nas być milion na ulicach, ale żeby się udało, na koniec ten milion musi pójść na wybory i musi mieć na kogo zagłosować”.

Według lewicowej publicystyki „jest tylko jeden pewny sposób na to, jak odsunąć PiS od władzy – opozycja musi wygrać wybory. A wszystko wskazuje na to, że te będą się jeszcze w najbliższych latach odbywać. (...) lewicowo-liberalne spektrum sceny politycznej powinno się ze mną zgodzić, że (...) nadal nie mieszkamy jeszcze w Białorusi czy w Rosji, gdzie jakieś wybory niby się odbywają, ale opozycja i tak nie ma w nich żadnych szans”.

Jak przypomina autorka tekstu z Krytyki Politycznej „partie opozycyjne (…) Nadal mogą (...) liczyć na media prywatne, a te są nadal silne, dostępne”. „Partie opozycyjne mogą też liczyć na pieniądze z budżetu państwa, wsparcie organizacji społecznych, a nawet ruchów oddolnych i organizacji trzeciego sektora, choć i tu pamiętamy, że niejednokrotnie organizacje te same muszą walczyć o swoje przetrwanie w wichrze pisowskiej kulturowej kontrrewolucji”.

Lewicowa publicystka w swoim artykule głosi, że opozycja może zdobyć poparcie wyborców, „ale najpierw muszą im coś zaproponować. Coś więcej niż rytualny konflikt PO-PiS, który jak widać po frekwencji na protestach już prawie wszystkim się opatrzył. Anty-PiS to za mało”.

Zdaniem publicystki wyborcom programy nie są potrzebne, tylko atrakcyjni liderzy z dobrymi pomysłami. A opozycja nie ma ani liderów, ani pomysłów. Przykładem tego ma być dyskusja o sytuacji w sądach. Zdaniem autorki tekstu, cytującej Michała Syska, opozycja winna „uznać społeczny gniew na sądy za uzasadniony, przedstawić własną wizję zmian w sądownictwie wskazując, że pomysły przedstawione przez PiS nie rozwiązują żadnego problemu, z którymi borykają się obywatelki i obywatele i z tą wizją reform wyjść poza swój twardy elektorat”. Niestety, jak wynika z tekstu autorki, choć ona sama tego nie wypowiada, opozycja do takiego wysiłku intelektualnego nie jest zdolna.

Według lewicowej publicystki, opozycja potrzebuje liderów „którzy są w stanie wydukać coś więcej niż „zatrzymać PiS” i porwać kogoś więcej niż – przy całym ogromnym szacunku – Obywateli RP”.

Rady dla opozycji Agnieszki Wiśniewskiej są sensowne. Jednak będą obserwatorem demonstracji organizowanych przez przeciwników PiS, muszę stwierdzić, że emeryci zaangażowani w groteskową opozycje, są tak zaślepieni swoją pychą, swoimi urojeniami o rzekomych urokach Unii Europejskiej i III RP (wynikającymi z tego, że realny świat przysłaniają im szyby ich wilii i luksusowych samochodów), że ten pragmatyczny głos przedstawicielki lewicy nie zostanie wysłuchany ani nawet zrozumiany przez wrogów partii Jarosława Kaczyńskiego, którzy dnia na dzień będą się staczać w odmęty karykaturalnego sekciarstwa i szaleństwa politycznego, którego finałem może być terroryzm.


Jan Bodakowski